• Jak to się stało, że założył i prowadzi Pan w Krakowie Integracyjny Teatr Aktora Niewidomego?
– Teatr integracyjny prowadzę od 2000 roku. Wszystko zaczęło się od mojego kumpla Wojtka Tatarczuka, który jeździ na wózku. Z nim budowałem w Krakowie to miejsce. Scena istnieje dzięki unijnym grantom. Stopniowo zaczęliśmy się specjalizować w pracy z aktorami niewidomymi. Ale w spektaklach grają też zawodowcy. W repertuarze mamy już 10 produkcji. W każdej z nich, teatr przeplata się z sekwencjami filmowymi. Ktoś zbiera znaczki, ktoś gra w tenisa, a ja nałogowo pomagam niewidomym aktorom.
• Jak się Panu z nimi pracuje?
– Lepiej niż z zawodowcami. Oni mają pasję, chęć, są zdyscyplinowani, nie mają much w nosie. Są oddani każdej sztuce, za każdym razem pytają, kiedy będzie kolejna produkcja. I co ważne, nie robią tego za darmo. Płacimy im, od każdego przedstawienia. Nie są to ogromne pieniądze, ale norma teatralna jest. Poza tym, kilka lat temu, zorganizowaliśmy im 18-miesięczny kurs aktorski. Codziennie przez kilka godzin mieli zajęcia z belframi krakowskiej szkoły teatralnej. Dostali dyplomy. Obecnie, traktują teatr bardzo zawodowo. Dobierając przedstawienia nie kieruje się tym, że pracuję z niewidomymi. Tu nie ma taryfy ulgowej. To procentuje. Jest w teatrze taki niewidomy, teraz ma 34 lata, zaczynał jak miał 20. Był trzymany pod kloszem w domu. A jak się z nami skumał, to stał się zupełnie samodzielny. Jeździ sam po całej Polsce, narzeczoną ma na Górnym Śląsku. To jest nasz sufler, każdą sztukę zna na pamięć.
• Skąd pieniądze na taki teatr?
– Bazujemy na projektach unijnych. Poza tym, od lat pukam do marszałków, prezydentów, ministrów, nawet list do premiera Tuska wysłałem, by pomógł nam w pozyskaniu środków na stałe koszty utrzymania. Na razie nic z tego nie wynika. Ale jestem uparty z natury, więc niedługo mam kolejne spotkanie z ministrem Kosiniak-Kamyszem. Wyliczyliśmy, że rocznie potrzebny nam budżet 419 tys. zł. Bo na kolejne spektakle będziemy pisać projekty.
• \"Brat Naszego Boga” to adaptacja dramatu Karola Wojtyły. Materiał niełatwy…
– W Białej Podlaskiej wystawiliśmy spektakl po raz setny. Przygotowałem sztukę na beatyfikację Papieża. Pomyślałem, że to będzie fajny gest w stosunku do człowieka, którego większość ludzi ceni i szanuje. Dla mnie to wielki autorytet, którego Polska długo mieć nie będzie. Przeczytałem wszystkie teksty Wojtyły, 80 proc. z nich nie zrozumiałem. Ale \"Brata Naszego Boga” przemieliłem strasznie. Dlatego przy scenariuszu pozwoliłem sobie na fanaberie. Natomiast na kanonizację Papieża przygotowałem adaptację kolejnego tekstu \"Promieniowanie ojcostwa”. Też świetnie się sprzedaje. W planach mamy \"Kota w butach” oraz \"Cyganerię”. Staram się też coraz większe role powierzać aktorom niewidomym.
• Mieszkańcy Białej Podlaskiej poznali Pana przy okazji zdjęć do serialu \"To nie koniec świata”. Wróci Pan tutaj z ekipą?
– Jeżeli będzie kolejna transza serialu, to z chęcią wrócę. Podobno są też plany na fabułę. Bardzo dobrze się tu czułem, pomimo tego, że to przecież kawałek z Warszawy i jeszcze większy kawał drogi z Krakowa. Przyjeżdżałem zwykle na kilka dni zdjęciowych. Biała Podlaska to miasto spokojne, ludzie są tu sympatyczni i jakby milsi niż w dużych ośrodkach miejskich. Bo w Krakowie, czy w Warszawie na przykład, to z nikim nie pogadasz (śmiech). Pierwszy raz widziałam nadbużańskie okolice. A w Janowie Podlaskim jeździłem konno. Wspomnienia zostały. Było nam żal, że nie będzie kontynuacji. Ale serial \"Na krawędzi” wygrał. A przecież \"To nie koniec świata” to serial z humorkiem, klimacikiem, z naleweczkami…
Krzysztof Bartosz
niewidomy aktor z Krakowa
Z teatrem Artura Dziurmana związany jestem od 2005 roku. Oprócz grania, zdarza mi się pełnić rolę suflera. Teatr to szkoła życia. Dzięki niemu, usamodzielniłem się, wyszedłem do ludzi. Z białą laską wszędzie chodzę. A jak trzeba, to nie wstydzę się prosić ludzi o pomoc. W \"Bracie Naszego Boga” gram kloszarda żebraka, który przechodzi wewnętrzną przemianę. To moja najważniejsza rola. Ale w innych spektaklach też się odnajduję. Marzę, by zagrać kiedyś kryminalistę.
Magdalena Sokołowska-Gawrońska
zawodowa aktorka z Krakowa
Praca z osobami niewidomymi jest interesująca, zwłaszcza, gdy reżyserem jest Artur Dziurman. Nad wszystkimi znęca się tak samo, nie oszczędza nikogo, nad nikim się nie lituje. Nie ma taryfy ulgowej dla niewidomych. Bo widz przychodzi do teatru nie po to, by nad kimś się litować, ale po to by doznać jakichś przeżyć. Uczę się od nich przede wszystkim pokory. Oni, nie widząc, widzą dużo więcej.
Reklama
Artur Dziurman: Nałogowo pomagam niewidomym aktorom
Artur Dziurman, aktor, reżyser, a także założyciel Teatru Aktora Niewidomego opowiada o swojej pasji.
- 24.10.2014 16:51

(Robert Sozoniuk Bialskie Centrum Kultury )
Reklama












Komentarze