Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Nie masz konta na FB = Nie istniejesz

Matka zostawiła kilkuletnie dzieci, a po 20 latach zapytała je na Facebooku, czy chcą być w gronie jej znajomych. Syryjscy działacze z Niezależnego Bloku Islamskiego na Facebooku organizują zwolenników opozycji i zwołują na sobotę wielką demonstrację na ulicach Damaszku. O co chodzi z tym Facebookiem?
Udostępnij na Facebook Wszechobecna intymność (ambient intimacy), to termin, który stosuje Leisa Reichelt, brytyjska badaczka sieci. – Wszechobecna intymność, to możliwość bycia w regularnym kontakcie z osobami, z którymi zazwyczaj nie byłoby takiej możliwości ze względu na bariery czasowe i przestrzenne – uważa Reichelt, która dowodzi, że zalety wszechobecnej intymności są znaczące. – Sprawia ona, że internauci to osoby otwarte na innych, mające więcej znajomych i szersze horyzonty niż osoby, które z sieci nie korzystają. – Mam na Facebooku 585 znajomych, to nie jest dużo – uważa Alex, studentka prawa na Columbia University w Nowym Jorku. – Większość z nich pojawiła się w czasie pierwszego i drugiego roku moich wcześniejszych studiów w Waszyngtonie na Georgetown University. Teraz, w Nowym Jorku był drugi wysyp. Konto założył mi chłopak, jak tylko zostałam studentką, bo w 2006 roku Facebook był jeszcze międzyuczelniany i tylko studenci mieli na nim swoje konta. Czuję się pionierem Facebooka – śmieje się przyszła prawniczka. Pytana, dlaczego założyła konto odpowiada: Bo wszyscy znajomi mieli! – Z dawnych, wewnątrzuczelnianych czasów zostało to, że większość osób jest na tym portalu pod swoimi nazwiskami. Dlatego mam na Facebooku ludzi, których tylko tak mogłam odnaleźć w sieci. Choć z tymi na prawdę bliskimi zwykle kontaktuję się mejlowo. Nie jestem niewolnikiem tego miejsca w sieci, tygodniowo na Facebooku spędzam góra godzinę. – Znajomi, znajomi, jacy znajomi? – irytuje się Zbyszek Michowicz, handlowiec z Lublina. – Moja szwagierka ma hopla na punkcie Facebooka, wypytuje na każdej rodzinnej i towarzyskiej imprezie, kto ma ile znajomych. A jak pytam, skąd zna tego czy tamtego, to się okazuje, że raz kontaktowała się służbowo, bo podpisywała kwity w kancelarii, albo była z kimś na dwóch lekcjach francuskiego, a później zmieniła grupę i kontaktu brak. I tacy to jej znajomi. Ja się częściej widuję ze sprzedawcą na stacji benzynowej. Mam poszukać go w sieci – wzrusza ramionami 37-letni Zbyszek, który na Skypie i liście mejlowej ma kilkanaście osób, z którymi kontaktuje się dwa–trzy razy w tygodniu. I na Facebooku nie zamierza istnieć. Amerykańska studentka z Nowego Jorku kilka dni temu uczestniczyła w dyskusji na temat \"być czy nie być na Facebooku”. – Mój przyjaciel stwierdził, że nigdy się tam nie zaloguje, bo potem są same kłopoty. Był niedawno z dziewczyną na Karaibach, zrobili sobie wakacje. Podczas wyjazdu dziewczyna sprawdzała, co na Facebooku, okazało się, że che ją zaprosić do swoich znajomych jej… matka. No i powstał problem, co ona ma zrobić, bo wiele lat temu matka porzuciła męża i dwie kilkuletnie wówczas córki i zniknęła. Dziewczynki wychowywał ojciec. Teraz kobieta na Facebooku znalazła je obie. Siostra zdecydowała się na kontakt, dziewczyna przyjaciela nie. Historia jak z telenoweli jest jednym z aspektów korzystania z najpopularniejszego na świecie portalu. – We wtorek mieliśmy na uniwersytecie spotkanie z dziekanem – opowiada Aleks – zalecił nam usuniecie wszystkich zdjęć z naszych profili, które nie pasują do prawników studiujących na takiej uczelni jak nasza. Żeby nikt zainteresowany naszym podaniem o pracę nie znalazł w sieci kompromitujących zdjęć – opowiada studentka Columbia University. Jak się szacuje, teraz w USA zwolennikami i użytkownikami Facebooka są głównie nastolatki i kobiety po \"40”. Obie te grupy spędzają na tym społecznościowym portalu najwięcej czasu. Irlandka Aoife Lenihan jest doktorantką uniwersytetu w Limerick. W swojej pracy bada rolę oddolnych strategii w rozwoju języka – i za takie uważa właśnie tłumaczenie Facebooka. Według pięciostopniowej skali UNESCO, oceniającej stopień zagrożenia języka, irlandzki jest \"zdecydowanie zagrożony” wymarciem. Oznacza to, że posługuje się nim przede wszystkim pokolenie rodziców i starsze. Od jesieni 2008 roku dostępna jest irlandzka wersja Facebooka. Serwis nie zatrudnia tłumaczy, ale oddaje tłumaczenia w ręce samych użytkowników. Doktorantka dowodzi, że podczas tłumaczenia poszczególnych stron serwisu, użytkownicy prowadzą między sobą zaciekłe dyskusje na temat poszczególnych słów czy całych wyrażeń. Internauci tłumaczący Facebooka na język irlandzki nie mogą np. zgodzić się w temacie, które określenie na telefon komórkowy powinno być stosowane w oficjalnym tłumaczeniu serwisu. Przykład irlandzkiego Facebooka był modelowy dla Edwarda J. Valauskasa, amerykańskiego bibliotekarza, pedagoga i publicysty internetowego, który określa \"społeczność internetową” jako zbiór jednostek, które używają komputerów, oprogramowań oraz innych środków, aby transcendentalnie (poza czasem i przestrzenią) dyskutować o wspólnych zainteresowaniach. Manuel Castells, hiszpański socjolog, uważa natomiast, że pojęcie \"społeczności internetowej” powstało, aby zwrócić uwagę na to, że w obrębie nowej technologii, jaką jest Internet, powstała platforma, umożliwiająca kontakty międzyludzkie. – Najbardziej mnie śmieszy, jak moi znajomi używający Facebooka mówią o tym miejscu \"społeczność”. Jaka społeczność – zastanawia się Marta Piskorczyk z Lublina, geograf z wykształcenia. – Już mnie raz nawet przekonali, żeby sobie profil założyć, ale przeczytałam w gazecie artykuł o handlowaniu kliknięciami \"to lubię”. Firma firmie odsprzedaje \"lubiących”. Albo obiecuje: poprzyj nas na Facebooku, a damy ci rabat albo wygrasz coś do testowania. No i mi przeszła ochota na rejestrację. To marketingowe miejsce, a nie społeczność. Socjolodzy Internetu uważają, że społeczność internetowa tworzy się wówczas, gdy członkowie oprócz korzystania z sieci skupiają się nad wspólnymi im celami i wartościami, realizowanymi – między innymi lub wyłącznie – za pomocą wykorzystywanej technologii. Tak się właśnie dzieje. W sobotę, 5 lutego, ma być w Damaszku wielka demonstracja popierająca ruchy wolnościowe w Tunezji i Egipcie. W ciągu ostatniego tygodnia działacze syryjscy używali Facebooka, żeby wezwać do masowego protest w Syrii nazywając to \"Dniem gniewu”. Na stronach Facebooka, stworzonych specjalnie w tym celu, członkowie wzywali społeczeństwo syryjskie, by jutro wyszli na ulice. Pokazują obrazy i wideo ostro krytykujące syryjskiego prezydenta Baszara Al-Assasa i popierające protest przeciwko jego rządom. Organizatorzy planowanych demonstracji w Damaszku i Aleppo wyliczyli żądania: poprawa warunków życia, respektowanie praw człowieka, wolność słowa dla wszystkich obywateli Syrii i większe wpływy dla młodzieży syryjskiej. Poprosili, by protestujący przychodzili wyłącznie z flagami syryjskimi i transparentami wyrażającymi ich żądania. Korzystałam z informacji z bloga Marty Klimowicz, socjologa Internetu http.://klimowicz.blox.pl

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama