Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Wojewódzki Urząd Pracy

Victoria Żmudź zaczęła za radośnie

Po kiepskim początku w Żmudzi mogą się cieszyć, bo drużyna gra dobrze i zajmuje trzecie miejsce w tabeli
Zaczęło się od katastrofy, bo tak można określić porażkę 0:6 na inaugurację sezonu z Kryształem Werbkowice.

Potem przyszła co prawda rehabilitacja w meczu u siebie z Powiślakiem Końskowola wygranym 5:4, ale w następnej kolejce Victoria znów schodziła z boiska pokonana i to wysoko, 4:1 przez Orion Niedrzwica Duża. Początek nie był więc udany, tym bardziej, że ekipa ze Żmudzi straciła w trzech meczach aż 14 bramek.

– To wszystko dlatego, że graliśmy za ofensywnie – tłumaczy Piotr Moliński, trener Victorii. – Ta piłka w naszym wydaniu była zbyt radosna. Mieliśmy szeroką kadrę i każdy kto wchodził na boisko chciał się wykazać. Niestety, przynosiło to odwrotny efekt do zamierzonego. Ale teraz wyciągnęliśmy już z tego wnioski.

Efekt jest taki, że po siedmiu kolejkach Victoria zajmuje trzecie miejsce w tabeli, ze startą dwóch punktów do prowadzącej dwójki: Lewartu Lubartów i Kryształu Werbkowice. W ostatniej kolejce zremisowała na wyjeździe z Opolaninem Opole Lubelskie 1:1. Zaraz na początku drugiej połowy jako pierwsi prowadzenie objęli gospodarze, ale już 10 minut później wyrównał 18-letni Hubert Kołodziejczyk, sprowadzony do drużyny latem z SMS Łódź.

– Nie jesteśmy zadowoleni z tego remisu. Chcieliśmy wygrać i mieliśmy okazje żeby to zrobić. Niestety, nie udało się – opowiada szkoleniowiec zespołu ze Żmudzi.

Pierwsze niepowodzenia pociągnęły za sobą straty kadrowe. Z klubu odszedł bramkarz Tomasz Wikło, który został wypożyczony do grającej w chełmskiej klasie okręgowej Saweny Sawin.

– Tomek nie był w dobrej formie, bo wrócił między słupki po roku przerwy. Nie chcieliśmy go wypożyczać, ale sam uparł się, że chce gdzieś odejść żeby się odbudować. Już zapowiedział, że zimą do nas wróci i wywalczy sobie miejsce w podstawowym składzie – mówi trener Moliński.

Być może Wikło odszedł byt pochopnie, bo w meczu z Opolaninem drużyna została bez… bramkarza. – To była wyjątkowa sytuacja. Piotrek Szpak nie zdążył dojechać na czas z Warszawy, a nasz rezerwowy golkiper Damian Wasyniuk bronił tego dnia na meczu juniorów – wyjaśnia Moliński.

Z konieczności między słupkami stanął… napastnik Kamil Olęder i co ciekawe, bramki nie puścił. Po pół godzinie gry na boisko wszedł już Szpak, a na ławkę usiadł dowieziony prywatnym samochodem Wasyniuk.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama