W Puławach i okolicach była silna konspiracja. Działało tu wiele grup, oddziałów partyzanckich, stąd też i represje były niemałe, a niedawni towarzysze pracy podziemnej spotykali się w dramatycznych miejscach – na lubelskim Zamku czy na Majdanku. Puła-wianie znaleźli się w tej grupie, która 18 marca 1944 roku podjęła się spektakularnej ucieczki z obozu.
Wyrok śmierci
– 18 marca 1944 roku uciekło z obozu 8 więźniów, w tym trzech puławian – Tadeusz Czajka, Stefan Drozd i Robert Skrzypczak – mówi Robert Och, historyk. – Czwarty miał być Franciszek Kotarasiński, ale odmówił, bał się represji na żonie i synu, którzy znajdowali się w obozie. A może też czuł, że fizycznie nie podoła takiemu zadaniu.
Z Garbowa był Stefan Iwanek. Do nich dołączyli Jan Sarzyński z Hrubieszowa, Wiktor Piątkowski, Władysław Gałasiński i Mikołaj Caban. Pomysłodawcą tego planu był podobno Gałasiński, a jemu z kolei powiedział o takiej możliwości nieżyjący już więzień. Gałasiński nie bardzo wierzył w powodzenie takiej ucieczki i nikomu o tym nie mówił. Do czasu. W marcu podzielił się tą wiedzą ze Skrzypczakiem i Drozdem, oni z resztą tych, którzy ostatecznie wzięli udział w ucieczce.
Po przedyskutowaniu uznali, że trzeba zrobić gruntowne rozpoznanie, przyjrzeć się planom kanalizacji i dobrze przygotować. Jednak niespodziewanie, 27 marca Sarzyński, który pracował z robotnikiem z miasta dostał od niego plakat z 12 nazwiskami z Chełma. Byli wymienieni ludzie powieszeni 26 marca w ramach represji za zabicie 7 gestapowców. Na tym plakacie Sarzyński zobaczył nazwisko swoje i Cabana. Zrozumieli, że Niemcy wkrótce zorientują się, że tych dwóch jest w obozie i śmierć jest blisko. To kwestia czasu. Uznali, że trzeba uciekać i to szybko.
Plan ucieczki
Ponieważ wcześniej czynili przygotowania, wyznaczyli termin ucieczki już na 28 marca po południu. Podzielili się na dwuosobowe grupy z których każda dostała zadanie do wykonania. Jako pierwsi do kanału mieli zejść Caban i Skrzypczak.
– Plan zakładał wydostanie się z obozu kanałem ściekowym, który biegł przez obóz i wyjście już poza drutami – wyjaśnia historyk. – Problem stanowiło pokonanie 8 studzienek na terenie obozu i dwóch już poza nim. W miejscu każdej studzienki były kraty w poprzek rury, które uniemożliwiały posuwanie się dalej. Należało je przeciąć. Pierwsza dwójka miała najtrudniej, bo to właśnie do nich należała ta robota. W kanale mogła się zmieścić tylko jedna osoba, dlatego należało wchodzić w odstępach. Druga dwójka miała za zadanie pilnować wejścia, obserwować, czy ktoś nie idzie, czy nie patrzy. Trzecia dwójka musiała jakoś zatrzymać kapo, żeby nie odkrył tego, co się działo. Czwartej dwójce nie dano przydziału, jako że pracowała na innym polu i musiała jakoś dostać się do studzienki z dalszej odległości.
Wszyscy razem spotkali się, wypili po łyku wódki i rozeszli do swoich zadań.
Początek drogi
Trzecia grupa zaczyna pić z kapo, który nie odmawia, a nawet w miarę upływu czasu ma coraz większą ochotę na alkohol. W pewnym momencie zabrakło wódki. Kapo deklaruje, że pójdzie i załatwi flaszkę.
– To mogło być niebezpieczne – dodaje Robert Och. – Na szczęście akurat wszedł do baraku jeden z tych, którzy mieli pilnować studzienki i miał ze sobą tę butelkę wódki, którą rozpoczęli. Kapo się upił i szóstka w umówionym porządku weszła do studzienki. Tadeusz Czajka we wspomnieniach \"Czerwone punkty” tak to wspomina: \"Czołgaliśmy się rozmieszczeni na długiej trasie w odstępach ubezpieczających przed zbytnim spiętrzeniem wody. Ostre podłoże zdzierało nam kolana i łokcie, dławił brak powietrza, smród i płyn zalewający usta. Odpoczywaliśmy w każdej studzience po przebrnięciu każdego odcinka”.
Następne dwójki po tej pierwszej mogły wchodzić, kiedy zostały przecięte kraty w trzeciej studzience. Obawiali się bowiem, że jak wejdą wszyscy, ścieki zostaną spiętrzone i utopią się.
Pierwsze problemy
Nie wszystko szło zgodnie z planem. Najstarszy – Jan Sarzyński obawiał się, że nie da rady przejść od pierwszej studzienki i wszedł dopiero w trzeciej, która znajdowała się na otwartym polu, gdzie mógł zostać łatwo zauważony. Kiedy druga dwójka doczołgała się do ósmej studzienki Stefan Drozd zasłabł i uznał, że musi wyjść na świeże powietrze. Inni przestraszyli się, że Drozda zobaczą, bo ta studzienka była przed drutami. Ale włazu i tak nie udało się otworzyć i Drozd jakoś się zmobilizował.
