Reklama
Młodzi chcą pracować za biurkiem, a nie w rzemiośle
Według Izby Rzemiosła i Przedsiębiorców niektórych zawodom grozi wyginięcie.
Powód: młodzi nie garną się do wielu tradycyjnych fachów.
- 08.01.2010 14:16
Zdaniem izby - jeśli miasto nie zadba o niektóre profesje, wprowadzając je do szkół zawodowych - może nam grozić ich zupełne wyginięcie. Bo dziś w miarę nieźle trzymają się tylko tradycyjne fachy, ale te dające niezłe pieniądze, jak stolarz, zawody ,,motoryzacyjne\'\', budowlane, czy fryzjerstwo. - Gorzej np. z zawodami włókienniczymi, skórzanymi i tzw. brudnymi jak zdun czy szewc - ostrzega Feliks Witkowski, dyr. Izby Rzemiosła i Przedsiębiorców.
Dziś młodzi najczęściej chcą iść do liceum, zdać maturę, ruszyć na studia. To ich zdaniem gwarantuje dobre pieniądze w przyszłej pracy. Do zawodówek i techników wielu pochodzi z rezerwą. - A rynek pracy wyraźnie krzyczy: potrzebujemy wykwalifikowanych pracowników fizycznych. Naprawdę nie trzeba się bać szkoły zawodowej - mówi F. Witkowski.
Dlatego izba niedawno skierowała do władz Gorzowa - prezydenta Tadeusza Jędrzejczaka i szefowej Rady Miasta Krystyny Sibińskiej - apel nawołujący do zadbania o szkolnictwo zawodowe.
Padły konkretne propozycje: by w Zespole Szkół Zawodowych przy ul. Okrzei powstały oddziały szkolące blacharzy, betoniarzy - zbrojarzy, malarzy - tapeciarzy, posadzkarzy i kominiarzy, a także: cieśli, dekarzy, murarzy, zdunów, kamieniarzy, monterów izolacji, monterów i urządzeń sanitarnych i gazowych. Mieliby tam się szkolić także stolarze i tapicerzy. W innych szkołach izba widziałaby naukę zawodu dla: piekarzy, cukierników, fryzjerów, mechaników, blacharzy...
Zajęcia praktyczne odbywałyby się w zakładach, które wręcz dopraszają się o nowych pracowników. - Potem absolwenci zawodówek z tytułem czeladnika mogą kontynuować naukę, zdać maturę iść na studia. Tylko muszą mieć szansę na przejście takiej drogi! - dodaje F. Witkowski.
Izba chciałaby, żeby zmiany w systemie nauczania zostały wprowadzone od przyszłego roku szkolnego, czyli na rok 2010/2011. Co na to magistrat?
- Oczywiście przychylimy się do propozycji i w miarę możliwości zorganizujemy nabory. Nam przecież też zależy na dobrym szkoleniu zawodowym - zapewnia naczelnik wydziału edukacji Adam Kozłowski.
Jest tylko jedno, duże ,,ale\'\': potrzeby zakładów rzemieślniczych i usługowych to jedno, a marzenia i zamiary młodzieży to zupełnie co innego. Pytani przez nas gimnazjaliści niespecjalnie myślą o ciężkiej fizycznej pracy. - Szanuję robotę szewców czy kominiarzy, ale nie widzę siebie w takim zawodzie. To praca bardzo ciężka, pieniądze chyba najwyżej średnie. Ostatnio zaniosłem mamy buty do naprawy, pan wziął ode mnie chyba 6 czy 7 zł. Mało szałowo - mówi tymczasem ,,Gazecie Lubuskiej\'\' uczeń gimnazjum z ul. Szarych Szeregów w Gorzowie.
On i jego koledzy myślą o liceum. Ewentualnie o technikum. Zawodówka to przez młodych cały czas - niezasłużenie jak podkreślają i urzędnicy, i dyrektor izby - najrzadziej brane pod uwagę rozwiązanie na przyszłość.
Szewc Henryk Wiśniewski ma zakład na os. Staszica. To rodzinna tradycja. Wcześniej prowadził go wujek Lech Szpak z żoną Krystyną. - Przejąłem zamiłowanie do tej pracy i wyposażenie zakładu - mówi szewc.
Dzisiejsze czasy komentuje tak: - Teraz młodzi chcą czystej pracy za biurkiem, przy komputerze... A poza tym, żeby wyszkolić szewca, trzeba mieć papiery mistrzowskie, a tych nie ma gdzie zdobyć. Do tego taka nauka sporo kosztuje - dodaje H. Wiśniewski.
Reklama













Komentarze