Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Tak przed laty walczono z powodziami nad Wisłą. Pierwsze próby poznania żywiołu

O niszczącej potędze rzeki opowiadają Mikołaj Spóz, regionalista i Robert Och, historyk.
Tak przed laty walczono z powodziami nad Wisłą. Pierwsze próby poznania żywiołu
Droga do Kazimierza. Powódź w 1934 roku (Ze zbiorów Roberta Ocha)
Życiodajna woda także życie zabierała. Była przyczyną wielu nieszczęść, którym dawniej ludzie nie umieli się przeciwstawić, a zresztą tak często jest do dziś. W powiecie puławskim rządziła Wisła, która dawała plony, zarobek, była traktem komunikacyjnym, ale też kiedy stawała się groźna, bez litości niszczyła wszystko na swojej drodze.

Od powodzi miał bronić Święty Jan Nepomucen, ale pewnie bywało tak, że patrzył się w inną stronę, albo nie słyszał próśb znękanych ludzi. Choć postawiono mu kapliczkę przy kościele pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, to jednak nie zawsze mógł mocą swojej świętości powstrzymać Wisłę, by nie czyniła krzywdy.

Jak wysoko sięgała woda

– Tak, rzeka była życiodajna, ale też nieobliczalna, groźna, bezlitosna – zauważa Mikołaj Spóz. – Demonstrowała swoją potęgę co jakiś czas. Stawała się dzika i szalona. Na rysunku Gierymskiego z 1883 roku widać, że woda sięga aż pod spichlerze, które stały przecież wysoko. Ten dramat i siła rzeki musiały wywrzeć wrażenie na artyście, skoro to narysował. Rodzice mi opowiadali, że przed wojną woda zalała nawet ulicę 6 Sierpnia i pola we Włostowicach i Wólce Profeckiej. Porwała z sobą most drewniany z taką łatwością, jakby zbudowany był z patyków. Na szczęście nie uszkodziła tylko co budowanego mostu żelaznego. Pozalewane były drogi i domostwa. Środkiem rzeki płynął dobytek ludzi zabrany gdzieś hen, może kilkadziesiąt kilometrów wyżej. Ten widok martwych zwierząt, słomianych strzech i całych chałup, ogromnych drzew wyrwanych z korzeniami działał na ludzi porażająco. Byli bezradni.

– Jednym z najbardziej pewnych i oryginalnych źródeł naszej wiedzy o powodziach są znaki poziomu wody uczynione podczas tych powodzi – dodaje Robert Och. – Wykonywano je najczęściej na ścianach budynków. Najstarszy znak związany z powodzią pochodzi z XVII wieku i został naniesiony w czasie budowy spichlerza w Kazimierzu. Dla upamiętnienia tego wydarzenia w elewacji budynku, który był wznoszony z białej opoki, wmurowano głazy wystające ze ściany. Ich środek znajdujący się na wysokości 5,3 m. świadczył o wysokości wody. Ten spichlerz z lat 1670–1700, a raczej wmurowane kamienie byłyby najstarszym znakiem powodzi z sierpnia 1697 roku. Brak jednak innych źródeł to potwierdzających.

Znaki powodzi

W 1808 roku powódź uczyniła spustoszenie. Tym razem przyczyną był zator lodowy na wysokości Dęblina. Znak wysokości wody zrobiony jest także na Domku Loretańskim obok kościoła w Gołębiu – uczyniony przed wiekami widoczny jest do dzisiaj.

– O kolejnej powodzi pisze Wilhelm Kolberg w dziele \"Wisła, jej bieg, własności i spławności” – dodaje Robert Och. – Zanotował on, że znaki sierpniowej powodzi na murowanych ścianach umieszczono w Kazimierzu i w Puławach. W okolicach Puław te z czasów powodzi w 1813 roku znajdują się w 5 miejscach na przestrzeni 5 km – na domu Sommera, domku Pustelnika, w Wólce Profeckiej, w Górze Puławskiej i Łęgu Bronowickim. Dłuższy czas przetrwały tylko dwa pierwsze oznaczenia. Jednak po tej powodzi rozpoczęto systematycznie gromadzić informacje na podstawie wodowskazów w Warszawie, Zawichoście i Puławach.

Na nie istniejącym dziś Domku Pustelnika, który stał przy wejściu do Groty nad wiślaną łachą, w wapieniu były wyżłobione daty i kreski, dokąd sięgała woda. Musiał to być przybór ogromny.
– Według przekazów w 1813 roku woda w Puławach sięgała 22 stopy i 6 cali ponad poziom zerowy – mówi Mikołaj Spóz. – Przyjąłem, że chodzi o stopę rosyjską – pod takim zaborem wtedy byliśmy. Oznacza to, że poziom wody wzrósł o ok. 7 metrów. To oczywiście miało tragiczne skutki szczególnie dla włościan, dla mieszkańców terenów wzdłuż Wisły i tych, którzy nie mieli dokąd uciekać.


Próby obrony

W lipcu 1837 roku ukazuje się pierwsza wzmianka o wodowskazach. Ten w Puławach znajdował się nad łachą w odległości 200 sążni od głównego koryta Wisły. Wkrótce pojawił się drugi wodowskaz do obserwacji przebiegu fal powodziowych. Wspomina o tym Kolberg: \"Łata wodowskazu do obserwacji najwyższego stanu wody przybita na domu murowanym Sommera w roku 1850 dotąd utrzymuje się, okazuje wysokość od stóp 11 do 23 nad poziom Wisły. Na murze obok łaty zrobione są znaki na 11 stóp oraz 22 stopy i 6 cali. Ten ostatni znak odpowiada powodzi z 1813 roku”.

– We wrześniu 1876 roku rosyjskie Ministerstwo Dróg utworzyło sieć posterunków do obserwacji hydrologicznych – opowiada historyk. – W Puławach powstał nowy posterunek wodowskazowy. Służby do tego powołane wykonywały pomiary wodne dla potrzeb regulacji Wisły. Razem z tą obserwacją zaczęto rozbudowywać wały. Były wznoszone przez lokalną społeczność mieszkającą nad rzeką. Na mapie z 1843 roku widoczne są takie umocnienia od Góry Puławskiej w stronę Kolonii Jaroszyn. Podobne były w okolicy Gołębia i Rogowa. Wszystkie połączono w jedną całość.

Rozszalały żywioł

Najbardziej tragiczną powodzią w XX wieku była ta w 1934 roku.
Stanisław Zadura we wspomnieniach \"Moje Puławy” tak pisał: \"Rzeką płynęły wówczas snopy skoszonego zboża, części porwanych przez wodę budynków, a także zwierzęta domowe. Widok szeroko rozlanej Wisły napawał trwogą i był niezapomnianym wydarzeniem dla tych, którzy widzieli po raz pierwszy rozszalały żywioł wodny. Wały ochronne były przerwane w wielu miejscach, a o rozmiarze rozszalałych wód powodziowych niech świadczy fakt, że ulica we Włostowicach tuż za cmentarzem, poniżej istniejącej kapliczki była zalana półmetrową warstwą burej, powodziowej fali”.

Wisła wtedy pokazała swoją potęgę. Wieś Parchatka znalazła się w wodzie, a na starych fotografiach widać było, że żelazny most na Wiśle w Puławach tkwi jak maleńka budowla na środku olbrzymiego rozlewiska. Środkiem drogi prowadzącej do Kazimierza płynął łódką.

Wiosną z zatorami na Wiśle walczyli saperzy z 2 Pułku Saperów Kaniowskich – wysadzali krę na rzece poprawiając jej spławność.

Po drugiej stronie rzeki, w Sadłowicach Instytut miał swoje zakłady i pola doświadczalne. Tam również były tereny zalewane wodą, a rzeka czyniła szkody w uprawach Instytutu.

– W Sadłowicach inżynier Białobok założył plantację wikliny – opowiada Mikołaj Spóz. – W odpowiednim czasie była zbierana, wiązana w wiązki i ładowana na barki. To była plantacja na skalę nie spotykaną w kraju. Tę wiklinę używano także do umacniania brzegów rzeki.

– Próby zapanowania nad Wisłą trwały. W okresie międzywojennym pieczę nad rzeką sprawował Zarząd Wodny – mówi Robert Och. – Dbał o wały wodne, o wytyczenie bojami lub specjalnymi tyczkami szlaku żeglugowego. Z dna wybierano zatopione drzewa, które sprzedawano na opał. Niestety często taki sam los spotykał wiekowe dęby, których wartości nie zawsze znano.

Rzeka przerwała wał

– Ja sam pamiętam powódź z 1960 roku – opowiada Mikołaj Spóz. – Ale już po wojnie, jak wiadomo było, że zbliża się wielka fala, następowała mobilizacja strażaków, ochotników, służb porządkowych. Na niektórych odcinkach Wisły dyżur pełnili tzw. wałowi, których zadaniem było dbać o wały – kosili trawę, pilnowali czy gdzieś nie przecieka, karali tych, którzy chcieli wałem przejechać. Ale w 1960 roku taki wał został przerwany w Parchatce. Woda zalała całą Kępę i w parku i na brzegach Góry Puławskiej znalazła się na tym samym poziomie. Po jakimś czasie w Wiśle opadała, a stąd wcale nie chciała spłynąć. Więc podjęto decyzję o przerwaniu wału. Po zrobieniu pierwszego wyłomu on sam raptem się zapadł pod naporem wody i zniknął na długości jakichś 50 metrów. Woda z Kępy z ogromnym hukiem zaczęła spadać do koryta Wisły. A tam wciąż jeszcze płynęły resztki porwane z miejscowości położonych wyżej – drewniane wygódki, dachy, płoty, sprzęty, padlina. To był straszny widok.

Świadkami takich strasznych widoków i ludzkich dramatów jesteśmy i dziś. Wisła i inne rzeki nadal pokazują swoją potęgę.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama