Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Puławy 50 lat temu. We wspomnieniach wszystko jest piękniejsze

O Puławach swojej młodości opowiada Mikołaj Spóz, regionalista.
Puławy 50 lat temu. We wspomnieniach wszystko jest piękniejsze
Tak wyglądała kiedyś ulica Gościńczyk (Ze zbiorów Mikołaja Spóza)
Na starych fotografiach Mikołaja Spóza, sprzed zaledwie pięćdziesięciu lat, wydaje się, że to zupełnie inny świat, a nie centrum Puław. Tunel z gałęzi drzew przykrywa ulicę wąską, błotnistą, zaniedbaną z domkami przycupniętymi za krzywymi płotami. Chodził tamtędy kto musiał. Czego dziś żałować? Co wspominać z takim sentymentem? Dlaczego mówi się o tamtej przeszłości tak ciepło?

– Dlatego, że to była nasza młodość, że świat był bardziej przyjazny i bezpieczny – odpowiada Mikołaj Spóz. – Poza tym wszyscy się znali i byli sobie życzliwi. Ktoś kiedyś powiedział, że gdy w niedzielę po mszy szło się na spacer i później na lody do cukierni Ryszarda, można było czapkę trzymać w ręku bo cały czas trzeba było kłaniać się znajomym. Dziś tak nie ma. Dziś miasto jest inne, choć oczywiście nowoczesne i z wygodami. Jednak ludzie są sobie obcy.

Gościńczyk

– Niewątpliwie zmiany trzeba zaakceptować – zgadza się Mikołaj Spóz. – Tylko zawsze ma się wątpliwości, czy wszystkie wyszły nam na dobre. A właściwie zaczęło się tak lawinowo w chwili, kiedy powstawały Azoty. To wtedy znikać zaczęły tamte dawne, przyjazne Puławy, miasto letniskowe, żyjące własnym, niespiesznym rytmem. Przyjechały buldożery i wszystko wyburzyły, choć nie wszystko musiały – wspomina Mikołaj Spóz. – Właściwie maszyny nie miały wiele do roboty. Drewniane, stare domki waliły się jak pudełeczka. Właściciele poszli do bloków, choć mało było takich, co zrobili to z ochotą. Na przykład patrzę na tę starą fotografię i cóż – mogę powiedzieć, że nie ma już większej części dawnego Gościńczyka. Od Lubelskiej do Skowieszyńskiej ani jeden domek się nie zachował. Dalej, do Włostowickiej jeszcze niektóre są.

Na starej, XIX wiecznej mapie, Gościńczyk był tą drogą, która łączyła Trakt Lubelski z traktem na Żyrzyn omijając osadę pałacową. Trakt był oczywiście drogą ważniejszą, a Gościńczyk biegł jak dróżka przy drodze.

– Na pewno pierwotnie Gościńczyk był drogą polną wśród ogrodów, poletek i działek – wspomina Mikołaj Spóz. – Długo nie było tam żadnej zabudowy. Później powstały w tym miejscu koszary w których stacjonował 72 Tulski Pułk Strzelców i 73 Bielawski Pułk Strzelców. W czasie wojny polsko-bolszewickiej znajdował się w tym miejscu obóz dla jeńców bolszewickich. Panowały tam straszne warunki. Zresztą, we wszystkich takich obozach w tym okresie ludzie umierali na tyfus, i różne straszne choroby, jakie wtedy były nieuleczalne. Dopiero w okresie międzywojennym powstawała zabudowa.

Przy Gościńczyku mieszkali ludzie pracowici, zapobiegliwi, nie wyróżniający się zamożnością czy statusem. To byli rzemieślnicy, urzędnicy, których codzienność nie była łatwa.

Przyznaje Mikołaj Spóz, że piękne we wspomnieniach ulice i miejsca dziś oglądane na starych fotografiach, mogą być poddane miażdżącej krytyce – błotniste, bez kanalizacji, domostwa często bez elektryczności. Nawet Gościńczyk, o którym mówi, wiele lat po wojnie \"przyrzucony” był tylko betonowymi płytami.
Sąsiedzi

We wspomnieniach, Puławy lat przedwojennych były sielskie i – jak byśmy dziś powiedzieli – ekologiczne. W domach ukrytych wśród bujnej zieleni mieszkali profesorowie, studenci, murarze. Piękne przedmieście zwane także Mokradkami, upodobali sobie uczniowie. W kronikach towarzyskich miasta zapisano wesołe i huczne bale dla młodzieży wydawane przez państwa Wernerów w ich drewnianej willi położonej przy ulicy Kazimierskiej blisko Gościńczyka. Do dziś zachował się fragment \"Wernerówki”.

