Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Nie poszli z torbami

Historia GFN zaczyna się od warsztatu ślusarskiego na tzw. Nowym Świecie w Radzyniu, założonego przez Jana Laskowskiego i Edmunda Kurczyńskiego.
Początkowo mały zakład świadczył usługi dla ludności. Potem przekształcił się w fabrykę remontującą gorzelnie i produkującą maszyny rolnicze oraz kotły. - To tutaj po raz pierwszy w Polsce zrobiono parnik elektryczny - chwali się Jan Brożek. - A kilka lat temu, jak remontowaliśmy halę produkcyjną, przypadkowo znaleźliśmy tubę z aktem erekcyjny, napisanym przez jednego z synów Jana Laskowskiego. Dokument z 1928 roku, opatrzony znakami pocztowymi, opisuje położenie oraz profil produkcji fabryki. Złożono go w momencie rozpoczęcia budowy kotlarni. W GFN była też pierwsza w Radzyniu... winda. Po wojnie fabryka przekształciła się w spółdzielnię. W 1975 roku spółdzielnię zlikwidowano, a majtek włączono do kombinatu górniczego w Sułkowicach. Z biegiem czasu zakład zmienił profil produkcji, skupiając się na wytwarzaniu akcesoriów kolejowych dla potrzeby górnictwa. Wreszcie w 1992 roku fabryka sprywatyzowała się. No i z tym kapitalizmem było trochę problemów. Zakład stanął na skraju bankructwa. - Siedziałem na szkoleniu z ekonomii i zarządzania w Warszawie. Jakiś mądry Amerykanin zaczął mówić, że największą wartością firmy są ludzie, a oszczędzanie trzeba zacząć od złotówek, a nie milionów. We mnie jakby jasny grom strzelił. To jest to, pomyślałem. Po powrocie wezwałem ludzi i bez ogródek powiedziałem, że jak nie będziemy razem pracować dla zakładu, to pójdziemy z torbami. To był moment przełomowy - opowiada Brożek. Cześć załogi natychmiast to zrozumiała. Ci, którzy nie mogli zrozumieć, że zasada \"czy się stoi, czy się leży...” już nie działa, szybko odeszli z GFN. Reszta sama zaczęła kombinować, jak wprowadzać oszczędności w produkcji, jak zdobywać kolejne kontrakty. - Było źle, ale poczuliśmy, że jesteśmy załogą, że to także nasz zakład - opowiada Zbigniew Skulimowski, kierownik produkcji w GFN. - Teraz już nikt nie mówi, że nie da się zrobić. Po prostu stajemy przed problemem i rozwiązujemy go. W blisko 120-osobowej załodze jest 14 liderów. Każdy odpowiada za ściśle określoną działkę. Jednym z nich jest 30-letni Karol Dzięcioł, technolog, który sam o sobie mówi, że jego CV jest tak długie jak Wisła. - W życiu poznałem wiele firm, ale w tej jest inaczej. Dobra organizacja pracy, każdy odpowiada za swoją działkę i z tego jest rozliczany. I zdrowe zasady relacji między ludźmi - tak Karol Dzięcioł określa pracę w firmie. - To nie jest tak, że kapitalizm to ubabrany po pachy facet w berecie z antenką, a prezes wykorzystuje ludzi, bo jest podłym kapitalistą z cygarem w gębie. To było dobre 30 lat temu. Teraz to ludzie tworzą firmę - mówi Brożek. - W tamtym roku wydałem na szkolenia 200 tysięcy złotych. Najlepsi robią MBA, inni jeżdżą do zakładów Kruppa i innych, z którymi współpracujemy na Zachodzie. Regularnie występujemy na tragach, nawet w Chinach. To kosztuje, ale się opłaca, bo zdobyte doświadczenia oraz kontakty procentują w firmie. Ludzie to największy kapitał GFN. Dariusz Okniński od roku jest operatorem cyfrowej obrabiarki. - Zamówień jest tak dużo, że ciężko to wszystko przerobić - dodaje Okniński, który sam napisał program sterujący nowoczesną maszyną. A teraz najlepsze: GFN to chyba jedyna w regionie fabryka z własnym lotniskiem. Na łąkach przy GFN startują i lądują samoloty. Wprawdzie makiety, ale zawsze. Jerzy Wołowik, mistrz narzędziowy i mistrz Polski w akrobacjach 3D modeli latających, tak to wspomina: Poprosiliśmy prezesa i wybudował nam lotnisko.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama

WIDEO

Reklama