Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Wodecki: Śpiewam, bo muszę

Rozmowa ze Zbigniewem Wodeckim.
• Jak pan teraz traktuje \"Pszczółkę Maję”? Jak przekleństwo, czy raczej dar od losu? – Był taki okres, kiedy tupałem nogami, jak miałem to śpiewać. Ale to minęło. Czas leci nieubłaganie, a mnie pozostaje tylko cieszyć się, że ktoś jeszcze o mnie pamięta. A pamiętają w dużej mierze dzięki tej \"Pszczole”. • Czuje się pan artystą wielopokoleniowym? – Chyba jestem i chyba się czuję. Wie pani to jest tak, że ja pewnie się czuję na spotkaniach z publicznością. I nieważne, w jakim są wieku, czy gram na stadionie, w hali koncertowej czy w filharmonii, czy w kameralnych warunkach przy świecach. Jakoś sobie radzę. Dlaczego tak jest? Może dlatego że od 4 czy 5 roku życia piłuję na tym instrumencie. Mam to opanowane. A na scenie przede wszystkim jestem muzykiem, a śpiewam bo muszę... i lubię. – O! To za długo mówić... Do rana byśmy stąd nie wyszli. Niedługo ukaże się książka na mój temat, to będzie sobie można tam wszystko przeczytać. Powiem tylko, że musiałem się muzyką zająć, bo byłem na to skazany. Mam to w genach. Wszyscy członkowie mojej rodziny od dziadków, rodziców, wszyscy byli i są muzykami. Musiałem grać. Problem w tym, że ja myślałem, że jak tata kupi mi skrzypce, to one będą same grały. I to był mój błąd. Ale dzieciństwo instrument mi odebrał. Jak wszystkim młodym ludziom, którzy się uczą grać na instrumentach. • Nie żałuje pan? – Nie, no skąd. Nie żałuję. Wręcz przeciwnie. Dziękuję Bogu, za to, że mogę być muzykiem. Jak to mówią, śpiewać każdy może, a do grania trzeba mieć i palec boży, i bardzo ciężko pracować. I mnie się udało przez taką ciężką robotę i ćwiczenie codzienne, i pozbawienie radości dzieciństwa do czegoś dojść. Koledzy grali w piłkę, a ja musiałem uciekać, bo ojciec wracał z radia i musiałem ćwiczyć. Grać jedną etiudę, drugą. Utworów na skrzypce jest strasznie dużo i są strasznie trudne. I jak się chce grać na poziomie, to trzeba temu poświęcić życie. Żyjemy, niestety, w takim kraju, gdzie się nie szanuje starszych, gdzie często brakuje autorytetów. Mamy zdolnych ludzi, którzy robią kariery na Zachodzie i w Europie, a nie u nas. Jak o nich myślę, to przypominają mi się czasy komuny. • Wtedy było lepiej? – Nie mówię, że było wtedy dobrze, bo nie było. Ale komuna dbała o kulturę i sztukę. Pamiętam, kiedy Festiwale Chopinowskie były transmitowane w telewizji. Kiedy można było nie wychodząc z domu obejrzeć konkurs Wieniawskiego. I był transmitowany w normalnych godzinach, a nie o 2 w nocy. Nie mówię, żeby zabijać ludzi sztuką, bo to można oszaleć! Chodzi mi o to, żeby ta sztuka miała jakieś swoje miejsce między reklamami. • Myślał pan kiedyś co by robił, gdyby nie muzyka? – Może robiłbym muzykę filmową. Bo mnie to kręci i dobrze mi się to pisze. • Muszę zapytać o pana włosy... – Wszyscy mnie o to pytają, nie wiem dlaczego (śmiech). Znam kolegów, którzy mają włosy grubsze, gęstsze, dłuższe. – Dla mężczyzny kłopot! I to duży. I tak, jak kiedyś powiedziałem, pięta achillesowa. Wie pani, ile ja czasu w tygodniu na mycie głowy tracę? Dwa razy po pół godziny to jest godzina. A wie pani, ile można zrobić w godzinę?! Zamiast suszyć je suszarką? • To czemu ich nie ściąć? – Bo bym musiał od początku karierę robić. A na to nie ma czasu. Zostało mi jeszcze 4, 5 lat i co ja będę teraz na nowo zaczynał? Nie przywiązywałem nigdy zbytniej wagi do mojej fryzury i może dlatego wyrosły mi takie długie włosy. A muszę powiedzieć, że jak byłem mały, to miałem krótkie rude włosy i byłem piegowaty. A jak już byłem \"znanym Wodeckim”, to pamiętam taką jedną sytuację. Mieszkałem dwa tygodnie w hotelu Forum w Warszawie. I miałem tam kolegę w recepcji, z którym się znałem doskonale. I koleżanka mnie namówiła, żebym poszedł do fryzjera. Coś mi odbiło i na krótko się obciąłem. Założyłem kaptur na łeb, przyszedłem do recepcji i poprosiłem o klucz. A recepcjonista, ten mój kolega, do mnie: \"dowód poproszę” (śmiech). Nie chciał uwierzyć, że to ja. • Czego mogę panu życzyć? – Pieniędzy, pieniędzy i jeszcze raz pieniędzy. A przede wszystkim zdrowia i przyjaciół. Żartuję z tymi pieniędzmi. Kiedyś ukułem takie powiedzenie, a propos \"Tańca z gwiazdami”. Całe życie myślałem, że najważniejsze w życiu człowieka jest zdrowie, rodzina, przyjaciele. Teraz – kiedy jestem pod \"60” – okazało się, że najważniejsza w życiu człowieka jest oglądalność, potem długo długo nic i dopiero rodzina, zdrowie i tak dalej. Świat stanął na łbie!

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama