Dach nad głową dla lubelskiego żaka
Dla tych, którzy jeszcze szukają lokum, sprawdziliśmy, gdzie, za ile i w jakich warunkach można mieszkać w Lublinie.
- 05.10.2009 14:26
Rok akademicki zaczął się prawie tydzień temu, jednak nie wszyscy studenci mają już lokum. Na szczęście ofert na rynku nie brakuje.
Ceny w akademikach lubelskich uczelni uzależnione są od standardu i rodzaju pokoju. Wahają się od 280 do 440 zł. Górna granica dotyczy pokojów jedno- lub dwuosobowych w akademikach, które przeszły gruntowny remont.
– Co roku w okresie wakacyjnym jest remont, szczególnie sanitariatów. Staramy się, żeby standard w każdym domu studenckim był coraz wyższy. Najlepiej jest w \"Jowiszu” i \"Babilonie”, ale za miejsce w dwójce trzeba zapłacić 410 zł – informuje Marta Lakutowicz, kierownik osiedla akademickiego UMCS.
- U nas najdroższa jedynka kosztuje 440 zł. Ale są i tańsze opcje, poniżej 300 zł – dodaje Elżbieta Gromadzka, kierownik działu Spraw Socjalnych Studentów UM.
Nie wszystkich jednak przerażają kiepskie warunki.
– Za 280 zł luksusów nie ma się co spodziewać. 5 łazienek na 20 pokoi, wszystkie rodem z PRL, wspólna kuchnia. Ale nie narzekałem, to najtańsza opcja – mówi Łukasz Bartkiewicz, który mieszkał w \"Feminie”.
Niestety, terminy składania podań o akademik na wszystkich uczelniach już minęły. Niemniej jednak można jeszcze próbować.
–Termin upłynął u nas 25 sierpnia. Ale wiadomo, że bywa różnie, bo część osób rezygnuje i jest trochę wolnych miejsc. Oczywiście, pierwszeństwo mają studenci naszej uczelni – informuje Gromadzka.
– Cały czas przyjmujemy podania, chociaż jest po terminie. Jeżeli w listopadzie będą jeszcze miejsca, przyjmiemy wszystkich, którzy złożą podanie dodaje Lakutowicz.
– To najlepsza opcja. Przez jakiś czas mieszkałam na stancji, więc mam porównanie. Mimo że warunki były bardzo dobre, bo to był domek jednorodzinny – mówi Iga Tydziak, studentka UMCS.
– Za pokój jednoosobowy płacę w tzw. \"Burżuju” 500 zł. W cenie są wszystkie opłaty, razem z Internetem. Przeciętna cena za pokój na stancji to jakieś 400 zł plus opłaty, wychodzi, więc podobnie.
Z głowy mam natomiast kłopotliwych właścicieli, którzy potrafili przyjeżdżać kontrolnie kilka razy dziennie. Nie muszę się też martwić o żadne usterki, bo na miejscu jest konserwator.
Reklama













Komentarze