Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Kocudza: Przydrożny krzyż z półksiężycem

Ojciec Mateusza był skrzypkiem w orkiestrze carskiej. Mateusz też na nich gra. I smakuje życie w Kocudzy. Po pracy lubi czasem przysiąść pod drzewem przy kościele. Z tyłu ma krzyż z księżycem i kogutem. Kogut to tatarski symbol przemijania
We wtorek o siedemnastej słońce wyzłaca Kocudzę. Mateusz Cieliszak siedzi pod drzewem przy kościele i spogląda na swoją wieś. – Kocudza powinna nazywać się Cudza wieś. \"Ko” po tatarsku znaczy wieś – tłumaczy Cieliszak, najsłynniejszy skrzypek z Kocudzy i jeden z najlepszych muzyków ludowych na Lubelszczyźnie. Zarazem ostatni, który pamięta Tatarów z Kocudzy. Skąd Tatarzy? Zostali tu osiedleni po tym, jak Zamoyski pojmał ich podczas wypraw wojennych. – Charakterystyczną cechą Kocudzy i okolic były stare chałupy w stylu tatarskim, rzadkość na skalę Polski – wyjaśnia Barbara Nazarewicz z Muzeum Regionalnego w Janowie Lubelskim. Mateusz Cieliszak urodził się w 1922 roku. Choć idzie mu dziewiąty krzyżyk, to siły do życia pozazdrościć mu może niejeden sześćdziesięciolatek. Dopiero co skończył robotę na gospodarce i przysiadł pod drzewem przy kościele. Na ziemi. Siedzi przy swojej kobiecie, która też spogląda na wieś. W powietrzu wisi spokój. Kiedy pytam o skrzypce, w poszarzałych oczach Mateusza błyszczą iskierki radości. – Mój ojciec, też Mateusz, był kapelmistrzem w orkiestrze carskiej. Potem założył orkiestrę we Frampolu. Grał na skrzypcach, flecie i klarnecie – wspomina. Instrument dostał po ojcu. – Jak pojechał na wojnę, to skrzypce przez półtora roku leżały zakopane w ziemi, żeby ich nikt nie ukradł. Cenne, ojciec dostał je z konserwatorium – wspomina Cieliszak. I zamyśla się. – Jak je ojciec wyjął w ziemi, to były jak nowe – mówi Mateusz. Na ojcowych skrzypcach grał ze dwadzieścia lat. Potem głupota go naleciała, sprzedał i kupił drugie. Ale gdzie im do ojcowych! Tamte nawet płakać umiały. Gdzie jakieś wesele, tam Mateusz Cieliszak chodził grać ze swoją kapelą. Z czasem jeden pomarł, drugi wyjechał do Kanady. Kapela się rozpadła, a Mateusz grał w Janowie Lubelskim. – Teraz gram przy Irenie Krawiec w zespole \"Jarzębinia” mówi. – Ale zachorowała mi kobita. Przez półtora roku nie chodziła i trzeba było pomocy w domu. Teraz znowu jeżdżę grać. Mateusz Cieliszak siedzi na ziemi przy katolickim kościele. Za nim widać kapliczkę w kształcie krzyża. Krzyż jakby katolicki, ale inny. – Nazywają to figura. Jeszcze przed pierwszą wojną wystawiony. • A co to za kogut na szczycie? – To taka odznaka. Po Tatarach zostało. • Tak jak półksiężyc pod spodem? – Też po Tatarach. Tatarzy, proszę pana, zaczynały się już od Radzięcina. Mieszkali w Kocudzy. Domy miały wejście i wyjście na przestrzał. Stały wejściem na wschód, a szczytem do drogi – tłumaczy Cieliszak. Za chwilę jedziemy w kierunku starej zagrody tatarskiej. Zagrody, składającej się z domu, szopy wozowni i stodoły. Ostatniej takiej w Kocudzy. Czas zawalił większość drewnianych budynków. – Ludzie rozbierają, stawiają nowe. Za chwilę śladu nie będzie po Tatarach – stwierdza Mateusz. Wracamy. Zatrzymujemy się przy kolejnej kapliczce, też z półksiężycem. Kapliczka wygląda jak mała świątynia. Na wejściu małe figurki, do których przez lata wzdychali ludzie, dziękując za przywrócone zdrowie i otrzymane łaski. Dalej, z kapliczki obok kościoła patrzy kogut – tatarski symbol przemijania życia. Przemijania, którego Mateusz Cieliszak się nie boi. Skąd Tatarzy wzięli się w Polsce? W Koronie nadał im ziemię Jan III Sobieski. Tatarzy służyli w królewskiej gwardii przybocznej. Podczas odsieczy wiedeńskiej wraz z husarią pokonali Turków. Od bitwy pod Grunwaldem po bitwę w 1939 roku wiernie służyli Rzeczypospolitej. Przez wieki osiedlali się na Lubelszczyźnie. W Studziance na Podlasiu jeszcze zachował się mizar. W Kocudzy resztki domów, charakterystyczne kapliczki i pamięć o Tatarach w opowieściach przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Tatarzy orali pole w kształt półksiężyca i siali grykę, zwaną tatarką – mówi jedna legenda. Druga, że ojcowie bili synów, żeby mieli płaskie nosy. – Dokąd żyli starzy ludzie, domy tatarskie trzymali. Nawet jedli po tatarsku – mówi Mateusz Cieliszak. • Czyli jak? – Prosto. Bober, zboże i surowe mięso. Urżnął kawałek wołowiny, wsadził pod siodło, pojechał w drogę, mięso utłukł i jadł. Wszystkie mięso dziabali nożem albo siekierką. Z mąki zrobili ciasto, nakładli mięsa z cebulą i piekli na blasze. Albo zawinęli siekaninę w ciasto w kształt półksiężyca i piekli w piecu – opowiada Cieliszak. Zamyśla się. – W Kocudzy mieszkali prawosławni, Żydzi, ale od Tatarów każdy uciekał. I tak w końcu wymarli. Po kolei wszyscy – mówi z zadumą. Jaka jest dziś Kocudza? – Ze wszystkich odmieniona – stwierdza krótko Matusz Cieliszak. I choć życie nie szczędziło mu razów, to chce mu się żyć w Kocudzy. • Co jest w życiu najważniejsze? – Najważniejsza jest dobra rodzina i pieniążki. Zaraz potem zdrowie. Bo jak ojciec lubi wypić, to nie osiągnie w rodzinie wszystkiego. • Jak trzeba żyć by być szczęśliwym? – Trzeba być sprawiedliwym, cudzołóstwa nie robić, okradać nie trzeba. • Tylko co? – Zarobić, mieć i jeszcze kogoś częstować. • Co wtedy? – Pan Bóg będzie względy dawał. Będzie szczęśliwy i będzie mu się rodziło lepiej.
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama