Reklama
Wojna na niby
Tu nie ma udawania i popisywania się, jak w amerykańskich filmach. To prawdziwe polskie wojsko - zapewnia ppłk Mariusz Gałęzowski,
- 08.03.2007 14:38
dowódca 200 żołnierzy z Lublina, którzy od tygodnia szkolą się na poligonie pod Rzeszowem.
Nowa Dęba: jeden z najmniejszych, ale i jeden z najlepiej wyposażonych poligonów w Polsce. Od tygodnia zajęty przez żołnierzy 3. Brygady Zmechanizowanej Legionów z Lublina. Szkoli się 200 żołnierzy 1. Batalionu Zmechanizowanego i kompania saperów.
W czasie 9-miesięczniej zasadniczej służby wojskowej żołnierze jadą na poligon dwa razy; zazwyczaj wiosną i jesienią. - To jedna z niewielu okazji, żeby nudną codzienność w koszarach i okopach zamienić na prawdziwe strzelanie - przyznaje jeden z członków batalionu.
Na strzelnicy poligonu w Nowej Dębie ruch przez cały dzień. - Żołnierze zaczynają ćwiczenia o godz. 8. Strzelają siedem godzin. Potem przerwa na obiad oraz czyszczenie broni. I powrót na strzelnicę, gdzie trenują do godz. 19 - przedstawia plan dnia ppłk Piotr Sadowski, niegdyś dowódca 1. batalionu strzelców podhalańskich, który dowodził żołnierzami m.in. na misji w Kosowie, a teraz nadzoruje szkolenie młokosów z Lublina.
Stanowisko na skraju lasu. W odległości 300 metrów tarcza imitująca czołg. A w promieniu 30 metrów od strzelającego żołnierza pusto. Tyle wynosi promień rażenia radzieckiego ręcznego granatnika przeciwpancernego RPG7 - 6,3 kilograma wagi, 4-6 pocisków o średnicy 70,5 mm wystrzeliwanych z prędkością 300 m/s. Huk wystrzału, w powietrzu smuga po pocisku, a tarcza zmieciona z powierzchni ziemi.
Kilkaset metrów obok nieco spokojniej. To stanowisko do strzelania z karabinu maszynowego PK (pulemiot Kalasznikowa): kaliber 7,32 mm, waga z pełną amunicją dochodząca do 7 kg. Obok każdego strzelającego żołnierza służby zasadniczej jeden zawodowiec. Zawodowi żołnierze osobiście testują broń i warunki na poligonie. A potem oceniają \"młodych”.
Oprócz strzelania równie ważne jest dobre maskowanie. - Chodzi o to, żeby maksymalnie zniekształcić sylwetkę i zlać ją z otoczeniem. Trzeba też usunąć wszystko co brzęczy i ukryć to, co daje odblask - tłumaczy plut.
Marcin Szeląg,
żołnierz z 10-letnim stażem. Teraz uczy młodych mundurowych z 3 Brygady. Latem chce jechać na misję do Iraku.
- Dobry strzelec potrafi się zakamuflować w każdych warunkach, i w Polsce, i w Iraku, i w Afganistanie. Przecież od tego zależy, czy przeżyje - podkreśla ppłk Sadowski.
Większość kadry szkolącej żołnierzy służby zasadniczej w 3. Brygadzie uczestniczyła w misji pokojowej w Iraku. Większość zamierza tam jechać także w tym roku.
- Saper myli się w życiu trzy razy: jak wybiera zawód, jak wybiera żonę, i jak wybiera zły przewód przy rozbrajaniu ładunku - żartuje kpt. Grzegorz Sokołowski, dowódca kompanii saperów, która trenuje kilka kilometrów obok strzelnicy.
Po jednej stronie młodzi żołnierze uczą się montować zapalnik i łączyć go z 400-gramowym ładunkiem trotylu. Potem marszem do miejsca, gdzie układają ładunek. Podpalić lont. I biegiem z powrotem, bo ładunek wybuchnie za 60 sekund. W takim czasie pali się 60 centymetrów lontu prochowego. To i tak wolno. Gorzej z lontem detonującym, który pali się z prędkością 6,7 kilometra na sekundę. Tam na ucieczkę nie ma już szans...
Reklama













Komentarze