– To jest nasza najważniejsza inwestycja ostatnich lat. Dzięki nowej części zakładu podwoiliśmy naszą produkcję węgla, z 1200 do 2400 ton na godzinę – mówi Zbigniew Stopa, prezes zarządu LW Bogdanka. Do tej pory wąskim gardłem nie było wydobycie na ścianach czy transport urobku na powierzchnię, ale właśnie jego przeróbka na powierzchni. – Nowa cześć zakładu zapewnia nie tylko wyższe zdolności produkcyjne, ale także podniesienie jakości węgla. Odbiorca musi mieć pewność, że kupił groszek, orzech czy miał, o odpowiedniej, deklarowanej zawartości siarki i kaloryczności. Tę pewność i jakość zapewnia nowa część zakładu – mówi prezes Stopa.
Węgiel pływa, kamień tonie
Do Zakładu Przeróbki Mechanicznej Węgla urobek trafia z szybów Bogdanka i Stefanów. Są to ogromne ilości. Na dobę Bogdanka dostarcza nam ok. 720 35-tonowych skipów, ze Stefanowa jest to ok. 670 40-tonowych skipów na dobę.
Węgiel ze skipów trafia na taśmociągi i dalej do stacji przygotowania, gdzie następuje oddzielenie urobku od zanieczyszczeń – złomu, drewna i dużych kamieni.
Kolejny etap to klasyfikacja urobku na surowy węgiel gruby, czyli bryłki o wielkości od 20 do 200 milimetrów oraz na surowy miał, czyli do 20 milimetrów obwodu.
– Tutaj droga urobku rozdziela się. Gruby trafia na płuczkę zawiesinową i wzbogacalniki DISA, czyli do kąpieli w cieczy ciężkiej, mieszance wody i magnetytu - mówi inżynier Nowak. - Wykorzystujemy różnice gęstości tych materiałów. Cięższy kamień opada, lżejszy węgiel pływa na powierzchni, skąd transportowany jest do dalszych procesów np.: kruszenia czy rozklasyfikowania na sortymenty handlowe groszek i orzech w zależności od potrzeb odbiorców. Natomiast oddzielony kamień jest ekspediowany na hałdę lub wywożony ciężarówkami do rekultywacji terenów zdegradowanych.
Miał ma cięższe życie. – Jego droga wiedzie przez płuczkę osadzarkową. Obrazowo mówiąc osadzarka jest to basen ze sztucznymi falami. I znowu cięższy kamień opada na dno, a lżejszy węgiel pływa na powierzchni ośrodka wodnego, skąd trafia do odwodnienia na sito OSO, czyli swojego rodzaju karuzelę oraz wirówki. Po tym etapie wzbogacony miał już jest gotowy do dalszej drogi do elektrowni, ciepłowni czy cementowni – dodaje Piotr Nowak.
Schemat w głowie
Zbigniew Nowakowski od 30 lat jest płuczkarzem. – Po tylu latach praktyki czuje się już fałszywe wibracje. Wiem, co maszynie dolega, czy stanęło sito, przedział, czy też cos innego – mówi Nowakowski. – Nowe płuczki są i wiele cichsze i pracują równiej. Jakość węgla produkowanego na nowych osadzarkach jest naprawdę wysoka.
Każdy z ok. 500 ludzi zatrudnionych w zakładzie jest fachowcem w swojej dziedzinie.
– Idąc przez każdą kondygnację zakładu mam w głowie schemat zainstalowanych urządzeń. Wiem, gdzie i czego szukać. Nowoczesne płuczki czy nowoczesne urządzenia w obiegu wodno-mułowymi to serce zakładu. Ale jak, to serce – musi być zasilane urobkiem ze ścian i chodników dostarczonym na miejsce skipami i ciągiem przenośników taśmowych. Dlatego kopalnia, to coś więcej niż tylko zakład pracy – kończy inżynier Nowak.














Komentarze