Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Wpadli na szatański pomysł. Odrąbali głowę, by upozorować śmierć

Wyrok miała wykonać słynąca z okrucieństwa mafia ukraińska, której się naraził. Zabili, zwłoki włożyli do bagażnika samochodu i podpalili. Wcześniej, jak przystało na prawdziwych killerów, odrąbali głowę swojej ofierze.
Policja przyjęła informację o spalonym samochodzie 24 czerwca. 59-letni Jan J., ojciec Sławomira, miał tego dnia imieniny. Nie miał najmniejszych wątpliwości, że to zwęglone zwłoki jego 24-letniego syna. Świadczyć o tym miały m.in. złoty łańcuszek i obrączka znalezione przy ciele denata. To były trudne chwile dla Jana J. O tragedii musiał przecież powiadomić rodzinę, znajomych i sąsiadów, trzeba było wyznaczyć datę pogrzebu i – zgodnie z tradycją – przygotować się do stypy. Jan J. opłakiwał syna, śledczy robili swoje. Chcą głowy syna Rodzina J. mieszka w gminie Tarnogród, w podkarpackich Witkach (pow. lubaczowski) Jan J. kupił niedawno gospodarstwo. I to tam, pod domem, znaleziono jego spalony samochód ze spalonymi zwłokami jego syna w bagażniku. Sławomir J. nie był święty. Miał na sumieniu kradzieże i włamania, za co wylądował w więzieniu. W październiku ub. roku uzyskał przerwę w odbywaniu wyroku; miał opiekować się żoną i dzieckiem. W marcu powinien wrócić za kratki, ale nie wrócił. Zaczął się ukrywać. Próby doprowadzenia go do zakładu karnego kończyły się niepowodzeniem. Ojciec zaczął rozpowiadać w okolicy, że Sławek podpadł ukraińskiej mafii, która domaga się jego głowy. A mówić kazał mu tak syn, który wpadł na szatański pomysł. Podzielił się nim zresztą nie tylko z ojcem, ale i 18-letnim siostrzeńcem, który mieszkał pod Łukową. – Po co wracać za kratki, skoro można upozorować swoją śmierć i jeszcze na tym zarobić? – przekonywał ich 24-latek. Kilka miesięcy temu Sławomir J. ubezpieczył swoje życie na 200 tys. złotych. Do odbioru pieniędzy po śmierci upoważnił ojca. Gdy będzie już po wszystkim, kasę podzielą sprawiedliwie. Jan J. zostanie w Witkach, a jakby kto pytał, to wygrał 100 tys. złotych w totka. Sławomir J. ze swoją dolą miał wyjechać za granicę i od nowa zacząć życie. Ale żeby plan wypalił, trzeba było trupa. Sławomir J. szukał podobnego do siebie z wyglądu człowieka. Był zdecydowany go zabić, ale mimo podjętych prób nie natrafił na odpowiedniego \"sobowtóra”. Dlatego w nocy z 23 na 24 czerwca razem z ojcem i siostrzeńcem wybrali się na cmentarz w Łukowej. Wiedzieli, że kilka dni wcześniej pochowano tam samobójcę, który był podobnej do 24-latka postury: raczej niski niż wysoki, nie za gruby. Taki w sam raz. Wydobyli z grobowca trumnę, otworzyli i wyrzucili z niej zwłoki. Jeden z nich siekierą odciął głowę zmarłemu. Po co? Bo Sławomir J. nie był w ciemię bity, a poza tym poznał trochę przestępczego abecadła pod celą w przemyskim więzieniu: na podstawie analizy uzębienia policja może się zorientować, że coś jest nie tak. Lepiej odciąć głowę i trzymać się powtarzanej jak mantra wersji o zatargu z ukraińską mafią. Zwłoki umieścili w renaultcie laguna. Podjechali pod Witków. Sławomir J. podpalił samochód i zaszył się w jednej ze swoich kryjówek. Czekał na swój pogrzeb. I pieniądze. Gdy Jan J. w swoje imieniny zaczął opłakiwać syna, śledczy potraktowali hipotezę o jego zabójstwie jako mało prawdopodobną. Bardziej skłaniali się ku wersji, że to może być ciało innej osoby, a bałagan w domu, który miał świadczyć o awanturze, nie odwiódł ich od zamierzonych działań. – Oględziny samochodu, miejsca pożaru, rozmowy i rozpytania szybko dały odmienny od wstępnego scenariusz wydarzeń – mówi Paweł Międlar, rzecznik prasowy podkarpackiej policji. No i ten łańcuszek... Nie spadł z szyi, gdy jakiś zakapior odrąbywał Sławkowi głowę? Zarządzono sekcję zwłok, pobrano wycinki do badań DNA. Biegli szybko ustalili, że w bagażniku spaliło się ciało około 40-letniego mężczyzny, które wcześniej musiało przez jakiś czas spoczywać pod ziemią albo w piwnicy. Wszystko poszło nie tak. Policja zatrzymała na dzień dobry Jana J. i jego 18-letniego wnuka. Sąd Rejonowy w Lubaczowie aresztował tymczasowo 59-latka na dwa miesiące pod zarzutem zbezczeszczenia zwłok. Grozi za to do dwóch lat pozbawienia wolności. Wobec Dawida F. zastosowano dozór policyjny i 4 tys. złotych poręczenia majątkowego. Sławomir J. przepadł, a policjanci mieli informacje, że może mieć broń. – Zatrzymanie go było sprawą priorytetową dla wyjaśnienia sprawy – podnosi Międlar. Tydzień temu policjanci patrolowali okolice jego rodzinnej wsi. Zwrócili uwagę na hondę, którą podróżowały cztery osoby. Jednym z pasażerów był poszukiwany. Miał z sobą plecak z odzieżą i butelkę wina. – Nie stawiał oporu, nie miał przy sobie broni – tłumaczył nam rzecznik podkarpackiej policji. – Sprawiał wrażenie zmęczonego całą sytuacją. Sąd aresztował go tymczasowo na trzy miesiące. Sławomir J. skorzystał z prawa odmowy składania wyjaśnień. Do rozmowy ze śledczymi nie palą się jego ojciec i siostrzeniec. W rodzinnej wiosce Sławomira J. to w dalszym ciągu najpopularniejszy temat rozmów pod sklepem i kościołem. – Jak można było zrobić coś takiego? – pyta prosząca o anonimowość starsza kobieta. – Toż to barbarzyństwo! Dyrektor Caritas Diecezji Zamojsko-Lubaczowskiej podkreśla, że doczesnym szczątkom należy się szacunek. – I to bez względu na to, kim był zmarły: wierzącym czy niewierzącym, prostym czy uczonym, samobójcą czy osobą, która zmarła śmiercią naturalną – mówi ks. Andrzej Puzon. – Nie można bezcześcić zwłok! To świętokradztwo. Najwięcej dostaje się Janowi J. – Bo on był najstarszy i powinien mieć najwięcej oleju w głowie – mówi jeden z miejscowych. – Po co było mieszać w to wnuka?

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama