Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Sarajewo

Gdy mówiliśmy gdzie jedziemy, wielu patrzyło z niedowierzaniem - Do Sarajewa? Po co? Przecież tam jest wojna.
Upychamy w bagażniku torby, plecaki i cieszymy się jak dzieci. Zżera nas ciekawość nowego egzotycznego miejsca, podnieca bliskość najnowszej historii. Przed nami ponad tysiąc kilometrów. Role ustalają się same. Łukasz z Jankiem prowadzą samochód, gapią się w mapę i uczą na pamięć rozmówek polsko-bośniackich. Ja z Oksaną czytam książki, opalam się na postojach i w miarę możliwości staram się nie zadawać głupich pytań. Nieduża kolejka samochodów, w szklanej gablocie zdjęcia zbrodniarzy wojennych poszukiwanych listem gończym. Wcześniej serbski celnik życzył nam \"good luck”. Wciąż słyszę te słowa gdy podaję paszport i patrzę na fotografię Radovana Karadzica. Wreszcie w Bośni! Krajobraz jak z bajki: rzeka, góry, słońce. Pędzimy krętą drogą w kierunku Sarajewa. Rozjechany na szosie pies sprowadza nas na ziemię. Mijamy setki budynków bez okien. Tych \"ślepych domów” nie uda nam się nigdy zapomnieć. Pustych, smutnych, coraz bardziej zmęczonych czekaniem na swoich właścicieli. Do Sarajewa dojeżdżamy w nocy. Długi tunel we wnętrzu góry wypluwa nas nagle. Dolina skąpana w świetle tysięcy lamp robi niesamowite wrażenie. Dla tego widoku warto było przejechać pół Europy. Nocą Sarajewo tętni życiem. W ten rozbawiony kolorowy tłum wpadliśmy już pierwszego wieczoru. Uśmiechnięte twarze, muzyka, unoszący się w powietrzu zapach kawy i cynamonu - nie tego spodziewaliśmy się w kraju, gdzie wojna skończyła się tak niedawno... Gdy standardowo gubimy drogę, ktoś prowadzi nas do schroniska, ktoś inny wsiada do samochodu i robi za przewodnika. Po drodze szybki kurs miejscowych zwyczajów. Po Sarajewie jeździ się pewnie, dynamicznie, rzadko używając kierunkowskazów. A szlabany na ulicach są po to by wysiąść, otworzyć, przejechać i zamknąć za sobą. Każdy tu tak robi. Sunny ma 29 lat, ojca żołnierza i silne poczucie narodowej tożsamości. Dziś prowadzi najtańszy hostel w centrum Sarajewa. Jak wszyscy tutaj nie chce opowiadać o wojnie. Robi to dopiero po kilku dniach naszego pobytu i butelce gruszkowej rakiji. - Wiecie jakie jest najgłupsze jakie zadają mi często turyści? Co czujesz kiedy strzela do ciebie snajper. • I co odpowiadasz? - Że to jak dziesięciokrotność najlepszego orgazmu w życiu. Śmiejemy się. Podobnie jak Kanadyjczycy, Australijczycy, czy Chorwaci zameldowani w naszym hostelu. Bawimy się jak co wieczór, dzieląc wrażeniami w międzynarodowym towarzystwie. Bo nocą nie widać śladów po pociskach. Tu nie ma chyba ani jednej ściany, kawałka muru, który nie byłaby zryty kulami. Powoli przyzwyczajamy się też do widoku grobów. Szaro-grafitowe katolików i śnieżnobiałe muzułman nagrobki są na każdym kroku. Na podwórkach niezamieszkałych posesji, pasach zieleni, nawet na stadionie, który wciąż pamięta olimpiadę. Gdzie nie spojrzysz - na pierwszym planie cmentarz. Ze wzgórzy rozciąga się widok na całe miasto. Czerwone dachy domów, białe wieże meczetów, zielone trawniki usiane nagrobkami. Ciszę przerywają pieśni muezinów, którzy jeden po drugim, wzywają wiernych na wieczorną modlitwę. Jedno z najważniejszych miejsc w mieście to niepozorny jednopiętrowy dom na przedmieściach. Tu jest wejście do tunelu, którym oblężone Sarajewo kontaktowało się ze światem. Tędy noszono benzynę, żywność, broń. Tą drogą uciekły tysiące mieszkańców. Dziś mieści się tu muzeum, w którym turystom puszcza się dokumentalne filmy. I zaraża nienawiścią do tych, którzy strzelali na Alei Snajperów.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama

WIDEO

Reklama