Piszę w południe, śpiewam o północy
Rozmowa z Luizą Staniec, autorką albumu \"Jatoja”
- 30.11.2007 13:39
- Tak. Interesuje mnie, jak wyglądają w środku urządzenia, które wydają dźwięki, czy pomagają w uzyskaniu odpowiedniego brzmienia. Lubię wiedzieć, co tam jest i dlaczego. Ostatnio kupiłam sobie piękne czarne piano elektryczne Wurlitzera i oczywiście musiałam zajrzeć do środka.
- Drobną usterkę tak.
- Oczywiście. Mężczyzna musi być nade wszystko ciepluchny. Problem jednak w tym, że coraz mniej takich facetów.
-To jest taki koleś, który mówi ci dużo ciepłych rzeczy, dba o ciebie, czesze ci włosy. To ktoś z wielkim sercem, którego używa nie tylko do pompowania krwi, ale do odczuwania innych ludzi. To jest ktoś taki jak wanna z ciepłą wodą. Jak się w niej zanurzysz, to ci się nie chce z niej wychodzić.
- Tak, lubię chodzić w spodniach i większość facetów się mnie boi.
- Wiesz, generalnie życie nie jest lekkie, łatwe i przyjemne. Zwłaszcza dla kobiet. Dlatego na co dzień muszę być kobietą, matką, ciocią, kochanką i mężczyzną. Ostatnio zdałam sobie sprawę, że dlatego tak lubię pisać piosenki i dlatego one są takie ciepłe i uczuciowe, bo piosenka to jedyne pole do popisu mojej duszy. Tylko w tym mogę być do końca sobą. Z kolei gdybym w życiu była taka jak w piosenkach, to, uwierz mi, dawno już by mnie wdeptano w błoto.
- Widocznie w życiu bardziej realizowałam się jako ta miękka kobieta. Ale dostałam po dupie i przeszłam do opozycji. Teraz to piosenki są moją stroną kobiecą, a w życiu jestem twarda. Nie jest łatwo, szczególnie jak się jest samą, jak się trzeba borykać z codziennymi problemami i z show-biznesem w pojedynkę. Dlatego w życiu jestem tą babą w ciężkich butach, a w piosenkach tą prawdziwą Luizą.
- Miewam. Nieraz mówię do córci: \"Chodź, wyjedziemy na taką piękną wyspę niekoniecznie na Oceanii, ale na przykład w rejonie Bahama. Założymy knajpę. Ja będę się zajmowała stroną artystyczną, a ty stroną gastronomiczną. I będzie super”. Jak się na dobre wkurzę, to tak zrobię. Ja mam łatwość podejmowania nawet ryzykownych decyzji. Ale jeszcze na razie jakoś wytrzymuję w tym kraju.
- Poczułam, że chcę to teraz zrobić. Przyszedł na to czas. Równie dobrze mógł przyjść za dziesięć czy dwadzieścia lat. I to też by było dobre. Na miłość i na sztukę nigdy nie jest za późno.
- Tak, z dumą się pod nią podpisuję. Nie wstydzę się ani jednej jej sekundy, ani jednego jej milimetra.
- Cieszę się, że miałam duży wpływ na ostateczny kształt, brzmienie albumu. Wykorzystałam lata doświadczeń.
- Wywiady, koncerty. Niewykluczone, że wpadnę na początku przyszłego roku do Lublina z koncertem.
- Ja się nie obawiam porażki komercyjnej. Świat mi się od tego nie zawali. Zawsze mogę stanąć przy instrumencie choćby na plaży, grać i śpiewać, i z tego żyć.
- A czemu nie? Jadę za chwilę do Norwegii, gdzie będę się dogadywała w sprawie dystrybucji płyty. Wysłałam też płytę do Japonii. Mam znajomych w tamtejszym oddziale EMI z czasów, gdy występowałam w Tokio.
- Wszyscy mi to mówią. Jak by się dowiedzieli, że nagrałam ją po cichu w maleńkim studiu u mojego kolegi, to by się bardzo zdziwili. Wiedziałam, że się spodoba ludziom, na których mi zależy.
- Bo też pracowałam nad tymi piosenkami w dzień i w nocy. Koncepcję opracowywałam wczesną porą, a późną robiłam klimat. Koło południa mi się dobrze pisze, a koło północy dobrze gra i śpiewa.
- Jak tego ostatnio posłuchałam, to się uśmiałam po pachy. A posłuchałam dzięki Marcinowi Sobesto, szefowi muzycznemu Radia PiN. On to skądś wynalazł i tak mu się spodobało, że zaczął grać.
- Nie. Ale jedna rzecz, jeśli chodzi o współpracę z Romkiem, jest bardzo ważna. On był pierwszym człowiekiem, który powiedział mi: Luiza, pisz, twórz, i nie pytaj wszystkich, czy to dobre. Ważne, żeby to było twoje. Za to będę mu wdzięczna do końca życia. Zaczęłam pisać słowa do muzyki, którą mi komponował. A teraz sama sobie wszystko piszę. I nie pytam sąsiadki, czy to jest OK. Tylko nagrywam piosenki, które się podobają nie tylko na moim podwórku. A podobają się, bo są szczere.
- Bardzo dobrze. Mam tu wielu dobrych znajomych. Dwa lata temu kupiłam przytulne mieszkanko. Nie wrócę już do Lublina. To tu się kręci cała branża muzyczna. Trudno mi sobie wyobrazić, żebym codziennie dojeżdżała sto kilkadziesiąt kilometrów, żeby coś załatwić.
- Obecnie nie. Koncertuję w różnych miejscach, występuję na imprezach zamkniętych, które są bardzo dobrze płatne. Być może będę rezydentką nowego klubu, który zostanie otwarty na początku przyszłego roku w centrum stolicy.
- Trudno powiedzieć. Tyle tego było. Ale chyba w Tokio, w klubie na 22 piętrze hotelu Westin. Miejsce przyjemne samo w sobie. A jeszcze przewijały się przez nie gwiazdy filmu i muzyki. Tam poznałam na przykład Jeana Reno. Było bardzo miło.
Reklama













Komentarze