Reklama
Motyczyński: Potrzebujemy spokoju
ROZMOWA z Markiem Motyczyńskim, szkoleniowcem piłkarzy ręcznych Azotów Puławy
- 04.11.2009 16:08
Po serii trzech kolejnych porażek puławianie z zaledwie siedmioma punktami na koncie zajmują dopiero ósme miejsce w tabeli ekstraklasy szczypiornistów. Oczekiwania zarządu klubu były o wiele wyższe, Azoty miały walczyć o brązowy medal mistrzostw Polski.
– Atmosfera i tak już jest nerwowa i nie trzeba jej jeszcze podgrzewać. Prezes poinformował mnie, że dotychczasowe wyniki drużyny nie zadowalają zarządu klub. Zresztą sam doskonale wiem, że nie gramy tego co powinniśmy.
– Zarząd chciałby od razu wyników, ale rzeczywistość polskiej ligi nie jest taka prosta. W ekstraklasie słabych ekip nie ma, poziom się wyrównał. Zagłębie Lubin wygrywa Płocku, a tydzień później przegrywa na swoim parkiecie z niżej notowanym Śląskiem Wrocław.
– No właśnie. Nie jest łatwo z dziewiątej drużyny poprzedniego sezonu w ciągu dwóch miesięcy stworzyć zespół, który będzie walczył o medal. Nie zapominajmy, że pojawiło się trzech nowych zawodników, a ostatnio doszedł jeszcze Grzegorz Gowin. Najwięcej problemów stanowi zgranie zespołu, to wymaga czasu. Do tego nie oszczędzają nas kontuzje.
– Pewnie, że najlepiej byłoby wygrywać z każdym i nie mieć zmartwień. Ale tak się nie da. Potrzeba czasu i spokoju. Uważam, że nie popełniliśmy żadnych błędów w okresie przygotowawczym. Jeszcze raz podkreślam, potrzeba nam czasu.
– Nie jest to dobry zbieg okoliczności, ale nie mam na to żadnego wpływu. Zdaję sobie sprawę, że w przypadku innego wyniku niż nasze zwycięstwo moja praca w Puławach może się zakończyć. Zarząd klubu mnie zatrudnił i ma prawo mnie zwolnić.
– ...na pewno głęboko bym się zastanowił. Przychodząc do Puław nie miałem pełnego obrazu możliwości tego zespołu. Co więcej, o ile dobrze pamiętam, nikt nie mówił przed moim przyjściem o miejscu medalowym. Sam liczyłem spokojnie na ósemkę, potem może na... czwórkę. Tymczasem w wywiadach zaczęto snuć ambitne plany, zatem musiałem je podtrzymać.
– Jestem przekonany, że w końcu zaskoczymy i zaczniemy marsz w górę tabeli.
Reklama












Komentarze