Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Wczoraj i dziś Muzeum Zamoyskich w Kozłówce

Jeszcze przez kraj przetaczały się działania wojenne, jeszcze daleko było do Berlina, a już 4 listopada 1944 roku utworzono pierwsze muzeum na ziemiach wyzwolonych spod okupacji hitlerowskiej. To było Muzeum Narodowe w Kozłówce.
Wczoraj i dziś Muzeum Zamoyskich w Kozłówce
Pałac w Kozłówce (Maciej Kaczanowski)
Muzeum Zamoyskich obchodzi jubileusz 70-lecia, ale jego początki były nie tyle burzliwe, co trudne. Dziś zostanie otwarta wystawa \"…zaczęło się w Kozłówce. Historia dokonań pierwszego muzeum w powojennej Polsce (1944–2014)”

Wprawdzie ustanowienie placówki muzealnej w pewnym stopniu chroniło pałac przed rabunkiem, ale sytuacja polityczna w kraju rzutowała na funkcjonowanie muzeum.

Przede wszystkim oficyny zostały przejęte przez inne instytucje – dom dziecka, szkołę podstawową, miały tu swoją siedzibę huty szkła. Tu, gdzie teraz zachwyca park, było boisko, miejsce spotkań ludzi bardziej i mniej kulturalnych. Placówka zmieniała też nazwę i funkcję. W 1952 roku obsadę muzeum ograniczono do dwóch osób: woźnego Głydy i jego żony Aurelii, a trzy lata później przekształcono je w Centralną Składnicę Muzealną Ministerstwa Kultury i Sztuki.

Przyjeżdżali i zabierali

– Stąd, ze składnicy zabierano meble i obrazy do wyposażenia gabinetów różnych ministrów, wojewodów, prominentów – wyjaśnia Krzysztof Kornacki, dyrektor Muzeum Zamoyskich. – Przyjeżdżał ktoś z karteczką z urzędu i wybierał co chciał. Nie wszystkie te rzeczy wróciły. Część zginęła bezpowrotnie z powodu niekompetencji. Swego czasu Kozłówka podlegała muzeum okręgowemu w Lublinie. Ówczesna dyrektorka muzeum wystąpiła z propozycją pocięcia lambrekinów na kapcie dla zwiedzających.

Częściowo już zabrano się do roboty. Jednak jednym z lambrekinów owinięto fortepian na czas transportu i ten szczęśliwie ocalał w całości. W ogóle pomysły i inicjatywy dotyczące Kozłówki w tamtych latach były zaskakujące. Na przykład w 1951 r. kierownictwo Muzeum w Lublinie tak pisze do MKiS: \"…muzeum w Kozłówce zakwalifikowane zostało jako składnica. Rola kierownika polegałaby jedynie na czuwaniu nad bezpieczeństwem zbiorów, co w równym stopniu może wykonywać woźny” – cytuje Kornacki z pamięci i kiwa głową nad ciemnotą tamtych decyzji.

Pięćdziesiątka na dzień dobry

– Przyszedłem tu w 1979 roku – wspomina dyrektor. – Było ponuro, dookoła błoto, bez kaloszy ani rusz. Stan pałacu był do przyjęcia, choć nie miał bieżącej wody, ogrzewania, od dwóch słupów po środku zaniedbanego gazonu poprowadzone było zasilanie elektryczne do niektórych pomieszczeń. Przed wojną w piecach palono drewnem. Po wojnie węglem, wobec czego piece po prostu detonowały. Kiedy przyjechałem zimą, tu w pałacu znajdowało się mieszkanie służbowe dyrektora. Rano w zimie stała zamarznięta woda w naczyniach i nim się w piecach napaliło i mróz zszedł z okien, było południe. Ludzie pytali z zazdrością, jak się dyrektorowi w pałacu mieszka.

Nikt by nie uwierzył, że koszmarnie. Pamiętam, że wtedy piękny piec z herbem Zamoyskich z kupki gruzu złożył kafel po kaflu Bolesław Kubajka, miejscowy zdun, który na \"dzień dobry” mi powiedział: panie dyrektorze, żebyśmy w zgodzie żyli, powiem panu, że ja rano muszę pięćdziesiątkę wypić. No i byliśmy w zgodzie.

Chaos

Nadszedł czas remontów. Najważniejsza była wymiana dachów.

– Wymieniliśmy starą dachówkę na wyprodukowaną po wojnie i to był błąd – śmieje się dziś Kornacki. – Po roku już była do niczego. Uzyskałem zgodę na przykrycie dachu blachą miedzianą, co wywołało oburzenie ludności – jak to, stajnie kryć blachą miedzianą? Później trzeba było doprowadzić wodę, kanalizację. Po dwóch latach zmagań kupiłem sobie podręcznik dla szkoły budowlanej, żeby wiedzieć czego mogę wymagać. To były trudne czasy – nie ukrywa Kornacki.

