W czwartek, 29 maja, w Sali Tradycji Dowództwa Wielonarodowej Brygady w Lublinie znowu poczuli się żołnierzami. Stanęli wyprostowani, ramie w ramię z młodszymi kolegami. Połączyły ich wspólne doświadczenia. Reprezentowali Wojsko Polskie na misjach pokojowych lub stabilizacyjnych w Libanie, Kambodży, Iraku, Afganistanie i wielu innych zakątkach świata. Świętowali, bo 29 maja był Dniem Weterana Działań Poza Granicami Państwa oraz Międzynarodowy Dniem Uczestników Misji Pokojowych ONZ.
Spotkanie
Sala Tradycji w dawnym Sztabie Wojewódzkim była wypełniona kombatantami. Żołnierze 2 Korpusy gen. Andersa patrzyli ze ścian na swoich \"młodszych” kolegów. Połączyło ich jedno – w polskim mundurze służyli poza ojczyzną. Wprawdzie pierwsi musieli, drudzy chcieli, ale wszyscy byli żołnierzami.
Spotkanie weteranów otworzył płk Andrzej Sobotka, dowódca Wielonarodowej Brygady, zaś generał Andrzej Malinowski podziękował weteranom za ich służbę. – Polska bierze udział w rożnego rodzaju misjach wojskowych już od 1955 roku. Liban, Syria, Korea, Afganistan, m.in. tam służyli nasi żołnierze – mówił płk Dariusz Sobotka, dowódca Wielonarodowej Brygady.
– W ciągu 60 lat obecności polskich wojsk w różnego rodzaju misjach, 118 żołnierzy poległo – dodał gen. Malinowski.
Na uroczystości kombatanci zostali odznaczeni medalami z okazji 60-lecia udziału Wojska Polskiego w misjach międzynarodowych, a niektórzy z nich otrzymali nominacje na wyższe stopnie oficerskie i podoficerskie.
Stowarzyszenie
Byłych uczestników misji skupia lubelskie koło Stowarzyszenia Kombatantów Misji Pokojowych ONZ. – Wielu żołnierzy po powrocie z misji walczy z olbrzymią traumą. Rolą naszego stowarzyszenia jest m.in. pomoc kolegom – mówi świeżo mianowany płk rez. lek. Jerzy Przychodzeń, prezes lubelskiego, najmłodszego koła, liczącego już 61 członków. – Jesteśmy jak kompania braci, bo wyjazd jednoczy na lata. Niebieskie berety, Irak czy Afganistan, tych wspomnień żołnierze, nawet już w rezerwie, nigdy nie zapominają. Naszą rolą jest również jednoczyć środowisko i nie zapominać o kolegach, którzy na misjach oddali życie lub zdrowie.
Wspomnienia
Pułkownik Marian Chojnacki jest weteranem misji w Wietnamie. – Pełniliśmy misję pokojową, ale wokół toczyła się wojna. Pewnego razu helikopter z kolegami z innych państw musiał polecieć na inspekcję. Pierwotnie ja byłem w składzie tego lotu. W ostatniej chwili zmieniły się plany. Maszyna była źle oznakowana i nad dżunglą została trafiona rakietą. Nikt nie przeżył. Gdyby nie opatrzność, to pewnie dzisiaj nie byłoby tego medalu – opowiada płk Chojnacki, jeden z odznaczonych. Pułkownik był na misji w Wietnamie przez 8 miesięcy w 1973 roku. – Gdy wyjeżdżaliśmy, to Wietnamczycy naprawdę serdecznie nas żegnali. Niezwykle sympatyczni i życzliwi ludzie. Misja w tym kraju na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Mimo, że było ciężko, to niezwykle mile wspominam tamten czas.
Jednym z najstarszych lubelskich żołnierzy, który brał udział w misji, był płk Józef Muzyka. – Przez 6 miesięcy byłem na misji w Kambodży. To był 1955 rok, wyjazd w ramach II tury. Pilnowaliśmy kruchego pokoju po konflikcie miejscowych z Francuzami. Do dziś mam pamiątki z tego wyjazdu – dodaje płk Muzyka.
