Żadne obowiązkowe pochody czy manifestacje, czasem lokalne akademie. Ludzie pracy mieli się bawić i radować osiągnięciami PRL i tym wszystkim, co im obiecywał Manifest PKWN, ale nie było to w wielkiej skali.
Dziś przypominamy 70 rocznicę ogłoszenia Manifestu PKWN, bo kto pamięta o dokumencie, który przez dziesiątki lat rzucał cień na naszą rzeczywistość?
Pamiątka
– Jeszcze do przełomu lat 89/90 na budynku obecnego Urzędu Marszałkowskiego w Lublinie wisiała tablica z napisem \"W tym budynku w okresie od lipca 1944 r. do stycznia 1945 roku mieściły się centralna władza Polski Ludowej, Krajowa Rada Narodowa, Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego i Rząd Tymczasowy. Wmurowano w XX rocznicę PRL” – cytuje Sławomir Grzechnik z Galerii Sztuki Socrealizmu w Muzeum Zamoyskich w Kozłówce. – I proszę, rocznica zapomniana, czas przeszły, a dokument został na trwałe – śmieje się. – Jeszcze lubelski pomnik Bieruta, który był na obecnym placu Singera. Postać stała na tle monumentalnych płyt, na których były napisy mówiące o reformach manifestu. Ale zbyt wielu takich czy nawet mniejszych pamiątek związanych z tym wydarzeniem nie ma. 1 Maja to co innego – dorzuca Grzechnik.
Siedziba władz była w Lublinie, ale z Manifestem Lipcowym nieodmiennie kojarzy się Chełm.
Za aprobatą Stalina
– Nowa władza od początku zaczęła od kłamstwa i tak to później już było – zauważa Katarzyna Kot, historyk. – Przez wiele lat wszystkim wmawiano – i to się utrwaliło, że Manifest PKWN zrodził się na polskiej ziemi i wydany został w Chełmie 22 lipca. Tymczasem to nieprawda. Ten dokument powstał w Moskwie. Nic bez wiedzy Stalina się nie działo. Kiedy został przez niego zaakceptowany był 20 lipca i najpierw ogłosiło go Radio Moskwa. We wspomnieniach drukarzy czytałam, że podobno do Chełma, do drukarni \"Zwierciadło” przywieziono wersję dwuszpaltową. Tu dopiero odbywał się skład, korekta, 26 lipca druk trwał bez przerwy. Raz brakowało papieru, raz farby, a raz po prostu prądu. Dość, że ukazał się manifest trzyszpaltowy. Następne dodruki były także w Radzyniu. Spieszyło im się. Czas działał na niekorzyść komunistów i liczyła się każda godzina.
Jak wyjaśnia Katarzyna Kot, po pokonaniu Niemców zaczęli się ujawniać ci, którzy byli stronnikami opcji londyńskiej i z perspektywy propagandy politycznej komunistów czas był bezcenny. Z Chełma, miasta najwcześniej wyzwolonego na ziemiach polskich, szedł więc Manifest na ziemie właśnie wyzwalane. A jednocześnie dławiono podziemie londyńskie. Ale nawet to bardzo popularne zdjęcie, na którym mężczyzna czyta Manifest w Chełmie, w rzeczywistości było zrobione później w Lublinie.
– Chełm powinien zyskać na tym, że – oficjalnie – tu rzekomo powstał Manifest PKWN – dorzuca Grzechnik. – Ale nic z tych rzeczy. Nadal jest niewielkim miastem na wschodzie, choć na wiele lat przylgnęło do niego miano \"miasta manifestu”. Nie przełożyło się to na nic pozytywnego.
Między wierszami
Nie Lwów, nie Łuck czy inne miasta za Bugiem, a właśnie Chełm był najpierwszym miastem polskim wyzwolonym. W Manifeście PKWN na życzenie Stalina wyraźnie zaznaczono: \"Granica wschodnia powinna być linią przyjaznego sąsiedztwa, a nie przegrodą między nami, a naszymi sąsiadami, i powinna być uregulowana zgodnie z zasadą: ziemie polskie – Polsce, ziemie ukraińskie, białoruskie i litewskie – Radzieckiej Ukrainie, Białorusi i Litwie”. Czyli według manifestu – miasta odwiecznie polskie już do Polski nie należały.
– Propagandowo Manifest był dobrze zredagowany – dorzuca Sławomir Grzechnik. – Oczywiście dla kogoś, kto nie zagłębia się zbytnio w jego treść. Adresowany był też dobrze \"Do narodu polskiego! Polacy w kraju i na emigracji! Polacy w niewoli niemieckiej! Rodacy!”.
– Później było gorzej – zauważa Katarzyna Kot. – Wprawdzie Manifest wzywał do walki z okupantem niemieckim, wiele obiecywał, ale też delegalizował rząd londyński i był hołdowniczy w stosunku do Związku Radzieckiego i Armii Czerwonej. Tym, którzy umieli czytać między wierszami, to się nie podobało.
Niech żyją sojusznicy!
Właściwie 22 Lipca okrzyknięty Świętem Odrodzenia Polski miał być alternatywą dla 11 listopada i aż do przemian w 1989 roku kraj funkcjonował w oparciu o ten dokument.
– Przez różne warstwy przyjęty był inaczej – zauważa historyczka. – Niektórzy reagowali entuzjastycznie, ale wielu opcja komunistyczna nie odpowiadała. Jednak podziemie zostało szybko uciszone. Jeszcze nie był to ten najstraszniejszy terror stalinowski, jeszcze wydawało się, że można będzie się dogadać, ale tak nie było.
Można powiedzieć, że manifest miał charakter propagandowy na potrzeby nowych czasów. Poza tym jednak dokument zaprowadzał jakiś porządek. Nie mogę też powiedzieć, że wszystko było nie do przyjęcia. Przeciwnie. Manifest obiecywał opiekę zdrowotną, powszechne szkolnictwo i odbudowę szkół, reformę rolną i upaństwowienie przemysłu i banków. I nie można zaprzeczyć, że to było dobre i że przyjęte zostało entuzjastycznie. Władza komunistyczna szukała poparcia w warstwach najniższych – łatwiej było nimi manipulować.
Jutro 70. rocznica ogłoszenia Manifestu PKWN. Drukowany nie tam i nie wtedy
22 lipca. To był dzień z czerwoną kartką w kalendarzu, a to znaczyło, że jest wolny od pracy. I o dziwo wcale nie był aż tak fetowany, jak 1 Maja.
- 18.07.2014 18:00

Reklama













Komentarze