Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Zabawki na dobicie

W błocie, po rowach, dziurach i bezdrożach - tak katują swoje samochody terenowe miłośnicy aut z napędem na cztery koła.
Spotykają się przynajmniej raz w miesiącu i szaleją swoimi terenówkami po bezdrożach w okolicach Kraśnika. Niedzielne popołudnie. Miał szaleć orkan Emma, ale skończyło się na mocniejszych podmuchach i opadach. Dzięki temu polne drogi były nieprzejezdne. Dla zwykłych aut. Za Wyżnicą zjeżdżamy z drogi głównej. Kończy się asfalt, nawierzchnia staje się coraz bardziej miękka i grząska. Wszędzie widać bruzdy po kołach, jakby przejechało tędy kilkadziesiąt samochodów. Po trzech kilometrach jazdy w błocie jesteśmy na miejscu. Samochód wygląda jak amfibia po błotnej przeprawie, cały oblepiony gliną. W wyrobisku po cegielni słychać ryk silników, spod kół wylatuje błoto. I na zmianę ktoś grzęźnie, kogoś wyciągają, jakiś samochód wyskakuje na podjeździe w górę. Obok toru pali się ognisko, pieką się kiełbaski. Atmosfera miła, a jako właściciel terenówki zostałem przywitany prawie jak swój. - Tu się wszyscy znają. Raz przyjedziesz, a następnym razem to już jesteś dobry znajomy - podkreśla Robert Potasiewicz, właściciel Firmy 3P 4x4, która organizuje rajdy samochodów terenowych. Zaczęło się od warsztatu i przerabiania terenówek. - Jeżdżę samochodami terenowymi, mam ich cztery. Prowadzę również warsztat samochodowy i zajmuję się tuningowaniem terenówek i ich wypożyczaniem - wyjaśnia po kolei Robert. - Potrzebowałem jakiegoś toru, żeby móc sprawdzać możliwości samochodów, które podrasowuję. Wspólnie z Norbertem wymyślili i zaadaptowali na potrzeby testowania przeróbek teren po byłej cegielni. Wydrążone zostały koleiny, usypane górki i podjazdy. Z czasem jednak zapragnęli wyjechać w teren i zwiedzać okoliczne bezdroża. Zaczęli w kilka osób. Teraz, przy dobrej pogodzie, na trasę wyjeżdża ponad 30 załóg. Bracia Konrad i Robert zaliczyli już kilka rajdów terenowych. Ich nissan terrano nie pociągnie już długo. Ale bracia są znani z szaleńczej jazdy i nieoszczędzania swojego samochodu. - Ostatnio, jak ruszałem do jakiejś czasówki, to usłyszałem z tyłu \"o, ten to dopiero będzie numery odp....” Wsiadłem i na którejś przeszkodzie nie mogąc podjechać wziąłem większy rozpęd, przeszedłem, ale prawie wbiłem się pionowo w ziemię z drugiej strony zamiast zjechać - śmieje się Konrad Iluk. Rajdy terenowe są o tyle nietypowe, że rywalizacja nie jest tu wcale najważniejsza. Tu wszystkie załogi mogą liczyć na pomoc. Zawsze ktoś się zatrzyma i pomoże. - Nie ma, że ktoś zostaje - mówi Marcin Mirosławski, kierowca opla frontery. - Stajemy i wyciągamy jeden drugiego, aż wszyscy wyjadą. Nikt się na nikogo nie złości i nie denerwuje. Pełen luz. - Wiele razy namawiali mnie na trudniejsze trasy i mówili, że jak nie wyjadę, to przecież nie ma problemu, bo mnie wyciągną - dodaje Norbert Iluk. Wydawałoby się, że szaleńcza jazda samochodem terenowym to zajęcie dla mężczyzn. Nic bardziej mylącego, kobiety też jeżdżą i znakomicie dają sobie radę. - Mamy do tego takie \"kobiece” podejście - uśmiecha się Agnieszka Potasiewicz. - Faceci to czasami gazują na siłę swoje auta. A ja uważam, że nie wszystko na siłę, trochę sposobem, trochę rozumem. Owszem, czasami mąż coś podpowie i ja się wtedy słucham. Agnieszka jeździ toyotą. Podczas ostatniego rajdu za pilota miała... sześcioletniego syna Filipa. - Wcześniej jeździłam ze szwagierką i wcale nie odstawałyśmy jako jedyna kobieca załoga. Renata i Iza jeżdżą jako piloci. - Częściej piszczę i krzyczę, ale jak jest odcinek spokojniejszej jazdy, to nawet zerknę na mapę i coś podpowiem Grzegorzowi, mojemu kierowcy - mówi z uśmiechem Renata Kopaszewska. - Przede wszystkim to znakomita zabawa - przyznaje Iza Boguta. - Adrenalina skacze i trudno o lepszą atmosferę. Najgorzej w tym wszystkim mają samochody. Ekstremalna jazda w trudnym terenie znacznie ogranicza ich żywotność. Stąd większość terenówek to nie \"nówki” z salonu, a zabawki na dobicie. - Mam go dopiero cztery miesiące, ale nie żałuję. To samochód na dobicie, planuję kupić drugi, orurować go i przygotować na takie rajdy - mówi Norbert, kierowca nissana. Na ostatniej wyprawie w jednym samochodzie urwał się most. - A nasz wszędzie poszedł, nigdzie nie zostaliśmy i wszędzie się dobrze sprawuje - chwali się Marcin. Po rajdzie i czasówkach na torze zawsze kończą tak samo. Do późnego wieczora siedzą przy ognisku, przeżywają co trudniejsze trasy i od razu planują kolejne wyprawy.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama

WIDEO

Reklama