Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

BANG! BANG! BUM! BUM!

W liczbie eksplozji i niszczonych samochodów na planie seriali Amerykanów nie prześcigniemy. Nikt nie prześcignie.
Ale nasi producenci coraz bardziej zdają sobie sprawę, że nic tak widza nie cieszy jak seria z pepeszy i \"zapach” napalmu z ekranu telewizora. Efekty specjalne nazywają się specjalne, bo naprawdę są wyjątkową atrakcją w menu i zazwyczaj kosztują sporo pieniędzy i zachodu. Kiedyś w Polsce brakowało wszystkiego, a pod dostatkiem było pieniędzy. Teraz jest odwrotnie. Na początku serialowego boomu znaleźliśmy się w sytuacji przejściowej, gdy brakowało zarówno pieniędzy, jak i czegokolwiek. Ilustruje to przypadek z planu pierwszego, serialowego megahitu \"W labiryncie” (jeden odcinek oglądało wtedy 14 mln widzów!). - Wiele emocji na planie wywołała scena, w której mój filmowy syn ma mnie zdzielić w głowę butelką - wspomina aktor Czesław Nogacki, serialowy Wiktor Świtonik. - Nikt się nie bał o moją głowę, ale wszyscy drżeli o... butelkę. Rekwizyt ów, wykonany z cukru, sprowadzono zza granicy za jakieś koszmarne pieniądze i przechowywano w lodówce. Po uderzeniu tą flaszką moja głowa nie ucierpiała i praktycznie nic nie poczułem. Dużo się od tego czasu zmieniło, ale producenci nadal robią się dziwnie smutni, gdy otrzymują rachunki za efekty specjalne. - Mieliśmy bardzo ograniczony budżet - mówi Bogusław Wołoszański, producent wykonawczy \"Tajemnicy twierdzy szyfrów”. - Tak szczupły, że rachunek od pirotechników na 40 tysięcy złotych wprawił mnie w przygnębienie. Producent zapewnia jednak, że nadludzkim wysiłkiem udało się sprawić, że tej biedy nie zauważymy w serialu. Wyszło parę spektakularnych eksplozji i scen batalistycznych. Reszty cudów dokonali specjaliści od efektów komputerowych. Niedosyt odczuwali tylko aktorzy, którzy na planie dostali tylko kilka \"ślepaków” do wystrzelenia. A najbardziej niepocieszony był Marcin Bosak, który nie wystrzelił ani razu. Taka rola: zagrał specjalistę od posługiwania się... nożem. Twórcy \"Oficerów” obiecywali, że w każdym odcinku będzie jakaś eksplozja i słowa dotrzymali. Na planie było mnóstwo huku i ognia. Przygotowania do wysadzenia karetki więziennej ze świadkiem koronnym trwały trzy dni. Na podwarszawskim parkingu miejsce akcji zabezpieczali strażacy i policjanci. Spektakl organizowali najlepsi polscy specjaliści od pirotechniki. Fala uderzeniowa eksplozji była tak silna, że zgromadzonym w bezpiecznej odległości fotoreporterom zadrżały aparaty w dłoniach. Bardzo groźnie wyglądało też staranowanie przez lokomotywę samochodu, w którym transportowany był Paweł Małaszyński. Maszynista nieco przeholował i powlókł wrak samochodu kilkaset metrów za daleko. Było o centymetry od katastrofy - istniało realne zagrożenie, że popychany przez lokomotywę wrak zahaczy i przewróci słup trakcji elektrycznej. Spektakularną scenę zobaczymy w \"Królach Śródmieścia”, gdzie jeden z uczestników bójki w wietnamskim barze zostanie wyrzucony przez szybę. Tu również przygotowania trwały bardzo długo. Założenie było takie, że kaskader Dariusz Obrębski rozbije łokciem tafle ze specjalnego, rozpryskującego się szkła i wypadnie na zewnątrz. Ze zrozumiałych względów obyło się bez próby. W końcu kamera ruszyła, kaskader zaatakował łokciem szybę i... nic. Drugie i trzecie podejście zakończyły się tak samo. W końcu użyto sposobu. Kaskader i koordynator scen kaskaderskich Zbigniew Modej wystrzelił z procy w szybę metalową kulkę, a jego kolega w tym samym czasie rzucił się na rozpadającą taflę. Wypadło znakomicie. Dla kaskadera skończyło się tylko na lekkim zadrapaniu ucha. - Nie mamy kompleksów wobec amerykańskich kolegów - twierdzi Ryszard Janikowski, kaskader i koordynator scen kaskaderskich, który pracował m. in. przy \"Fali zbrodni”, \"Kryminalnych” i \"Dzikim II”. - Różnica jest w budżetach i naszych zarobkach. Obecnie dysponujemy takim samym sprzętem, umiejętnościami i doświadczeniem jak światowa czołówka. Dla Ryszarda Janikowskiego osiągnięcie efektu człowieka wylatującego w powietrze od wybuchu czy uderzenia samochodem to bułka z masłem. Szkopuł w tym, że produkcja rzadko dysponuje pieniędzmi na tego typu \"ozdoby”. Efektem bywa.... marny efekt, jak w \"Dzikim II”, gdzie za plecami bohaterów wybucha petarda o mocy kapiszona, a oni podskakują w górę jak po wybuchu bomby w atomowej z Hiroszimy.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama

WIDEO

Reklama