Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Białe miasteczko po biłgorajsku

- Teraz to już za daleko to wszystko zaszło, żeby odpuścić . Nie chcieli przyjść do nas, to my przyszłyśmy.
Sala konferencyjna w budynku Starostwa Powiatowego w Biłgoraju. Na piętrze, niemal vis-á-vis gabinetu starosty, zaraz za schodami. Na ścianach sali powieszono mapę Lubelszczyzny, kalendarz promujący powiat biłgorajski, jeden dyplom i jeden certyfikat. W obok nich pojawiła się również biała, ogromna płachta papieru z ręcznie wypisanym hasłem: \"Czekamy na uchwałę i decyzję starosty”. Powiesiły ją pielęgniarki z biłgorajskiego szpitala. Siostry protestują od tygodni z jednego powodu: chcą więcej zarabiać. Najpierw odchodziły od łóżek pacjentów. Tydzień temu zaczęły okupować gabinet swojego dyrektora - 20 kobiet jest tam w ciągu dnia, 10 zostaje na noc. Każdy szpitalny oddział ma codziennie swoją protestującą przedstawicielkę czy przedstawicielki. W poniedziałek trzeba było wyznaczyć dodatkowe koleżanki na strajk, bo zdesperowane i zmęczone pielęgniarki chciały się spotkać z władzami powiatu, któremu podlega szpital. A że nie usłyszały od władz nic konkretnego, postanowiły przystąpić do okupacji starostwa. W biłgorajskim szpitalu pracuje około 300 pielęgniarek. Średnia wieku wśród personelu w czepkach to 47 lat. - A kto tu przyjdzie pracować za takie marne pieniądze? Zarabiamy najmniej w regionie - kwitują protestujące siostry. I wyliczają: Ja mam ponad 20 lat stażu, a zarabiam 1300 zł. To proszę sobie pomyśleć, ile u nas może zarobić ta, co dopiero zaczyna? Wszystko drożeje, a pensje stoją. - A ile można tłumaczyć dzieciom, że nas nie stać, bo mama jest pielęgniarką? - mówi inna siostra. - Dzieci to już się nawet nauczyły, że na nic nie można sobie pozwolić, ani na fajne ubrania, ani na przyjemności. Starszy syn o nic już mnie nie prosi. Przykro mi. Jakie spojrzenie na życie będzie miało to dziecko? Co ono sobie pomyśli? Żeby mieć pieniądze to trzeba kraść? Bo w uczciwej pracy to nikt nie zarobi? - denerwuje się następna pielęgniarka. Wszystkie walczą o 500 złotych podwyżki, 250 od stycznia i kolejne tyle od kwietnia. Anna jest pielęgniarką od 20 lat. Sama wychowuje dwójkę dzieci. Z pensji opłaca bieżące rachunki, reszta idzie na jedzenie, czasami kupuje jakieś ubrania dla siebie, albo dzieci. Zaczęła też zaoczne studia; to kolejny wydatek. W poniedziałek miała wolne, przyszła protestować. Nawet nie pytała rodziny, co na ten temat myślą. Ale nie słyszała z ich strony żadnych sprzeciwów. W końcu to oczywiste, że protestuje w słusznej sprawie. Kiedy ona strajkuje, dziećmi zajmują się dziadkowie. - Nie chcemy odchodzić od łóżek pacjentów - mówi Anna. - Nie po to zostałam pielęgniarką, żeby teraz tej pracy nie wykonywać. Dlatego urlopy na żądanie będą z naszej strony ostatecznością, ale jak nikt nie zacznie nas słuchać, to po prostu je weźmiemy i nie przyjdziemy do pracy. Irena, 20 lat pracy, z niedzieli na poniedziałek miała nocny dyżur w szpitalu. W poniedziałek protestuje. We wtorek idzie do pracy, a potem na protest. W środę nocny dyżur w szpitalu. - Praca, strajk, praca, strajk i tak w kółko. Cały tydzień mnie w domu nie ma. Ale trzeba iść protestować, to się idzie. Rodzina musi się z tą sytuacją pogodzić. W nocy w sali w starostwie raczej spać nie będzie, stres i nerwy na to nie pozwolą. Mimo że siostry przyniosły ze sobą śpiwory i karimaty, to tylko niektóre je rozłożą. Reszta będzie czytać książki, rozmawiać... Danuta nosi czepek pielęgniarski od 27 lat. Podobnie jak koleżanki protestuje przed i po pracy. W poniedziałek musiała wyskoczyć do domu, bo młodsze dziecko chore, przecież panuje grypa i nietrudno coś złapać. Był lekarz, potem apteka. W niedzielę, jak zajrzała do domu po nocy, ugotowała rosół i gulasz. Od razu na poniedziałek. - We wtorek to już im zostają albo kanapki albo parówki. Do tego, że mama musi strajkować, dzieci trochę już przywykły. Danuta w ubiegłym roku dwa dni spędziła w białym miasteczku pod kancelarią premiera. Młodszy syn Joli został w domu pod opieką starszego. Całe życie rodzinne jest teraz przez komórkę. No i jeszcze dzieci czasem zobaczą mamę w telewizji. - Dom na telefon prowadzę - mówi Jola, która jak wszystkie pielęgniarki jest już zmęczona i ma tego wszystkiego dość. - Wykonujemy piękny zawód, który, krótko mówiąc, został sparszywiony. Nikt nas nie szanuje, nie tylko jako pielęgniarek, ale też jako kobiet. Tylko pacjenci są nam przychylni i my za to im dziękujemy. - Teraz to już za daleko to wszystko zaszło, żeby odpuścić - mówi Beata Szarnowska, przewodnicząca Związku Zawodowego Pielęgniarek w szpitalu w Biłgoraju. Na razie pielęgniarki wygrały. Organem założycielskim placówki jest biłgorajskie Starostwo Powiatowe. Pielęgniarki domagały się również, aby rada powiatu poręczyła pożyczkę dla szpitala – 1 mln zł – wtedy znajdą się pieniądze na podwyżki. Protest trwał od ostatnich dni stycznia, najpierw pielęgniarki odchodziły od łóżek pacjentów. Potem przez sześć dni okupowały gabinet dyrektora szpitala i przez dwa dni strajkowały w Starostwie Powiatowym w Biłgoraju. We wtorek siostry podpisały porozumienie. Dostaną 230 zł brutto od stycznia do czerwca.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama

WIDEO

Reklama