Niech ogórek skręci w lewo
Maciek przez pięć lat jeździł do szkoły okrężną drogą, byle tylko jechać trolejbusem. W piwnicy nic mu się już nie mieści.
- 05.04.2007 13:56
Rafałowi ogórek kojarzy się tylko z jednym. I ma dylemat, czy obejrzeć się na ulicy za modelką, czy za ogórkiem.
Maciej Zyśko, lat 24, kawaler. Student Politechniki Lubelskiej, kierunek budownictwo, III rok.
Pierwsze objawy: w wieku 8 lat.
- Bardzo lubiłem jeździć starym autobusem, typu \"ogórek”. Ostatnie takie wozy kursowały wtedy w PKS-ach - opowiada Maciek.
I tak mu już zostało.
Kiedy skończył podstawówkę trafił do \"budowlanki” przy Al. Racławickich. Z domu do szkoły miał niecałe 10 minut jazdy autobusem. Raptem 4 przystanki. Ale zamiast iść na swój przystanek. szedł pod górkę na przystanek obok biurowców ZUS, skąd zaczynają trasę trolejbusy do śródmieścia. Trasa do pokonania: 8 przystanków. Naokoło, dwa razy dłużej niż autobusem. - Ale jechałem specjalnie. Tylko po to, żeby przejechać się trajtkiem.
Rafał Tarnawski, lat 24, kawaler. - Szukam młodej, która lubi autobusy - dorzuca półżartem Rafał. Studiuje prawo na UMCS, V rok.
Pierwsze objawy: w wieku 5 lat.
- Zacząłem zbierać bilety komunikacji miejskiej. Zresztą zbieram je do dziś, staram się być na bieżąco. Ile ich mam... nie doliczę się... trzy klasery?
Rafał do podstawówki musiał dojeżdżać. Z dzielnicy Czuby na odległe Tatary. - I jak tak codziennie jeździłem, policzyłem wszystkie autobusy w mieście - dodaje. Miał nawet specjalną kartkę ze spisem wozów. Przekładał ją do zeszytu, który był mu potrzebny na lekcji.
W ten sposób poznał każdy lubelski autobus i trolejbus.
Sprawdzamy.
• Jakiego koloru jest trajtek z numerem bocznym 755?
- Zielony - odpowiada Rafał.
Ma rację.
Najpierw miłośnicy komunikacji miejskiej podglądali intymne życie autobusów przez siatkę ogrodzeniową zajezdni przy al. Kraśnickiej.
Potem siatkę zastąpiła globalna sieć. Czyli Internet.
W ten sposób zarówno Rafał, jak i Maciek zauważyli, że takich jak oni jest więcej. I trafili do Lubelskiego Towarzystwa Ekologicznej Komunikacji.
- Towarzystwo powstało osiem lat temu - wspomina Bohdan Turżański, prezes LTEK, na co dzień pracownik MPK Lublin. Razem z kolegą wpadliśmy na pomysł, żeby stworzyć w Lublinie muzeum komunikacji. Napisała o tym jedna z gazet i zaczęli się zgłaszać do nas podobni zapaleńcy. Teraz towarzystwo skupia ponad 30 osób. Co roku dołącza kilka kolejnych.
Regularne wizyty w zajezdniach na Helenowie i Majdanie Tatarskim. Wymiana wrażeń, zdjęć, a przede wszystkim wiedzy. I to takiej, która przeciętnemu pasażerowi jest całkowicie zbędna.
Znają wszystkie trasy autobusów. Nawet te, które już zlikwidowano. - Linia 41? Wycofano ją w 2003 albo 2004 roku. Jeździła w szczycie z ul. Mełgiewskiej na Filaretów - Rafał nie pudłuje. Kolejna próba:
• Jaka jest trasa trolejbusu linii 22 w Gdyni?
- Sprzed dworca na Cisową. Chyba. Ale może lepiej tego nie pisać, bo okaże się, że źle.
• I to byłby taki wstyd?
- Przed kilkoma osobami na pewno.
Wstydu nie będzie. Trasa się zgadza.