Równocześnie z zespołem pałacowym podzielono folwark. Panował chaos i nieporządek. Dopiero w 1992 przejęty został ostatni budynek zespołu – oficyna po Szkole Podstawowej, a placówka zmieniła nazwę na Muzeum Zamoyskich w Kozłówce.

Skarb pod podłogą

– Wcześniej udało się scalenie parku – opowiada dyrektor. – Ogrodnikiem był Henryk Skrzypiec, który tu przyuczył się zawodu i sprawdzał się znakomicie. Nie tylko w tej roli. Pomagał w różnych pracach. Kiedyś kawki zatkały komin w wieży pałacowej i Henio chciał go od środka rozkuć i przepchać – wspomina Kornacki.

– Żeby się tam dostać, zdjął kawałek podłogi i pod spodem zobaczył skrzynie, a w nich ukrytą porcelanę. Po wojnie przyjechał Adam Zamoyski i powiedział, że z upoważnienia mamy ma mi przekazać wiadomość o tym, że na wieży ukryty jest komplet porcelany. Odpowiedziałem, że już dawno znalazł go nasz ogrodnik. Ale liczy się gest – dodaje Kornacki.

Tajemnice

Jadwiga Zamoyska przed opuszczeniem majątku zakopała w parku srebra. Gdzie? Nie pamiętała, nie umiała wskazać miejsca. Z pewnością nie zakopywała ich własnoręcznie; ktoś jej pomagał. Czyżby już dawno je odkopał?

– Nie sądzę – dyrektor jest sceptyczny. – Gdyby tak było, zapewne coś trafiłoby do ówczesnej Desy lub na aukcje i byśmy wiedzieli. Podczas robót ziemnych prowadzonych przed laty odkopaliśmy przypadkowo komplet miedzianych rondli.

Przez wiele lat wyobraźnię rozpalał ponury dramat, który wydarzył się przed kilkudziesięciu laty w pałacowym skarbcu. Ówczesny dyrektor muzeum w noc wigilijną zamknął się tam od wewnątrz i poderżnął sobie gardło brzytwą. To tragiczne wydarzenie zrodziło później wiele dziwnych domysłów i opowieści, ale wbrew sensatom sprawa została wyjaśniona racjonalnie.

Trudne powroty

Starania o rewindykację dzieł pochodzących z Kozłówki rozpoczęła - pod koniec lat 70. ówczesna dyrektor, Irena Paszyn. Opór był duży. Inne placówki, do których trafiły przedmioty z Centralnej Składnicy Muzealnej wpisywały je do swoich inwentarzy i nie chciały się z nimi rozstawać.

– Jako pierwszy bez problemów zwrócił wszystko dyrektor Zygmunt Nasalski z Muzeum Lubelskiego – wspomina Krzysztof Kornacki i opowiada o tym, jak trudne były \"powroty”.

Ustalono, że kolekcja nut ze zbiorów Konstantego Zamoyskiego trafiła do Miry Zimińskiej-Sygietyńskiej, szefowej \"Mazowsza”. I to wiele lat nie było do odzyskania. Dopiero gdy po jej śmierci zinwentaryzowano mieszkanie, nuty znalazły się i wróciły do Kozłówki.

Jednym z najbardziej opornych był Janusz Odrowąż-Pieniążek, dyrektor Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie. W ogóle nie odpowiadał na monity wysyłane z Kozłówki. Później tłumaczył, że wszystkie listy przetrzymywał w biurku sekretarz, a on o tym nie wiedział.

Adnotacja

Były też zaskakujące wydarzenia. Do muzeum po latach wróciły dwa obrazy: portret Marii z Czartoryskich Wirtemberskiej i scena rodzajowa.

– Zadzwoniła pewna pani z Warszawy, że porządkując dokumenty zmarłego ojca natrafiła na te dotyczące dwóch obrazów z dopiskiem, że mają one być zwrócone na każde żądanie – wspomina dyrektor. – Zaprosiła nas do siebie. Od razu obrazy rozpoznałem: były w ramach charakterystycznych dla Kozłówki, miały z tyłu ręczną adnotację Konstantego, nalepki składnicy. Jesteśmy tej pani bardzo wdzięczni. Dzięki jej uczciwości obrazy po tylu latach wróciły pod swój dach.

Kiedyś dyrektorka muzeum Kraszewskiego w Romanowie z którym współpracowali przywozi pokazać parawan zakupiony w Desie. Za chwilę kustosz z Kozłówki – Teresa Marciszuk – razem z robotnikami niosą obraz, na którym jest Jadwiga Zamoyska na tle tego parawanu. Jak trafił on do Desy? Nie wiadomo, ale parawan już został w Kozłówce.

