Gliniane pieniądze
Skończyła liceum plastyczne i Instytut Wychowania Artystycznego. To był czas, kiedy dużo agencji szukało plastyków komputerowych.
- 05.03.2008 17:54
Choć kończyła \"klasyczną” grafikę, wtedy podjęła się takiej pracy.
Ale dziś prowadzi pracownię rękodzieła artystycznego - Warsztaty Ceramiczne \"Żywioły Ziemi” w Lublinie.
- Kilka lat przepracowałam w reklamie - mówi Joanna Kowalska-Wolszczak. - To była konieczność, jednak nie lubię urządzeń bezdusznych. Przy komputerze siedzi się za długo, odbiera człowiekowi energię.
Swego rodzaju odskocznią było malowanie tkanin, batiki, szyła patchworki dla Ikei. Ale cały czas tkwiło w niej niespełnione pragnienie obcowania z rzeźbą.
- Czasem sobie myślałam, że tak chciałabym się \"utytłać”, ubrudzić, zmęczyć - śmieje się pani Joanna. - To był znak, że pora zmienić życie zawodowe. Często w domu mówiłam, że chciałabym tak bezmyślnie garnki lepić. To był jakiś inny świat, za którym zaczęłam tęsknić.
Na Boże Narodzenie dostała w prezencie koło garncarskie zamówione przez męża u jakiegoś rzemieślnika.
Garncarstwo okazało się trudniejsze, niż sobie wyobrażała. I wcale nie \"bezmyślne”.Nikt nie chciał nic powiedzieć, zdradzić swoich zawodowych sekretów. To trwało dość długo.
- Nie wiedziałam jak zmiękczyć glinę, nie miałam pojęcia, że są pewne etapy tej pracy i trzeba ich pilnować, przestrzegać techniki. Musiałam to wszystko poznać. Byłam zniecierpliwiona. Obraziłam się na koło.
Pewnego razu dowiedziała się, że są warsztaty garncarskie w Pawłowie koło Chełma. To była propozycja agroturystyczna - wypoczynek połączony z nauką. Pojechała.
- To była świetna szkoła! - wspomina. - Było nas raptem 3 osoby, uczyli Leszek Kiejda i Aleksander Filipczuk. Okazało się, że to nie jest sprawa prosta. Nawet zwyczajne ptaszki-gwizdki trzeba zrobić według odpowiedniego projektu. Tam się nauczyłam, jak odróżnić autentyczne garncarstwo ludowe od ceramiki artystycznej, poznałam podstawowe techniki.
Dowiedziała się, gdzie się kupuje glinę, za ile, jakiego koloru. Cały zeszyt zapisała notatkami z warsztatów, była pełna pomysłów i zapału. Wkrótce okazało się, że są znajomi, którzy chętnie chcieliby się uczyć, pytały o to osoby obce.
Koleżanki poradziły, żeby otworzyła warsztaty.
Znalazła niewielki lokal w centrum miasta. Zaczęły się pierwsze zajęcia.
- Warunki nie były nadzwyczajne - mówi pani Joanna. - Dość ciasno. Mogłam naraz przyjąć kilka osób, a tu chciały przychodzić całe klasy uczniów - nie było się gdzie pomieścić. Nie miałam własnego pieca i wykonane wyroby woziłam do wypalania do Pawłowa. Wiedziałam, że trzeba szukać czegoś innego, bo wszystko to zaczęło się dobrze rozwijać.
Myślała o galerii edukacyjno-warsztatowej. Chciała w galerii sprzedawać wyroby. Jednak nie miała szczęścia do ludzi. Niektórzy brali w komis jej ceramikę i... znikali z towarem. Inni postawili na tanią chińszczyznę, która - choć tandetna - prędzej znajdzie klienta.
Przeniosła się do pracowni przy ul. Popiełuszki. Zajęła się na serio prowadzeniem warsztatów ceramicznych.
- Przychodzą dzieciaki, uczniowie, ludzie dorośli, nawet studenci uczelni artystycznej - wyjaśnia. - Mam taką stałą grupę, od 5 do 12 lat. To dzieciaki bardzo kreatywne, pomysłowe i zdolne. Warsztaty są płatne, ale przecież placówki oświatowe dostają dotacje na taki cel.
Mówi, że się spełnia w tej pracy. Uczy, że herbata w glinianym kubku trzyma dłużej ciepło. Uczy estetyki i szacunku dla sztuki.
- Tak, ale trzeba pamiętać, że to nie jest stały pieniądz. Na przykład - kończy się glina. Muszę zamówić jakąś partię. Sama glina nie jest droga - kosztowny jest jej transport, niemal z drugiego końca Polski. Muszę od razu wyłożyć większą gotówkę i czekać, aż wpłyną pieniądze za następne warsztaty. Nie ma poczucia bezpieczeństwa finansowego. Ale też i nie ma biedy.
• Są zawody, które nie zdradzają swoich tajemnic. Często, żeby zdobyć wiedzę, trzeba liczyć tylko na siebie.
• Nie warto wiązać się z nieznajomymi kontrahentami - mogą być nieuczciwi.
• W branży artystycznej nie można liczyć na duży zysk. Ale taki biznes daje możliwość realizowania pasji. Warto próbować.
Reklama













Komentarze