Reklama
Call of Juarez: Jak zdobywano Dziki Zachód
Już w piątek do sklepów trafi Call of Juarez: Więzy krwi. To pierwsza polska gra, która ukaże się jednocześnie na PC, PS3 i Xbox 360. A poprzedniczka też była w czymś pierwsza.
- 30.06.2009 13:26
\"Call of Juarez\" zadebiutował w 2006 roku. Wrocławski Techland miał już wtedy spore doświadczenie w robieniu gier: \"Chrome\' i \"eXpand Rally\" były całkiem dobrze oceniane.
Sukces, i to nie tylko w Polsce, odniosła też gra \"Call of Juarez”. To była pierwsza polska produkcja na Xboxa 360 i pierwsza, która na PC wykorzystywała technologie DirectX10.
Ryzykowne zagranie
Twórcy postanowili umieścić akcję na dzikim zachodzie. Było to bardzo ryzykowne, ponieważ temat ten był przez producentów gier szeroko omijany. Ostatnim dobrym tytułem w tych klimatach był \"Outlaws\", wydany w 1997 roku! Na szczęście wszystko się udało.
Wybór
W grze wcielaliśmy się w dwie postacie. Billy, młody meksykanin wracał z nieudanych poszukiwań legendarnego skarbu Juarez. W domu zastał zamordowaną matkę i ojczyma. W tym samym czasie jego wujek - Wielebny Ray, druga grywana postać - widząc chłopaka przy zwłokach, podejrzewa, że to on jest zabójcą. I tu zaczyna się nasza przygoda: na jednych poziomach uciekamy Billym, a w kolejnych wcielamy się w goniącego Raya.
Na tym różnice między bohaterami się nie kończą. Wielebny; jako były rewolwerowiec świetnie posługuje się każdą bronią. Jednak jego wiek nie pozwala mu na zbytnie wygibasy. To Billy jest szybki, zwinny i świetnie radzi sobie z łukiem i lassem.
Szybko i wolno
Rozgrywka w \"CoJ\" wprowadziła wiele ciekawych innowacji. Szczególnie dotyczyło to Wielebnego, który przy spowolnieniu czasu widowiskowo wyciągał dwa rewolwery i strzelał do przeciwników.
Tu, niestety, znacznie gorzej wypadał młody Bill. Jego przygody były niekoniecznie najciekawsze, a to z tego powodu, że misje z jego udziałem zazwyczaj polegały na skradaniu się. Przez to całe tempo zabawy siadało.
Bardzo Dziki Zachód
Z racji tego, że raz uciekaliśmy, a raz goniliśmy, to zwiedzaliśmy często te same lokacje. Na szczęście z różnych stron, dzięki czemu mogliśmy je sobie dokładnie obejrzeć i… po zachwycać się trochę. Opuszczone kopalnie, lasy czy miasteczka zostały wykonane pierwszorzędnie. Ich wnętrza nie święciły pustkami jak w innych grach.
Postacie też były niczego sobie. Ogólnie \"Call of Juarez” od strony wizualnej nie budził zastrzeżeń. A i dziś nie wygląda jakoś szczególnie paskudnie.
Czekamy
\"Call of Juarez” okazał się eksperymentem bardzo udanym. Przypomina dobre, kinowe westerny. Z podobnym tempem rozgrywki, z tajemniczym skarbem, mnóstwem strzelanin i podłych miasteczek na prerii. Tym bardziej warto czekać na \"Więzy krwi”
Reklama













Komentarze