Już nie oddaliśmy

– Zegar XIX-wiecznej roboty z paryskiej pracowni Ardavaniego zdobiony amorkiem z miniaturką Zofii Czartoryskiej i znany z wszystkich rodzinnych fotografii, po wojnie zniknął – przypomina Kornacki. – Znalazł się w muzeum historycznym w Warszawie. Wypożyczyliśmy go stamtąd na wystawę i już nie oddaliśmy. Tu było i tu jest jego miejsce.

W rezultacie usilnych starań o rewindykację kozłowieckich zbiorów odzyskano m.in. zespół nut, portrety i witryny z Salonu Białego, fortepian, porcelanowe wazy, rysunek François Gérarda, komplet śniadaniowy i wiele innych przedmiotów.

W pałacu zostało 13 albumów fotograficznych, a na zdjęciach także uwiecznione były wnętrza. To często stanowiło pomoc w zakupach.

– Muzeum prowadzi odpowiednią politykę zakupów – wyjaśnia Anna Szczepaniak, kierownik działu zbiorów dawnych. – Związane są z rodziną Zamoyskich, albo nabytki stylowo pasują do wnętrz lub przypominają przedmioty, które są na zdjęciach. Także kupowana jest porcelana dalekowschodnia, która cieszyła się dużym zainteresowaniem w tych sferach. Hrabia Konstanty kształcony na modłę francuską, preferował tę sztukę.

– Często, bardzo często, są to przedmioty lepsze klasą niż te, które kupiłby Konstanty Zamoyski – dodaje Anna Fic-Lazor, główny konserwator muzeum. – W 1944 roku Jadwiga Zamoyska w obawie przed zbliżającym się frontem wywiozła mnóstwo cennych rzeczy do Warszawy, ale spłonęły one podczas powstania. Te bezpowrotnie stracone przedmioty i dzieła staraliśmy się zastąpić podobnymi, z epoki, nie mniej, a często bardziej cennymi.

– Wiele ważnych nabytków zawdzięczamy finansowemu wsparciu Towarzystwa Przyjaciół Muzeum Zamoyskich – podkreśla Kornacki.

Tyle się zmieniło

Jubileuszowa wystawa \"…Zaczęło się w Kozłówce. 70 lat Muzeum Zamoyskich w Kozłówce. 1944–2014” pokazuje zaledwie część zakupów i dokonań pierwszego muzeum w powojennej Polsce.
– Są tu wyroby z najsłynniejszych wytwórni i pracowni – mówi Anna Fic-Lazor. – Na przykład dziczek z pracowni Fabergé, kandelabry z Miśni, komplet zabawek wykonanych ze srebra, które Napoleon podarował ojcu Zygmunta Krasińskiego. Jest waza z Sévres ze sceną rodzajową i pejzażem, srebrny czajnik – ten waży 2kg! W innej gablocie są wyroby wytwórni polskich – na przykład z Korca fajansowe kaczki do pasztetów na gorąco. Pokazujemy część zestawu srebrnych sztućców, liczącego 660 sztuk i część białego serwisu obiadowego liczącego 1016 sztuk!

Prezentowane są także przedmioty osobistego użytku: komplet do manicure, buty z prawidłami, rękawiczki, wachlarz, podróżny sakwojaż z wyposażeniem. Niezwykłym zakupem jest różaniec z końca XVI wieku, który na jednym z portretów trzyma żona hetmana Jana Zamoyskiego. Dostał go z listem od Konstantego dziad jednego z księży. Ksiądz musiał go sprzedać, bo potrzebował pieniędzy na leczenie. Jest też książeczka do nabożeństwa Aleksandra Zamoyskiego z obozu koncentracyjnego. Pisze w niej o Kozłówce.

Bardzo długa lista

Trudno wymienić wszystkie zakupy, darowizny, bo przecież kupowano jeszcze meble, obrusy, kobierce, etc. Przybywało eksponatów w Galerii Sztuki Socrealizmu, a niektóre są autorstwa znanych ludzi sztuki: Andrzeja Wajdy, Magdaleny Abakanowicz, Wojciecha Fangora, Wlastimila Hofmana czy Ludomira Śledzińskiego.

Na wystawie zgromadzono też niezwykle ciekawe wydawnictwa muzeum, ilustracje do tych wydawnictw, piękne karty świąteczne autorstwa Anny Fic-Lazor, plakaty. Fotografie prezentujące obiekty w stanie sprzed wielu lat i dzisiejszym dają pojęcie, jak bardzo Kozłówka się zmieniła.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama