Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Offroadowa wyprawa do Rumunii. Trzy godziny pod wielką górę

Wyobraź sobie wąską drogę, wijącą się stromo w górę. Z jednej strony skała, z drugiej przepaść. Na niej samochód terenowy. A raczej dziewięć samochodów. Jeden zły ruch kierownicą i auto leci... To nie scena z filmu, to jedna z rumuńskich tras, którą przemierzyli fani offroadowych wypraw z Polski.
Na wyprawę do Rumunii wybrało się osiem pań, dziesięciu panów i 9 terenowców. Kierowcy z różnych stron Polski: z Lublina, Poznania, Krakowa, Warszawy, Katowic i Sopotu. – Halo, halo. Silnik mi się grzeje. Musimy stanąć – na kanale 28 w CB (polski kanał za granicą) słyszymy głos Bartka. Nic dziwnego. Podjazd pod górę prawie pionowy. I tak przez 3 godziny. Samochody mają dość. Zwłaszcza suzuki vitara. Kierowcy i pasażerowie także. – Jest ciężko. Przecież, gdyby ktoś teraz jechał z góry, to byłoby ekstremalnie. Tu nie ma gdzie się wyminąć – mówi Piotrek. Po kilku godzinach mozolnego wjeżdżania, dziewczyny są lekko przerażone. – Wolałabym tędy wejść, niż wjechać – mówi Edyta z vitary cabrio. – Gdybyśmy tylko miały inne buty... – dodaje Magda z drugiej vitary i zerka na swoje \"japonki”. Wieczorem docieramy do stacji meteo de pe Pietrosu Rodnei (1776 m.). Stąd następnego dnia już pieszo wyruszamy na najwyższy szczyt w górach rodniańskich: na Pietrosu. Wszystko zaczęło się jeszcze w styczniu. Na forum fanów offroadowych 4x4, niejaki Hellboy 73 (Mateusz) rzucił hasło: wakacyjna wyprawa do Rumunii. Dlaczego tam? W jednej z gazet Mateusz przeczytał relację z wyprawy do Rumunii. Później sam zaczął się nakręcać na wyprawę. – Niby kraj już w Unii, ale jeszcze nie do końca \"ucywilizowany” w sensie zakazów, nakazów, asfaltu i betonu. Spodobał mi się pomysł biwakowania na dziko i wolności, jaką daje taki rodzaj turystyki. No i gdzie indziej można byłoby wjechać samochodem na 2000 m n.p.m., rozbić obóz i rozpalić ognisko? Cała wyprawa miała być przygodą, okazją do oderwania się od życia codziennego: zero luksusów, tylko spartańskie warunki. – Spanie na dziko – w samochodach lub namiotach, kąpiele raczej w rzekach, żarcie z puszek podgrzewane na butli lub przy ognisku – uprzedzał wszystkich Mateusz. Wtedy pojawiło się pytanie: Rozumiem, że zabieracie żony na wyjazd? – napisał Galahad (Michał). – Moja ma obawy, że nie będzie miała z kim paznokci malować. Kiedy jedziemy na szczyt, mijamy rumuńskie obozowiska. Dzieci podbiegają do samochodów i wymownie głaszczą się po brzuchach. – Dlatego wozimy ze sobą cukierki, które rozdajemy – mówią Dana i Magda, które cyklicznie dokarmiają rumuńskie dzieci. Dla dorosłych też są niespodzianki przygotowane przez Mateusza i Rafała: polskie papierosy i alkohol. Przydają się, gdy trzeba zapytać o drogę, poprosić o wskazówki. I tak kiedy dojeżdżamy prawie do granicy z Ukrainą, słyszymy od Rumunów ostrzegawcze: \"No asfalt, tam bul, bul, bul”. Dla nas to sygnał, że tam raczej obozu nie rozbijemy. Rumunom to nie przeszkadza. Trasy trudno dostępne dla nas, okazują się normalne dla samochodów dacia i camperów. Te auta prześladują nas już do końca. Wszyscy uczestnicy wyprawy znali się tylko z forum. \"Na żywo” spotkali się dopiero podczas wyprawy. Przedział wiekowy? Jedna studentka, kilku dwudziestoparolatków, tylu samo trzydziestoparolatków i małżeństwo, które ma dzieci liczące prawie 30 lat. Waldek przygodę z offroadem zaczął 10 lat temu w rajdach przeprawowych. Razem z synem zdobył kilka nagród. Teraz podróżuje z żoną Krysią. – Młodsza córka Ola była z nami w Rumunii. Starsza Ewa namawia męża na zakup samochodu 4x4 – śmieje się Waldek. Michał zamiłowanie do samochodów terenowych miał od dawna. – Ale wiadomo: studia, mieszkanie, praca. Nie było okazji, by kupić coś konkretnego, a to jest droga zabawa. Najpierw trafił do klubu suzuki. Szybko okazało się, że jazda w terenie na standardowych oponach to porażka, a wysokość zawieszenia również pozostawia wiele do życzenia i zwykłych schodów pokonać nie da rady. – Chciałem kupić większy samochód o większych możliwościach, ale żona namówiła mnie, abyśmy zostawili vitarkę – wspomina Michał. Piotrek zawsze planował zakup sprzętu, który mógłby przemierzać górki i pagórki. Najpierw miały to być quad. – Ale w zimie raczej nie dałoby się nim jeździć – mówi i dlatego postawił na pajero. Z Rumunii wszyscy wrócili z masą zdjęć i wspomnień. Ale wielu zgodnie mówi: Jeszcze tam wrócimy!

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama