Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Po co wracać?

Niedawno w telewizji często leciała taka scenka: młoda absolwentka historii – którą skończyła z wyróżnieniem – oczekuje na samolot do Dublina.
Już zaplanowała swoje życie na Wyspach. Karierę chce zacząć od zmywaka. Tuz przed odlotem rzuca jeszcze: Polska? Nigdy tu nie wrócę. Po co mam wracać? Ja traktowałem to początkowo jako żart, rodzaj kpiny, choć nie dawały mi spokoju te ostatnie słowa. Szybko jednak sam znalazłem się w Wielkiej Brytanii i telewizyjny klip stał się rzeczywistością. Wyruszyłem z kolegą, Radkiem. Podróż z Lublina to 2 godz. 45 min naszymi kochanymi liniami PKP do stolicy. Potem lot z Okęcia, paradoksalnie trwający tyle samo, z tym że do Dublina. Stąd jeszcze tylko autobusem i jesteśmy w Newry, mieścinie niewiele większej od Świdnika. To tu właśnie w ciągu ostatnich dwóch lat osiedliło się kilkudziesięciu lublinian. Dla nikogo więc nie byliśmy zaskoczeniem. Telewizja nie kłamie! Drugiego dnia naszej tułaczki obydwaj dostaliśmy pracę w bardzo ekskluzywnej restauracji. W podobnej pracowałem przed laty pod Lublinem, jednak na nieco ambitniejszym stanowisku. Najwidoczniej szef tutejszej stwierdził, że zmywak dla absolwentów teologii będzie odpowiednim miejscem. Nawiasem mówiąc, w seminarium mieliśmy dość dużą praktykę. Większość z nas przyjechała do Newry tylko na kilka miesięcy, góra na rok. Cel był dla każdego jasny: zarobić i wrócić do ukochanego miasta. Pobyt jednak się przedłużał i przedłużał... Jednym z pierwszych lublinian był tu chyba Robert. Poznałem go dopiero w Newry, ale szybko okazało się, że mamy wspólnych znajomych no i - co najważniejsze - łączy nas family city. Robert skończył w Warszawie pedagogikę resocjalizacyjną. W tym zawodzie szybko znalazł pracę. Jest pracownikiem socjalnym w miejscowym ośrodku dla bezdomnych. - Newry jest dla mnie szczególne. To tu poznałem swoją żonę, Ashlin - z radością opowiada Robert. - Właśnie kupiliśmy dom. Po co mam wracać? No właśnie. Trudno sobie wyobrazić, by pracownika socjalnego w Polsce stać było na dom. Daniela skończyła administrację w Wyższej Szkole Przedsiębiorczości i Administracji. Nad wyjazdem długo się nie zastanawiała. Najpierw Dublin, zaraz potem Newry. - Pracuję w biurze nieruchomości jako sekretarka - mówi. - Wieczorami dorabiam jeszcze w pobliskim sklepie. Siostra Danieli - Kamila - też wyjechała. Imała się różnych prac, ale w końcu trafiła do swojego zawodu. Jest przedszkolanką. Dziś obie nie widzą powodów, by wracać. Po co? Kolega Jan dopiero skończył liceum, a już jest managerem. Jest też dla wielu przykładem. Do Irlandii przybył od razu po ogólniaku. Na miejscu okazało się, że nie ma większych przeciwwskazań, by tu kontynuować naukę. Obecnie Jan studiuje zarządzanie na Uniwersytecie Queen\'s w Belfaście. Pracę zaś zaczynał od KFC, skąd trafił do największej w mieście sieci handlowej. Początkowo jako supervisor, a niedługo potem manager. Dwadzieścia jeden lat, żona, piękny dom, auto. U nas to raczej niemożliwe. Więc po co ma wracać? Każdy z nas ma zupełnie inną historię. Magda z pizzerii, Jacek malarz, Wojtek muzyk, czy jeszcze koledzy z amerykańskiej firmy specjalizującej się w wyposażeniach wnętrz samolotów. Ja w ciągu 3 miesięcy zdążyłem być malarzem, cieślą, piekarzem, budowlańcem, no i pomywaczem, nie wspominając o ulicznym graniu na gitarze. Dziś pracuję w międzynarodowym porcie, wieczorami zaś zamieniam się w asystenta jednej z sieci handlowych. Radek, z którym tu przybyłem - o dziwo - stał się chemikiem. Pilnuje procesu wytwarzania leków w miejscowej firmie farmaceutycznej. Tu, na obczyźnie, wszystko wygląda zupełnie inaczej. Przede wszystkim stać nas praktycznie na wszystko. Wynajmujemy piękny dom, mamy świetny sprzęt muzyczny, jeździmy samochodami, na które w Lubelskiem trzeba by było popracować ładnych parę lat. Część z nas pracuje w swoim zawodzie, inni szybko się przekwalifikowują. Mamy możliwość rozwoju zarówno zawodowego jak i edukacyjnego. Język to też żaden problem: roczny kurs angielskiego kończący się certyfikatem, kosztuje ledwie sto funtów. Owszem, większość z nas pracuje na półtora czy dwa etaty. Ale jeden spokojnie wystarcza na opłaty, zakupy i odłożenie znaczącej kwoty. W Polsce nawet byśmy o tym nie pomyśleli, ale tu wiemy, za co pracujemy. Czy tęsknimy? Mamy tu polską telewizję, gazetę, polski sklep, polski zespół muzyczny i coś w rodzaju polskiego domu kultury. Ponadto prowadzony przez Polaków bar, restaurację, Tesco, Lidl taki sam jak przy Nadbystrzyckiej, zza którego kasy niejednokrotnie słyszymy: \"Dwa pięćdziesiąt”. No dobrze. I tak tęsknimy. Ale po co mamy wracać?

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama

WIDEO

Reklama