Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Z Chełma do Nepalu. "Zagnały mnie tam marzenia, a zatrzymała miłość"

O jakiej porze roku w Nepalu jest najpiękniej? Otóż w kwietniu przed porą deszczową, kiedy kwitną tam rododendrony. Rozmowa z Magdaleną Pietruszką-Pandey, chełmianką, która od dwóch lat mieszka i pracuje w Nepalu
Z Chełma do Nepalu. "Zagnały mnie tam marzenia, a zatrzymała miłość"
Magdalena Pietruszka Pandey przyjęła zaproszenie do znanego z inicjatyw kulturalnych lokalu "Strzecha u Wojciecha” i podzieliła się się z chełmianami swoją wiedzą na temat Nepalu i Himalajów. Barwnie opowiadała o Katmandu, w którym mieszka, życiu codziennym w tym mieście, otaczających go monumentalnych górach oraz wszelkich uwarunkowaniach związanych z wspinaczką.

• Co sprawiło, że dziewczyna z Chełma wyjechała i pozostała w Nepalu?

- Zawsze fascynowały mnie góry, a tym bardziej te największe. Bardzo pragnęłam je zobaczyć. W końcu w 2010 roku mogłam sobie pozwolić na wyjazd do Nepalu. Zagnały mnie tam marzenia, a zatrzymała… miłość.

• Od pierwszego wejrzenia?

- Poznałam tam i z wzajemnością zakochałam się w Nepalczyku. Najpierw założyliśmy rodzinę, a następnie własną firmę Exploring Nepal.

• Już sama nazwa firmy tłumaczy, czym się zajmujecie…

- Organizujemy wyprawy trekingowe i wspinaczki. To przede wszystkim specjalność Sujana, mojego męża. Z kolei ja, jako psycholog koncentruję się na stwarzaniu tym naszym klientom, którzy tego potrzebują warunków do medytacji, wejrzenia w siebie, zastanowienia się nad dotychczasowym życiem i wytyczania sobie w tym życiu nowych celów i wartości. Bezpośredni kontakt z potęgą gór temu wszystkiemu bardzo sprzyja.

• Pani i mąż pochodzicie ze skrajnie różnych kultur. Mimo to zaiskrzyło, jesteście razem i wychowujecie synka. Rzeczywiście nie było żadnych barier?

- Nepalczycy z natury są niezwykle tolerancyjni i ciekawi świata. Zanim się pobraliśmy Sujan, należący do najwyższej w jego kraju kasty braminów miał czas mnie poznać. Wiążąc się z nim nie musiałam niczego się wyrzekać i nic nie zostało mi odebrane. "Moi” bramini są tam moją rodziną. Na przykład w czasie świąt Bożego Narodzenia nauczyłam ich dzielić się opłatkiem. Smakują im już nasze śledzie, czy tradycyjny barszczyk. No i jak dzieci potrafią cieszyć się gwiazdkowymi prezentami.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama

WIDEO

Reklama