Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

O dawnej produkcji alkoholu. Szkoła próżniactwa i zepsucia moralnego

O procentowych napojach w Puławach opowiadają Mikołaj Spóz, regionalista i Robert Och, historyk.
O dawnej produkcji alkoholu. Szkoła próżniactwa i zepsucia moralnego
Browar puławski, 1900 r. (Ze zbiorów Mikołaja Spóza i Roberta Ocha)
W Puławach w tamtych latach, kiedy z miasta jeszcze nie wynieśli się zaborcy i później, w czasach międzywojennych ani miastu, ani okolicy nie brakło wytwórni wyrabiających napoje procentowe. Oczywiście miało to konsekwencje – drastycznie wzrosła liczba przestępstw i problemem stał się alkoholizm. Zresztą z tym ostatnim walczono także w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku.

Puławskie z pianką

Ulica Browarna, dziś 4 Pułku Piechoty, była niewielką, zapyziałą uliczka, przed wojną może brukowaną kocimi łbami. Tam, gdzie teraz jest zadbany trakt i wyższa szkoła w Puławach, jeszcze przed I wojną światową stał browar.

– Budynek usytuowany był nad samą Wisłą – opowiada Mikołaj Spóz. – Chyba podczas działań tej pierwszej wojny był uszkodzony. Patrzę na starą fotografie i widzę, jak niemal u stóp browaru wałęsają się świnie w jakimś strasznym błocie. Taki był wtedy świat – nikt nie myślał o warunkach sanitarnych czy estetyce.

Właścicielem tego browaru nad Wisłą i słodowni w Wólce Profeckiej był Józef Landau. Puławskie piwo było wysoko cenione przez smakoszy nie tylko w mieście – było wysyłane dalej.

Gdy podczas działań wojennych browar został zniszczony, jego właściciel podjął inną produkcję, na pewno też intratną w powojennej biedzie.

– Tylko część pomieszczeń ocalała i można było je wykorzystać – wyjaśnia Spóz. – Pewnie zostały duże kadzie i w nich właśnie podgrzewano owoce na marmoladę. Owoców dookoła Puław było niemało – okolica słynęła z sadów. Rynek zbytu był niemały, bo po wojnie marmolada była produktem powszechnym w jadłospisie mniej zamożnych ludzi.

Buraczane piwo

– Oprócz browaru w Puławach były jeszcze dwa inne – w Kluczkowicach Jana Kleniewskiego i w Kazimierzu niejakiego Bernarda – mówi Robert Och, historyk. – Ten w Kluczkowicach miał tradycję – założony został w 1827 roku. W 1911 roku zatrudniał 20 robotników, a w dodatku Kleniewski miał 25 składów i rozlewni w Guberni Lubelskiej i Radomskiej. Najlepszym rokiem dla browaru był 1914, kiedy przerobiono tam 80 tys. wiader – taka była wówczas miara, a zatrudniano 45 robotników. W 1920 roku odpowiednio 24 tys. wiader i 18 robotników.

Ciekawostką może być, że wśród różnych gatunków piwa było też \"Galicyjskie” wyrabiane z buraków cukrowych. Zresztą, obok była cukrownia i Kleniewski umiał to dobrze wykorzystać.

Z browarami nieodłącznie związana była produkcja słodu. Niedaleko, w Wólce Profeckiej była duża słodownia, która produkowała go na potrzeby browaru w Puławach.

– Zbudowana w 1893 roku dzierżawiona była przez J. Kopelmana – dodaje Robert Och. – Ta słodownia była filią kombinatu, którego centrala mieściła się w Petersburgu.

– Jęczmień uprawiano dość powszechnie – wyjaśnia pan Mikołaj. – Przerabiano go często na kaszę. Były tu także duże plantacje chmielu. Bardzo operatywna rodzina Kleniewskich miała potężne plantacje m.in. w Niezdowie, Czesławicach, Szczekarkowie.
Kobiety przy wódce

Oprócz browarów w powiecie było kilka gorzelni, w których produkowano spirytus. Na pewno były w Żyrzynie, ta w Garbowie należała do rodziny Broniewskich, w Łaziskach k. Opola do rodziny Iłłakowiczów.

– Gorzelnia w Łaziskach w 1914 roku przerobiła 3 mln. wiader – wyjaśnia Robert Och. – W roku 1920 tylko 75 tysięcy. Dlaczego? Przypuszczalnie Rosjanie wycofując się ograbili gorzelnię z aparatury i dopiero po zakończeniu walk wznowiono produkcję.

– Kiedyś dostałem bardzo starą i w części zniszczoną fotografię – opowiada pan Mikołaj. – Widzę na niej kilkanaście kobiet w długich sukniach, fartuchach, włosy mają upięte w kok. Okazuje się, że to pracownice puławskiej rozlewni wódek. Jeszcze można dojrzeć na tym zdjęciu skrzynki na wódkę i kadź wysoko stojącą. Rozlewnia mieściła się przy ulicy Lubelskiej, w tym miejscu później stanęła szkoła.