\"Pustynna burza”
Starszy Chorąży Marzena Walkiewicz służy w korpusie medycznym. – Gdy zaczęła się operacja \"Pustynna Burza” służyłam w szpitalu, w Arabii Saudyjskiej. Piękne miejsce, ale gdy helikoptery zaczęły zwozić rannych, zobaczyłam na czym polega nowoczesna wojna. Leczyliśmy młodych żołnierzy z USA, Filipin i Egiptu. W takim miejscu, jak szpital wojskowy, można się przekonać, jak cenny jest pokój, jak ważne są misje wojskowe zapobiegające wojnie lub dalszej eskalacji konfliktu. Obrażenia z nowoczesnego pola walki są przerażające.
Pani chorąży również połknęła bakcyla misji. – Byłam jeszcze dwa razy w Iraku, w 2001 i 2003 roku. Tam było bardzo niebezpiecznie. Na szczęści bazę mieliśmy w Babilonie, a więc nie było czasu nudzić. Co zobaczyłam to moje – kończy z uśmiechem st. chor. Marzena Walkiewicz.
Afganistan
Bez wątpienia najtrudniejsza misja toczy się w Afganistanie. Żołnierze, którzy uczestniczyli w tej misji często są fałszywie postrzegani, przez niektórych, jak najemnicy. – To boli. Jesteśmy żołnierzami i wykonujemy obowiązki, jakie zleciła nam ojczyzna. Przypomnę tylko, że jesteśmy w NATO, a po ataku z 11 września na USA, do działania obligują nas zobowiązania sojusznicze – mówi kpt. Wojciech Jakubczuk z Wielonarodowej Brygady w Lublinie, weteran misji. Dwukrotnie służył na misji w Kosowie, na wzgórzach Golan, a ostatnio w Afganistanie. – Ta ostatnia misja już dobiega końca, ale wciąż jest najtrudniejsza. Służyłem jako dowódca zespołu bojowego w bazie Bravo, na południowym skraju prowincji Ghazni. Tam wojna trwa cały czas. Atakują nie tylko Talikowie, ale cała masa innych grup, którym nie podoba się demokracja w Afganistanie. Żołnierze muszą być odporni na stres przez 24 godziny na dobę. Mój kolega wracał z obiadu, gdy trafiła go rakieta. Zginął na miejscu.
Baza Bravo leży około 70 kilometrów od sztabu dywizji w Ghazni. – Aby dojechać do dowództwa trzeba wjechać na drogę krajową Kabul–Kandahar. Droga jest pełna przepustów, a w każdym Talibowie lub inne ugrupowanie może umieścić ładunek wybuchowy. Gdy wyjeżdżałem z Afganistanu, to terroryści już używali ładunków odpowiadających sile wybuchu 80 kilogramów dynamitu. Widziałem, jak rosomak wylatuje w powietrze i odwraca się kołami do góry. Jak zabawka – opowiada kpt. Jakubczuk.
Pozostaje jeszcze kwestia rodziny, rozłąki. – Trzeba prowadzić odpowiednią \"pracę wychowawczą”. Poważnie, to żona zawsze się o mnie boi. Wprawdzie już przywykła do moich wyjazdów. Ba, gdy drugi raz wybierałem się do Kosowa, ponownie na szefa operacyjnego, to tylko zapytała się, czy będę mieszkać w tym samym kontenerze A gdy się okazało, że tak, to się uspokoiła, bo już widziała jak będę urządzony – dodaje kapitan. – Najgorzej, gdy telefony są wyłączone. Żony, dziewczyny żołnierzy, które zostały w kraju przeżywają prawdziwe chwile grozy. Ale gdybym teraz dostał propozycje wyjazdu, natychmiast bym z niej skorzystał.
Misja siedzi w człowieku do końca
Przez 60 lat ponad 100 tysięcy polskich żołnierzy brało udział w 80 misjach poza granicami kraju. Dla niektórych była to przygoda życia, dla innych trauma. Jednak nikt z nich tej służby nie zapomni do końca życia.
- 06.06.2014 16:25

(Maciej Kaczanowski)
Reklama













Komentarze