– Za pałacem Marynki jest jeszcze taki długi budynek – śmieje się Spóz. – On robił się coraz dłuższy i dłuższy bo jego właściciel dobudowywał kolejne pokoiki dla uczniów i studentów. Podobnie robili inni. Przy Kazimierskiej powstawały dziwnie rozbudowane domki z wieloma wejściami. Jeśli kiedyś mówiło się, że ktoś mieszka w willi, raczej nie trzeba tego porównywać z dzisiejszymi, ogromnymi rezydencjami. Zresztą i możliwości wtedy były inne, a materiał przeważnie stanowiło drewno. Takich typowych domków wiele powstawało w tym czasie – mówi Spóz. – Wszyscy budowali podobnie – z drewna, z niewielkim ganeczkiem prowadzącym do środka. Coś na wzór dworków szlacheckich, czasem nawet z kolumienkami. Oczywiście było to marne naśladownictwo tym bardziej, że wkrótce wszystkie te \"niby dworki” zaczęły obrastać w przybudówki, chlewiki, kurniki, komórki.

Główną ulicą Mokradek jest ulica Kazimierska. Przed wojną na Kazimierskiej rosły cztery rzędy potężnych drzew – nad ulicą unosił się zapach lip.

Na dowód, że ludzie kiedyś byli z sobą zżyci i znali się dobrze, jeszcze dziś Mikołaj Spóz z pamięci po kolei wymieni mieszkańców swojej ulicy. Wystarczy, że spojrzy na leżącą przed nim fotografię domu, a już wie, kto w nim mieszkał. Niektórych budynków już nie ma, ale wspomnienie zostało.

– Na rogu, przy Zielonej w takich jakby czworakach, mieszkali pracownicy Instytutu, woźni, laboranci – opowiada. – Później był dom Bujalskiego. On wyjechał do Ameryki, tam pracował, dorobił się. Wrócił i pobudował dom, który stoi do dziś. Dalej dom Sobieszczańskich. Inteligencja. Studiowali w Instytucie Rolniczo-Leśnym, a jeden z nich uczył matematyki w gimnazjum. Niedaleko mieszkał Groch – wspomina Mikołaj Spóz. – Pisaliśmy o nim, czynnie uczestniczył w wojnie rosyjsko-japońskiej, był w niewoli, opowiedział o swojej wojennej tułaczce. Później, tu w Puławach społecznie brał udział w odbudowie kaplicy Czartoryskich po zniszczeniach wojennych.

Każdy kolejny adres to inna historia i ludzie. Często pomieszana z historią kraju i miasta. Za obrośniętymi bzem i jaśminami furtkami kryły się ludzkie radości i zmartwienia.
Zmiany

W latach powstawania Azotów Puławy zmieniały się radykalnie. Jednak nie od razu na takie, jak dzisiaj – z zielenią, skwerami, chodnikami brukowanymi kostką. Wystarczało – jak na Gościńczyku położyć betonowe płyty – już nie tonęło się w błocie i koniec.

Takim zmianom uległa także ulica Leśna. Kiedyś dojeżdżano nią do Targowiska Miejskiego pod lasem, gdzie handlowano zwierzętami domowymi, warzywami, zbożem. Zabudowana była podobnie, jak wszystkie puławskie ulice poza centrum – niskie domy jednorodzinne, liczne komórki, przybudówki, chlewiki.

– Zmieniała się w latach siedemdziesiątych – wspomina Mikołaj Spóz. – Trzeba przyznać, że na starej fotografii nie wygląda atrakcyjnie. Funkcjonowała tam wypalarnia wapna, wozy jadące po nie musiały męczyć się na drodze rozjeżdżonej, błotnistej wiosna po roztopach. Ale na pewno pachniały rosnące przy drodze bzy, a ludzie spokojnie uprawiali ogródki. Dzisiaj jest tam osiedle. Po dawnej ulicy Leśnej została pamiątka – zabytkowa kapliczka na zakręcie.
Powojenne Puławy były bardzo zniszczone. Wiele domów zostało uszkodzonych, spalonych, zbombardowanych. Do tych, które ocalały wprowadzano z urzędu lokatorów i tak, pod jednym dachem gnieździło się kilka rodzin.

Puławy zmieniały się ogromnie na przestrzeni lat. Dziś tylko nazwy niektórych ulic mówią o tym, gdzie kiedyś były peryferie, gdzie kończyło się miasto. Polna, Krańcowa, Leśna – to ulice dawniej odległe od centrum, dziś uważane za takie, które prowadzą niemal przez środek miasta.

To już świat, który minął. Już nawet rzadko wymienia się nazwę Mokradki czy Żulinki – wchłonęło je miasto. Już nie zna się wszystkich sąsiadów. Czas zaciera wiele nazwisk, twarzy, ludzi. Jednego tylko nas nie pozbawia – wspomnień pięknych takich, w których nie ma miejsca na utrapienia, niedogodności, brzydotę. Takie we wspomnieniach są tamte Puławy.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama