Magister polonistyki buduje domy
Mówi, że nie lubi określenia \"biznesmen”. Jest przedsiębiorcą. - Po prostu jestem przedsiębiorczym człowiekiem - wyjaśnia Stanisław Kieroński.
- 28.02.2008 10:21
- Dziś mogę powiedzieć, że moją największą pasją była praca w kulturze. Sprawiała mi ogromną satysfakcję, mogłem realizować mnóstwo projektów. Jednak odebrano mi to dziecko - śmieje się z goryczą. - Przestałem być dyrektorem WDK. Zasiliłem szeregi bezrobotnych.
Nie czekał na zasiłek. Poszukiwał innych źródeł zarobku, choć nie zawsze były spełnieniem jego zainteresowań.
- Czego ja nie robiłem! - wspomina dziś. - Sprzedawałem widokówki. Później handlowałem smalcem - miałem niewielką hurtownię spożywczą. Wreszcie założyłem księgarnię edukacyjną i sprzedawałem podręczniki.
Nie ukrywa, że w życiu często pomaga przypadek. Spotkał znajomego, który powiedział, że reaktywują fabrykę mebli Diplo. I spytali, czy wchodzi w ten interes.
- Nie miałem pieniędzy, ale miałem głowę - żartuje. - Zlikwidowałem księgarnię i zabrałem się do nowej roboty. Zorganizowałem biuro handlowe, nasze meble biurowe szły w całej Polsce. To biuro handlowe przekształciło się w Diplo Partner, którego jestem właścicielem.
Nie on szukał nowej przygody, a ona jego. Znów zwrócił się do niego inny znajomy z nowym pomysłem: zbudujemy fabrykę domów.
- Pomysł dobry, ale co dalej? Przecież to ogromna inwestycja, wymagająca takich pieniędzy, jakich nie mieliśmy.
Żaden bank nie chciał im dać kredytu - szukali pieniędzy przez rok.
- Odbijałem się jak piłka od ściany. Słyszałem np., że w Polsce nie ma tradycji budowania domów na drewnianym szkielecie. A tradycja budowania z wielkiej płyty jest? - odpierałem. Przecież całe regiony kraju zabudowane są domami drewnianymi...
Był ktoś, kto im zaufał i pomógł finansowo.
- Dzięki jego pieniądzom i naszym pomysłom powstała fabryka. Kupiliśmy halę w Świdniku.
Został wiceprezesem fabryki domów TSE.
Pamięta pierwszy dom, który sprzedali - stoi w Płouszowicach. Dziś budują dla odbiorców w całym kraju, a także wysyłają domy do Holandii, Rosji, Norwegii. Pod Warszawą stawiają osiedle złożone z 200 domów. Teraz otworzyli oddział firmy w Szkocji.
- Stąd wyjeżdża gotowy dom, który składa się na działce w trzy dni - tłumaczy Kieroński. - A po trzech miesiącach klient się wprowadza.
- Zawsze potrzebna jest wiedza - twierdzi. - To, co się robiło wcześniej, czego się nauczyło, jest potencjałem na przyszłość. Ja w latach siedemdziesiątych na SGPiS kończyłem kurs zarządzania. Wszyscy pukali się w czoło: \"po co ci to potrzebne?”. Przyszedł okres transformacji - i jak znalazł! Ktoś, kto jest ambitny, powinien wciąż się uczyć. Zapisałem się na kurs komputerowy z ludźmi młodszymi ode mnie o 20-30 lat.
Uważa, że przypadek czy szczęście są bardzo potrzebne, Ale szczęściu trzeba pomagać.
- Co mogę doradzić innym? - zastanawia się. - Na pewno najważniejszy jest pomysł, który wyrasta z potrzeb potencjalnych odbiorców. W naszym przypadku była to odpowiedź na duży popyt na domy. Trzeba spotykać się z ludźmi z otwartą głową, z potencjałem. Ważna jest silna motywacja do zdobywania i pogłębiania wiedzy, i do tego, żeby nie zrażać się po pierwszych niepowodzeniach. Osiągnięcie sukcesu wymaga cierpliwości.
Skończył polonistykę. Mówi, że zbyt kocha życie, żeby siedzieć w kapciach. Będzie otwierał uniwersytet II wieku.
Reklama













Komentarze