Są przy 8 studzience, droga do wolności o krok, a oni coraz bardziej wycieńczeni. Czajka wspominał: \"W kanale bulgot, chlupot i ciężkie dyszenie. Rura betonowa, chropowata, a na dnie nagromadziło się różne świństwo nawet nie wiadomo dokładnie co. W każdym razie musi być tam ostry żwirek albo kawałki szkła. Nikt się temu nie przygląda bo po ciemku i tak by nie zobaczył, ale wystarczy, że się czuje, bardzo wyraźnie odczuwa na łokciach i kolanach. Głowę trzyma się, a raczej stara się trzymać nad płynącą cieczą. Pomaga się łokciami, ale rura jest wąska i okrągła, i łatwo ześlizgnąć się, wszędzie pełno mułu i szlamu w kieszeniach i pod ubraniem, na twarzy. Śmierdzi dość wyraźnie…”
Właz do wolności
– Pomiędzy ósmą, a dziewiątą studzienką natknęli się na szkielet człowieka – opowiada Robert Och. – Komuś się nie udało… Wyglądało na to, że zszedł do ósmej studzienki, bo przecież to dopiero oni rozcinali po drodze kraty.
Kiedy doszli do dziewiątej, która miała być już poza obozem, Skrzypczak postanowił wyjrzeć, czy można wyjść. W ostatniej chwili zauważył, że w pobliżu stoi strażnik. Znów musieli piłować kolejną kratę, i to po cichu, żeby nie usłyszał.
– Tym razem postanowili przeciąć tylko jeden pręt, odgiąć i tak się przecisnąć – mówi R. Och. – Niestety dwóch było tęższych, a na dodatek Drozd zaczepił ubraniem, utknął i zaczął się topić. W porę zauważył to Skrzypczak, cofnął się i udało mu się uratować kolegę. Wszyscy byli bardzo osłabieni. W dodatku nie mieli pewności, czy właz dziesiątej uda się otworzyć i co zrobią jeśli nie.
Dziesiąta studzienka znajdowała się w odległości około 100 metrów od drutów. Najbliższe zabudowania były oddalone o 50 metrów. Ostatnia dwójka, która wchodziła do kanału, przekonana, że są już u kresu drogi, wyszła włazem dziewiątej studzienki. Zorientowali się, że są za blisko ogrodzenia, a na szczęście strażnik poszedł w inną stronę i udało im się dobiec do zabudowań.
Znów cień śmierci
Pokonanie tej 50-metrowej przestrzeni nie było bezpieczne. Tą drogą poruszały się furmanki i więźniowie wracający z pracy. Na czele komanda jechał na koniu esesman Thumann. Czajka pisał: \"Akurat nadjeżdżają wozy, widać więźniów i esesmanów. Nerwowym skokiem kryjemy się za stodołą. Paniczny lęk trzyma nas w ukryciu dłużej, aniżeli trzeba. W końcu musimy wyjść. Mimo woli spoglądamy na bramę. Siedzą tam na koniach esesmani. To nie złudzenie. Jednym z nich jest Thumann. Jego sylwetkę każdy rozpozna z daleka. Patrzy w naszym kierunku. Jest w odległości około 200 metrów. Nie wolno się cofnąć, to byłoby jeszcze gorsze. Pozna, nie pozna? Wystarczy, że będzie miał wątpliwości i podjedzie bliżej. Decydujemy się – ruszamy wolno ze wzrokiem utkwionym w jeźdźcu. Zacina konia, nie, nie w naszym kierunku…”.
Udało im się dostać do abramowickiego lasu. Kiedy zapadł zmrok usłyszeli jak na Majdanku syreny zaalarmowały o ucieczce. Na szczęście zaczął padać śnieg, który zacierał ich ślady. Na skraju lasu natrafili na dom i życzliwego gospodarza, który ich nakarmił, dał ubranie i wskazał drogę do Skrzynic, skąd umówiony gospodarz miał ich przeprowadzić dalej. W Skrzynicach przebywali kilka dni, ale we wsi pojawili się Niemcy i znów trzeba było uciekać dalej. Trochę błądzą w lesie, w końcu wycieńczeni trafiają do gajówki, gdzie stacjonuje oddział partyzantów.
– Partyzanci są przekonani, że to grupa szpicli specjalnie wysłanych z Majdanka, żeby wytropić oddział – dodaje historyk. – Nie pomagają tłumaczenia. O świcie mają ich rozstrzelać. Na szczęście rano rozpoznał ich uciekinier sprzed dwóch tygodni z Majdanka – Paweł Dąbek. Znów udało się im umknąć śmierci. Franciszek Jackiewicz, który w tym samym czasie był w obozie we wspomnieniach napisał, że sygnał na apel poderwał wszystkich, a każdy z więźniów miał satysfakcję z tego, że ucieczka się udała.
W większości uciekinierzy wrócili wkrótce do konspiracji lub partyzantki.
Niezwykła droga do wolności. O ucieczce z obozu na Majdanku
O ucieczce trzech puławian z obozu na Majdanku opowiada Robert Och, historyk.
- 19.06.2014 14:19

Reklama













Komentarze