W piątek w Sądzie Rejonowym w Puławach odbyła się pierwsza rozprawa, choć wcześniej wyznaczane były dwa terminy. 29 kwietnia Anna Filipowska (kobieta jest oskarżona, ale prosi, by podawać jej pełne nazwisko) nie pojawiła się w sądzie i przesłała zwolnienie lekarskie. Z kolei 22 lipca zapadła decyzja o zmianie składu sędziowskiego.
Tym razem Filipowska złożyła bardzo obszerne wyjaśnienia. Przesłuchanie trwało ponad dwie godziny, a zapis jej zeznań zajął siedem stron. Kobieta nie przyznała się do winy. Przekonywała natomiast, że to pokrzywdzony powinien zasiąść na ławie oskarżonych. - Żal, że prokuratura, która powinna stawać w obronie pokrzywdzonych, zamiast tego otacza opieką przestępców - komentuje Filipowska.
Poszkodowanym w tej sprawie jest radny z Kazimierza Dolnego Rafał Suszek, który w procesie pełni rolę oskarżyciela posiłkowego. Wczoraj nie został przesłuchany.
- Ubolewam nad tym, bo chciałem ustosunkować się do wypowiedzi pani F. Na kolejnej rozprawie złożę obszerne wyjaśnienia, bo od dłuższego czasu gromadziłem materiał dowodowy. Samo nagrywanie moich prywatnych rozmów to tylko jeden z elementów gry, jaką prowadziła pani redaktor - tłumaczy radny.Cała historia zaczęła się w lutym 2013 roku, kiedy radny Suszek podczas prywatnej rozmowy z asystentem posłanki Małgorzaty Sadurskiej (PiS) został przez niego nagrany. Rozmowa dotyczyła lokalnej polityki i wspólnego projektu wyborczego. Suszek skarżył się też, że naczelna "Tygodnika Powiśla” jest wobec niego nielojalna, bo otrzymane od niego informacje przekazuje jego przeciwnikom politycznym. Twierdził też, że w za odpowiednie wynagrodzenie zamieszcza w swojej gazecie artykuły na zamówienie poszczególnych frakcji politycznych.
Zapis tej rozmowy trafił do redaktor Filipowskiej. W kwietniu ub. r. wysłała do radnego pismo, w którym miała domagać się 45 tys. zł odszkodowania za naruszenie jej dóbr osobistych. Suszek odmówił zapłaty i o wszystkim powiadomił prokuraturę. Ta zarzuciła Filipowskiej, że groziła ujawnieniem kompromitującego nagrania politykom i mediom, a w zamian za milczenie miała domagać się pieniędzy. Grozi za to do trzech lat więzienia.
Oskarżona w zeznała prokuraturze, że rzeczywiście napisała list do radnego, ale nie domagała się od niego żadnych pieniędzy. Chciała mu jedynie wyjaśnić, jakie konsekwencje może ponieść, jeśli dalej będzie ją zniesławiał. Utrzymywała, że jej pismo było tak naprawdę przedsądowym wezwaniem do ugody.
Kolejna rozprawa 5 listopada.
Ruszył proces o szantaż. Redaktor naczelna kontra radny
Ruszył proces naczelnej lokalnego "Tygodnika Powiśla. Oskarżona o szantażowanie kazimierskiego radnego nie przyznaje się do winy.
- 13.09.2014 16:45

Reklama












Komentarze