Reklama
\"Bracia Karamazow” w Teatrze Provisorium (recenzja)
Janusz Opryński zrobił jeden z najważniejszych, intrygujących i trudnych spektakli w polskim teatrze. Po wojnie. Dlaczego?
- 12.06.2011 08:16
Tego jeszcze w Lublinie nie widziałem. Skupiona publiczność przez trzy godziny z zapartym tchem oglądała \"Braci Karamazow”. I mimo, że aktorzy się mylili, przedstawienie jeszcze się nie zgrało, to w Lublinie, przy silnym wsparciu znanych warszawskich aktorów doszło do powstania jednej z najcenniejszych interpretacji głośnej powieści Fiodora Dostojewskiego. Jeśli Lublin robi takie spektakle, a Wrocław nie – to jest to znak, że ten pierwszy w pełni na tytuł Europejskiej Stolicy Kultury zasługuje.
Na sukces najnowszego spektaklu Janusza Opryńskiego złożyło się kilka szczęśliwych zbiegów okoliczności. Po pierwsze sam Janusz Opryński ostatni autorski spektakl w \"Provisorium” zrobił ponad dwadzieścia lat temu. Zgłodniał, przyjrzał się temu, co w Lublinie i Polsce powstaje, namówił profesora Cezarego Wodzińskiego do nowego tłumaczenia, sam zrobił adaptację i wiedział, czego chce.
Kiedy przegryzł się przez trudny tekst, po drodze organizując publiczne czytanie Dostojewskiego – z premedytacją dobrał aktorów. Umiejętnie połączył aktorów lubelskich i warszawskich, trafnie obsadził ich w poszczególnych rolach i to oni są największą siłą przedstawienia. Do trafnej obsady dołączył muzykę Marka Dyjaka, który swoje w życiu przeszedł. Oraz intrygującą i bardzo plastyczną scenografię Jerzego Rudzkiego i Roberta Kuśmirowskiego, doprawioną wizualizacją Aleksandra Janasa.
Siłą spektaklu jest poziom jego aktorstwa. Poziom nieosiągalny dla zespołów skupionych w lubelskim Teatrze Centralnym. I dla zawodowych scen Lublina. Nie sposób napisać o wszystkich rolach. Dwie największe zbudowali Jacek Brzeziński (od początku w Provisorium) oraz Adam Woronowicz, odtwórca głównej roli w filmie \"Popiełuszko. Wolność jest w nas”. Jacek Brzeziński gra Smierdiakowa, który zabił Fiodora Karamazowa i popełnił samobójstwo. Doskonała dykcja, uważność, precyzyjny gest – wielka rola!
Adam Woronowicz gra Jurodiwego (świętego), który w transie widzi zaświaty, żyje poza dobrem i złem, eksperymentuje i przekracza wszelkie, dozwolone granice. Postawi świeczkę przed karczmą, a na monastyr splunie. \"Za mało Bóg czasu dał, na dzień tylko dwadzieścia cztery godziny wyznaczył, tak że nie ma nieraz czasu i na wyspanie się, a cóż dopiero na pokutę” – mówi z ironią. Żarliwie szuka prawdy i Boga, wie, że piękno może zbawić świat. Wie także, że piękno bez dobra jest pięknem niepełnym. Woronowicz gra najważniejszą postać w spektaklu, gra lekko, mimochodem, bez wysiłku. Maestro!
Swoje znakomite role mają także Anastazja Bernad (Lublin), która dopełnia aktorstwo głosowymi eksperymentami oraz Tomasz Bazan (Lublin) – świetny w roli prokuratora i sztuk-mistrza, który wprawia obrotową scenę w ruch oraz Marek Żerański, po studiach związany z Instytutem Grotowskiego (Warszawa). Ale podziękowanie należy się całemu zespołowi aktorskiemu.
Boże nie oceniaj mnie, przepuść mnie bez sądu – to zdanie jest metaforą całego spektaklu. Janusz Opryński dozuje kolejne sceny, coraz wprawiając obrotową scenę w wir i trans. Wir jest symbolem naszego zapędzenia, trans, w którym zastygają aktorzy – wskazówką i drogą, że trzeba powiedzieć stop. Zatrzymać się, zamknąć drzwi przed światem, otworzyć w sobie. Pokłonić się przed swoimi i cudzymi grzechami, bo grzech jest cierpieniem. Odnaleźć w sobie miłość. Przypomnieć o drugim. Zapytać: Jak żyć? I zacząć nową drogę.
To bardzo ważne przedstawienie w polskim teatrze. Lektura obowiązkowa. I przewrotne, owocne rekolekcje Jurodiwego. Oraz Maestro Opryńskiego. Może nawet cenniejsze niż rekolekcje ks. Popiełuszki?
Według powieści Fiodora Dostojewskiego. Tłumaczenie: Cezary Wodziński, adaptacja i reżyseria: Janusz Opryński, scenografia: Jerzy Rudzki, Robert Kuśmirowski, muzyka: Marek Dyjak, wizualizacje: Aleksander Janas. Premiera 10 czerwca w sali Warsztatów Kultury w Lublinie.
Reklama













Komentarze