Maciek jednym tchem wylicza kraje, które odwiedził, szukając trolejbusów. - Ukraina, Słowacja, Litwa, Białoruś. Najciekawiej jest na Ukrainie. To, co u nas jest zabytkiem, tam normalnie jeździ po ulicach.
Narożnik zajezdni przy al. Kraśnickiej wygląda jak złomowisko. Stoją tam graty ściągnięte z różnych miejsc Polski: trolejbus marki Skoda 9TR - rocznik 1975. Dwa marki Saurer rocznik 1957 wraz z przyczepami rocznik 1957 i 1972. Unikatowy trajtek fiata przerobiony z autobusu rocznik 1973. Trolejbus ZIU rocznik 83. I wreszcie ten jedyny, autobus, ten...
jelcz 272 MEX, czyli popularny ogórek.
Przez lata woził pasażerów po Lublinie. W pierwszy kurs wyjechał 6 lutego 1971 roku. Pracę zakończył w 1983 r. Kiedyś takie autobusy były podstawą komunikacji zbiorowej. Teraz w całej Polsce zostało ich ledwie kilkanaście. A ogórki w miejskiej wersji ocalały zaledwie trzy. W tym jeden w Lublinie. Ale to obraz nędzy i rozpaczy.
Gdy ogórek zakończył kursy po mieście, trafił w prywatne ręce i służył jako pojazd ekipy remontującej sieci ciepłownicze.
Ostatnie 10 lat spędził na działce w Rozkopaczewie. Właściciel przerobił go na domek letniskowy. - Tam stała lodówka, obok pralka. W drugim końcu telewizor - Rafał wodzi palcem po zardzewiałych wnętrzach. - O! Jest jeszcze boazeria.
Do jelcza strach wsiąść. Kupa rdzy. Brakuje większości części. - Przede wszystkim silnika i skrzyni biegów - mówi Maciek. Od wielu miesięcy wydzwania po różnych PKS-ach z całej Polski i pyta, czy nie mają zbędnych części do ogórka.
- W Kraśniku wypatrzyliśmy cały autobus, przerobiony na holownik. Mielibyśmy prawie wszystko, co trzeba. Ale autobus kosztuje 4,5 tys. złotych. Takiej kwoty nie mamy - dodaje. Całą piwnicę ma zagraconą częściami zamiennymi. Ma nawet komplet szyb. - W piwnicy nie mam już miejsca, żeby postawić nogę.
Są młodzi, nie mają jeszcze dzieci i na razie opiekują się komunikacyjnymi zabytkami. - Plany na przyszłość? Wyremontować ogórka, skończyć studia... - wylicza Rafał.
• W takiej kolejności?
- No dobra, w odwrotnej.
• Nie za dużo tych autobusów?
- Wystarczy tylko mieć do tego dystans.
• A na czym ten dystans polega? Gdzie jest granica?
- ... - Rafał odpowiada uśmiechem.
• No dobrze. Idziesz ulicą.
Z twojej prawej strony
przejeżdża odremontowany,
lśniący ogórek. Z lewej słynna modelka. W którą stronę się obejrzysz?
- Nie mógłby ten ogórek skręcić bardziej w lewo?
Maciek dodaje, że rodzice już się do tego przyzwyczaili. - Na początku strasznie marudzili, że znoszę graty do piwnicy - przyznaje. I twierdzi, że dystans do swej pasji ma: Na piwie ze znajomymi o autobusach nie rozmawiam.
Liczy, że jeszcze w tym roku uda się ściągnąć do Lublina jedyny w Polsce przegubowy trolejbus Ikarusa (w Lublinie były kiedyś dwa). Teraz stoi w Gdańsku i trzeba go będzie holować przez cały kraj.
Powoli zbieramy się do wyjścia z zajezdni. Jeszcze tylko parę zdjęć przy ogórku i wracamy do redakcji.
- A czy teraz my możemy zadać pytanie? - łapie nas Maciek.
• Pytajcie...
- Jaka diagnoza?
Reklama













Komentarze