Rozlewnia była w bramie, w podwórku gdzie zbudowano parterowe budynki. Przywozili tam alkohol z gorzelni, a tych wokół było dużo – w Garbowie, Kazimierzu, Żyrzynie, Łaziskach i tutaj właśnie rozlewano go do butelek. Zatrudniano przy tym kobiety z oczywistych względów – śmieje się Mikołaj Spóz.

Po II wojnie światowej państwo zmonopolizowało przede wszystkim gorzelnie i browary. Po niektórych zostały budowle, o których dawnym przeznaczeniu dziś mało kto wie i co oczywiste – nikt nie pamięta smaku tamtego kufelka z pianką.

– Przypomnijmy, że były też wytwórnie wina – dodaje Robert Och. – W Wólce Profeckiej była Fabryka Win i Koniaków Kwiryna Dereckiego. Profesor Strzemski w swojej książce wspomnieniowej o Puławach pisze, że \"…to wino było lepsze niż powojenne \"patykiem pisane”, a koniaki lepsze od gorszych gatunków koniaków mołdawskich”.
Zaczyna się problem

– To wszystko trzeba było gdzieś sprzedać – dodaje R. Och. – W 1920 roku w powiecie puławskim było 81 punktów sprzedaży. Oczywiście mówimy o tej oficjalnej. Na pewno miejscowa ludność pędziła bimber i zmniejszenie liczby tych punktów specjalnie nie wpłynęło na problem alkoholizmu. W 1929 roku były 64 punkty, a w samych Puławach było ich 13 – w tym 7 z wyszynkiem. Zarówno policja jak i obywatele zauważali, że nadużywanie alkoholu prowadzi do przestępstw. W 1926 roku zatrzymano 621 osób za opilstwo, ale zlikwidowano tylko 2 punkty nielegalnego wyrobu alkoholu.

– Jarmarki były przywilejem dla miejscowości, źródłem dochodów dla wielu rolników, rzemieślników oraz okazją do spotkań towarzyskich – opowiada Mikołaj Spóz. – W Puławach w 1912 roku jarmarki odbywały się od stycznia do maja i w grudniu. Trwały tydzień albo nawet 10 dni. Oczywiście między jarmarkami odbywały się w każdą środę tygodnia targi na których można było robić drobniejsze zakupy.
Jarmark był okazją do sprzedania swoich towarów. Korzystali z tego również karczmarze. Na pewno mężczyźni co raz zaglądali do którejś pobliskiej karczmy na kielicha.

– Na jarmark przywożono samogon i można się było napić na miejscu – mówi Spóz. – Przywożono też spirytus gorzelniany, który okropnie śmierdział – krzywi się pan Mikołaj. – Do karczmy mężczyźni wpadali na jednego, ale raczej wypijali na stojąco. Mało było takich, którzy się rozsiadali za stołem. Gospodarską rzeczą było pilnować interesu, a nie mitrężyć czas przy kielichu. Woźnice nawet przy wódeczce nie rozstawali się z batem, jakby ten wyróżniający atrybut stanowił ich dumną odznakę. Natomiast w karczmie nie raz kończono poważniejsze transakcje.

Zepsucie moralne

Zauważano problem alkoholizmu, ale miał on wiele przyczyn.

– Oskar Kolberg pisał, że postęp techniczny i łatwość wytwarzania alkoholu obniżyły jego cenę, a więc dostępność – dodaje R. Och. – Czynnikiem sprzyjającym pijaństwu są jarmarki. Pisał \"…jarmarki małomiasteczkowe odbywają się ledwo co tydzień w jednym z miasteczek okolicznych gdzie chłop znajduje łatwą sposobność trwonienia czasu i grosza na pijaństwie… Jarmarki te słusznie nazwać można szkołą próżniactwa i zepsucia moralnego włościan.” Podkreśla też, że rozpijali chłopów ziemianie którzy produkowali alkohol i często wypłacali im za robotę gorzałką.

Tuż przed I wojną światową w Kurowie powołano do życia Towarzystwo Antyalkoholowe \"Przyszłość”, jednak wkrótce wybuchła wojna i niewiele zdołano zrobić. W 1917 roku urząd gminy zlikwidował tam wszystkie punktu sprzedaży. Jednak do-tyczyło to legalnych punktów, ale wiadomo, że chłopi po cichu pędzili samogon. Do walki z alkoholizmem włączyła się młodzież zakładając w szkołach koła Młodzieży Błękitnej.

– Oczywiście celem było propagowanie życia bez alkoholu – nadmienia R. Och. – W 1929 roku w powiecie takie koła powstały w szkołach w Klementowicach, Stoku, Karmanowicach i Baranowie. Wydawany jest też miesięcznik Młodzieży Błękitnej.

To jasne, że alkoholizm był problemem nie tylko tamtych lat. W Puławach szczególnie nasilił się po wojnie na przełomie lat 60. i 70. kiedy powstawały Zakłady Azotowe. Z cichego i spokojnego miasta Puławy stały się miastem niebezpiecznym, w którym alkohol lał się strumieniami. Ba, podjęto nawet decyzję o utworzeniu izby wytrzeźwień, która przetrwała do 2000 roku. Tylko w 1999 roku jej \"pensjonariuszami” było 1600 osób!

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama