Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Wojewódzki Urząd Pracy

Muzeum z zakurzonego pudełka. Jakie wspomnienia sprzedali mieszkańcy Kaliny?

Przez dwa w Lublinie można było sprzedawać do Muzeum Powszechnego niepotrzebne graty. Zbędne wspomnienia. Dobre wspomnienia. A nawet pamięć o bliskich. W ramach projektu artystycznego Muzeum Powszechne kupiło w ten sposób ludzkie historie. I historię Kalinowszczyny.
Muzeum z zakurzonego pudełka. Jakie wspomnienia sprzedali mieszkańcy Kaliny?
Przez dwa w Lublinie można było sprzedawać do Muzeum Powszechnego niepotrzebne graty (Maciej Kaczanowski)
\"Masz coś osobistego, ale niepotrzebnego? A może chcesz pożegnać się ze starym żelazkiem lub brzydką zastawą stołową? Skupujemy przedmioty codziennego użytku, które już trafiły do lamusa: łyżki, długopisy, ubrania, fotografie, obrazki, stary sprzęt RTV czy AGD” - tak zachęcali organizatorzy akcji, Paweł Laufer i Szymon Pietrasiewicz.

Przed dwa dni czekali na osoby, które odpowiedzą na ich apel. Mieli do wydania kilka tysięcy złotych. Jedynym warunkiem było to, że osoba sprzedająca musiała być z Kalinowszczyzny lub przedmioty musiały mieć jakiś związek z tą dzielnicą. Osoba sprzedająca podawała jedynie imię i nazwę ulicy.

Wszystkie eksponaty będzie można zobaczyć we wrześniu, po przygotowaniu ekspozycji.
Muzeum Powszechne, to jeden z pomysłów jakie na Kalinowszyźnie powstają w ramach Laboratorium Sztuki Społecznej.

LSS to projekt międzynarodowych rezydencji, wykorzystujący przestrzeń publiczną jako miejsce współuczestnictwa i współdziałania. Projekt ma na celu budowanie dialogu między lokalną społecznością z Kalinowszczyny, a artystami i animatorami kultury z Polski i krajów Partnerstwa Wschodniego (Armenia, Azerbejdżan, Białoruś, Gruzja, Mołdawia, Ukraina). Akcje są realizowane od maja.

W miniony weekend zmienił się wygląd Słomianego Rynku, gdzie z mieszkańcami pracowały Nino Khuroshvili i Keti Lobzhanidze z Gruzji. Wczoraj można było zobaczyć spektakl \"Pod pretekstem tańca”, który z wolontariuszkami przygotowała Justyna Jasłowska. Pretekstem do jego powstania były wspomnienia dojrzałych kobiet mieszkających na Kalinowszczyźnie.
Pan A.
Menażka opakowana w oryginalny brezentowy pokrowiec. Harcerska, sprzed wielu lat. Pan A. przyniósł ją, bo już raczej na biwak nie pojedzie. Menażka jest z całym wyposażeniem umożliwiającym zapalenie ognia. Pamiętający PRL harcerski ekwipunek jest tak skonstruowany, żeby wiatr nie gasił płomienia.

Pani A.
Rama do obrazu. Nie jest już potrzebna, bo pani A., plastyczka, która miała w nią oprawić jedną ze swoich prac zaczęła używać antyram. Rama trafiła do Muzeum Powszechnego.

Pani B.
Cała torba sztućców. Codziennego użytku łyżki, noże widelce, łyżeczki. Przypominały męża, z którym pani B. sprzedająca sztućce się rozwiodła. Skup przedmiotów był okazją do załatwienia tej sprawy.

Pani C.
Szkolna tarcza Szkoły Podstawowej nr 23. Klaser w którym zamiast znaczków, pani C. zgromadziła historyjki obrazkowe z gum do żucia \"donaldówek”. Do dziś po otwarciu klasera czuć słodki, bardzo charakterystyczny zapach gum, które dzieci kupowały najpierw w Peweksach i komisach, a potem w zwykłych kioskach Ruchu. Pani C. pamięta, w którym kiosku na Kalinowszczyźnie je kupowała. Chodzik dla dziecka - skórzany pasek, do którego przymocowana jest sztywna rączka. Pani jako dziecko tak pobierała lekcję chodzenia – była opasywana paskiem, a rodzice trzymali za rączkę i asekurowali ją przed upadkiem.

Pani D.
Kosmetyczka, etui na zdjęcia, perfumy i inne drobiazgi, których używała mama pani D. Pani D. opowiedziała, że mama była regionalistką i wieloletnim przewodnikiem turystycznym. Oprowadzała ludzi także po Kalinowszczyźnie.

Pani E.
Sukienka ze studniówki. Powinna być słona od łez, bo pani E. przepłakała całą studniówkę, bo dzień przed zabawą rzucił ją narzeczony. Studniówka była przetańczona z kuzynem, który został ściągnięty w ramach zastępstwa za narzeczonego.

Pan B.
Przychodził dwa razy, żeby wszystko unieść. Przyniósł: projektor filmowy z ekranem, kamerę, filmy. Parasol. Pan B. był filmowcem amatorem, rejestrował kamerą ważniejsze chwile z życia rodziny i Kalinowszczyznę.
Pani F.
Żelazko turystyczne i damskie spodnie. Obie rzeczy nie mają ze sobą związku, bo spodnie są uszyte z materiału, który nie wymaga prasowania. Ale pani F. jeździła na wczasy zabierając ze sobą żelazko i spodnie. W spodniach chodziła na dancingi do Kaliny. Kombinat gastronomiczny Kalina – restauracja, kawiarnia, ciastkarnia z ulicy Bieruta - to było znane nie tylko na Kalinowszczyźnie miejsce. Dziś w tym budynku przy ul. Lwowskiej mieści się Biedronka, ciuchland, pizzeria.
Następnego dnia pani F. przyszła do skupu przedmiotów i zabrała spodnie. Bo niezręcznie.

Pani G.
Lokówka. Made in ZSRR. Używana tylko raz, nawet nikt nie rozplątał firmowo zaplecionego przewodu elektrycznego. Pani F. użyła lokówki i po stwierdzeniu, że urządzenie wyrywa jej włosy, schowała je do szafy. Wyjęła, by przynieść do Muzeum Powszechnego.

Pan C.
Elegancko zapakowany ale kiepskiej jakości ekspresik do kawy. Nie był chyba używany. Pan C. odziedziczył urządzenie po babci, która mieszkała na Kalinowszczyźnie. Babcia była wielbicielka krzyżówek i brała udział w konkursach dla krzyżówkowiczów. Ekspresik był nagrodą w jednym z nich.

Pan D.
Nic nie przyniósł do sprzedania. Wpadł tylko do skupu przedmiotów. Żeby pogadać.

Pani H.
Grzebień, długopis i inne osobiste rzeczy, które należały do braci pani E. Jeden zmarł 3 a drugi 10 lat temu.

Pani I.
Dwie filiżanki ze spodeczkami. Ćmielowska porcelana, vintage, kupione na początku lat 60. ubiegłego wieku w Cepelii na ślubny prezent. Przez te pół wieku pokonały trasę z Kalinowszczyzna-Osiedle Awaryjne FSC-Kalinowszczyna.

Pani J.
Złote odznaki i medale męża, które dostał za zasługi w czasach PRL.

Pani K.
Aparat fotograficzny. Made in ZSRR. Kupiony w Zaporożu w czasie rejsu po Dnieprze. Wówczas aparat był towarem luksusowym, bo pani K. nabyła go dzięki poznanej Ukraince, której ojciec mógł robić zakupy w sklepie dla weteranów II wojny światowej.

Pani L.
Czerwony garnek w białe kropki. Emaliowany, z pokrywką. Pani L. przyniosła go do Muzeum Powszechnego, by nadać mu drugie życie.

Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama
Reklama