Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Tim Willocks \"Bunt w Green River”

Rebis
Nie przepadam za literaturą tzw. sensacyjną, a jednak \"Bunt w Green River” przeczytałam jednym tchem. Zaczyna się dość banalnie: Ray Klein, świetny skądinąd lekarz, odsiaduje wyrok za gwałt, którego oczywiście nie popełnił. Zaznaczmy, że teksańskie więzienie stanowe Green River, w którym siedzi Klein to zakład karny o zaostrzonym rygorze rządzący się brutalnymi prawami, a każdy dzień spędzony w nim to swoista walka o przeżycie. W tych ekstremalnie trudnych warunkach nasz lekarz całkiem nieźle sobie radzi. I to zarówno ze współwięźniami, jak i kierownictwem więzienia. Za dobre sprawowanie i pomoc w więziennym szpitalu ma szansę wyjść na warunkowe zwolnienie. W chwili, w której dowiaduje się, że następnego dnia będzie wolny w Green River dochodzi do buntu czarnoskórych więźniów. W wyniku perfidnej intrygi niezrównoważonego psychicznie naczelnika więzienia ofiarami buntu stają się biali współwięźniowie. Zaczyna się prawdziwa walka na śmierć i życie, a pikanterii całej historii dodaje fakt, że przypadkiem celem buntowników staje się też śliczna pani doktor Juliette Devlin, psychiatra sądowy, w której podkochuje się Klein. Tymczasem nikt, poza szalonym naczelnikiem, nie ma pojęcia, jakie piekło rozpętało się w Green River. I nikt nie spieszy się, żeby bunt stłumić. Więźniowie nie przebierają w środkach, tu nikt nie ma już nic do stracenia (poza, oczywiście, Kleinem i Devlin). Gwałty, okaleczenia i brutalne zabójstwa to tylko niewielka odsłona tego, co kryją mury Green River. Tym bardziej zaskakujące okazuje się zakończenie tej trzymającej w napięciu książki. Zakończenie, które odkrywa dość banalną, a jednak przejmującą prawdę o naturze ludzkiej i niszczycielskiej sile manipulacji.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama