Reklama
Rzym, Wał 42 (Dąbrowa, na trasie 17) Karczma Rzym
Stoi przy drodze i wygląda trochę jak chatka z bajki. Drewniana, wśród drzew, z okiennicami, ogródkiem i kotem. Takim, co myje się na ganku i pręży na oknie. Jadąc \"do\" wstąpiliśmy na smaczny, domowy żurek, ale postanowiliśmy zajrzeć do Rzymu również w drodze powrotnej.
- 31.08.2009 13:08
Dużo słyszałam od Niego o szlacheckiej potrawie - soczewicy podawanej w Rzymie, więc od razu chciałam spróbować. Dobra była, ale zmartwiona trochę przebywaniem w zamrażarce, a potem w mikrofalówce. On trafił lepiej, bo żeberko dostał delikatne, miękkie i bardzo ziołowe. Dobrze, że powolił podjadać.
Drugi wybór nie był już tak prosty. Myślałam o rybie, ale nie był to akurat dzień świeżej dostawy. Diabelski placek z mięsnym sosem wyglądał ładnie i okazale, ale akurat tego dnia mnie nie kusił. Podobnie jak golonka w ciemnym piwie i z czosnkiem, ani świeżonka, choć zapowiadały się aromatycznie. Po naradzie z szefową kuchni wybrałam wreszcie polędwiczki z fasolą. Wyobraźcie sobie nasze zdziwienie na widok zaledwie kilku ziarenek fasoli schowanych w sosie. Okazało się, że akurat wtedy fasolka po prostu się skończyła. Braki mógł nadrobić dobry, specjalnie dla polędwiczek przygotowany sosik, gdyby nie pachniał aż tak bardzo popularną, sztuczną przyprawą. A polędwiczki? Jedna trochę do żucia, drugą trudno było przekroić. Wniosek: idea dobra, ale szkoda, że odgrzewane.
Naprawdę dobre przyszło na deser: racuszki jabłkowe z cynamonem, jedzone wśród jaśminów i wiosenna burza. No i kocie tulenie.
Duży plus: przyjemnie zaskoczyła mnie kawa. Poprawnie zaparzone espresso niezłej jakości, podane z małą czekoladką. Uwaga, cena to połowa tego, co w lubelskich kawiarniach.
Czasem powroty do ulubionych miejsc bywają bolesne. Wiele opowiadałem Jej o soczewicy po szlachecku. To staropolskie danie zawsze w Rzymie mi smakowało. Niestety - zamiast ideału na stole pojawiła się zmaltretowana w mikrofali soczewica. Znacie to uczucie, dużo mąki na zageszczczenie potrawy i klajster na talerzu.
Humor poprawiły mi żeberka w bardzo domowym sosie. Z lekkim aromatem cebuli, rosołu były harmonijnie doprawione i byly to jedne z lepszych żeberek jakie ostatnio jadłem.
Polędwiczki z fasolą, które Jej podjadałem zapowiadały się na pyszne danie. Ale mięso kucharka zbyt długo przytrzymała na talerzu. A fasolek było kilka. Tyle, co kot napłakał. Rozumiem przydrożne oszczędności. Ale nie aż tak.
Honor obiadu uratował placek po diabelsku. Choć zamówiłem połowę, to nieźle i w końcu smacznie podjadłem. Ale podsumowanie nie wypada na korzyść. Kilka lat temu w Rzymie jadało się doskonale, teraz sporo gorzej. A szkoda, bo chata wysmakowana, z boku podwóreczko z jaśminami, sentymentalny ogródek przed.
Cosy wooden cottage on the way Lublin-Zamość. Small garden, trees, jasmin bushes and polish home-like cuisine. Fresh soups (we recommend żurek), knuckle and potatoe fritters with souce for hungry drivers. What we found the most interesting was a kind of fricasse made from letil. A dish that used appear often on the tables of polish nobelty.
Reklama













Komentarze