Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Tropiłem Bin Ladena. Rozmowa z Aleksandrem Makowskim

Ma opinię jednego z najzdolniejszych oficerów PRL-owskiego wywiadu. Absolwent Ośrodka Kształcenia Kadr Wywiadowczych polskiego wywiadu.
Tropiłem Bin Ladena. Rozmowa z Aleksandrem Makowskim
Jeńcy talibscy i Aleksander Makowski. Dolina Pandższeru, kwiecień 1997 roku (Fotografie z książki \"Tropiąc Bin Ladena\")
Ukończył studia podyplomowe LLM Harwardzkiej Szkoły Prawa, jest doktorem nauk prawnych Instytutu Nauk Prawnych PAN. W latach 1985–1988 był naczelnik Wydziału XI Departamentu I MSW. Negatywnie zweryfikowany w 1990 r. i zwolniony ze służby wywiadu. W latach 1992–2007 współpracownik Zarządu Wywiadu Urzędu Ochrony Państwa i wywiadu wojskowego WSI.

• Pamięta pan 11 września 2001?
Aleksander Makowski: – Jak dziś. Robiłem coś w kuchni, w pokoju leciało CNN. Nagle całkowicie zmieniła się narracja i przyszedłem zobaczyć co się dzieje. Pokazywali, jak pierwszy samolot wbija się w wieżę. Pomyślałem, ze to może być właśnie to, o czym miałem informacje od kilku miesięcy. Jak zobaczyłem drugi samolot, nie było już wątpliwości.

• A jakie informacje pan miał?
– Zaczęły się one pojawiać na początku 2001 roku. Co w nich było? Że Osama bin Laden szykuje coć wielkiego w Stanach Zjednoczonych. Że chodzi o zachodnie wybrzeże i lotniska i że będą użyte materiały wybuchowe. Zresztą nie tylko ja i polski wywiad miał te informacje. Inne wywiady również dostawały podobne sygnały. Sami Amerykanie zresztą też, do czego się później przyznali.

• To dlaczego zamach na WTC się udał?
– Jest różnica miedzy jakąś wiedzą, a wiedzą konkretną. W tym przypadku pewien próg ogólności został przekroczony, ale zabrakło kropki nad \"i”: kto, kiedy i gdzie. Z drugiej strony wiele agencji wywiadowczych zlekceważyło te informacje. FBI znało wcześniej nazwiska kilku zamachowców, ale w tym przypadku zabrakło współpracy i wymiany danych z CIA i innymi agencjami amerykańskimi zajmującymi się bezpieczeństwem. Zabrakło też wyobraźni: że tak wielki atak może zostać przeprowadzony na terenie USA.

• Amerykanie nic nie wiedzieli o Al Kaidzie?
– Wręcz przeciwnie. Wiedzieli już, że są w stanie działać na dużą skale, co pokazały zamachy na amerykańskie ambasady w Afryce i niszczyciel USS \"Cole” w 2000 roku.

• Pan, dzięki swoim podróżom do Afagnistanu, rozmowom z Massudem i swoim informatorom, którzy posiadali niezwykle wręcz bogatą wiedzę o bin Ladenie był wstanie \"wystawić” Amerykanom przywódcę Al Kaidy. Jak pisze pan w swojej książce \"Tropiąc Bin Ladena”, pod koniec lat 90-tych dysponował pan dokładnymi informacjami, gdzie będzie Bin Laden w najbliższych dniach, gdzie będzie nocował, dokąd będzie podróżował. Nie byli zainteresowani pańskimi informacjami?

– Byli. Do momentu, kiedy okazało się, że informacje pochodzące od Massuda i Sojuszu Północnego są wiarygodne. Wtedy sami postanowili nawiązać kontakty, a mnie lekkomyślnie podziękowali. Lekkomyślnie, bo zawsze lepiej mieć dwa źródła niż jedno. Wtedy łatwiej weryfikować dane.

• A dlaczego Amerykanie nie mieli wcześniej swoich ludzi w Afganistanie?
– Amerykański wywiad robił tam świetną robotę w latach 80. Pracowali tam doskonali oficerowie; stare wygi zimnej wojny. Potem najpierw wycofali się Rosjanie, potem zmieniła się rzeczywistość geopolityczna i Amerykanie uwierzyli, że to koniec. Mnóstwo ludzi poszło na emerytury, rząd wolał inwestować w wywiad elektroniczny i w efekcie Afganistan pozostawiono sojusznikowi: Pakistanowi. Otrzeźwienie przyszło wtedy, gdy bin Laden przeniósł się z Sudanu do Afganistanu i po atakach na ambasady w Afryce.

• Za późno?
– Wówczas Amerykanie nie mieli w Afganistanie ani siatki agenturalnej, ani ludzi, ani polityki. Nic. A bez tego nie da się zdobyć żadnych informacji.

• Co pana zdaniem teraz będzie się działo w Afganistanie?
– Trudno o optymizm. Kiedy NATO się wycofa w 2014 roku, to albo wybuchnie wojna domowa, albo będzie zbrojny rozejm, czyli Północ kontra Południe z Talibami. To będzie powtórka sytuacji po wycofaniu się ZSRR. Na dodatek Afganistan to olbrzymie zagłębie heroinowe: tu powstaje 97 procent światowej produkcji. A kiedy się lepiej handluje? Kiedy nie ma silnych struktur państwowych i służb. Natomiast nie sądzę, by odrodził się tu terroryzm. Pakistan chce, by południe kraju było spokojnie zarządzane przez Talibów. Oni też chcą spokoju; zwłaszcza po tej przygodzie z Al Kaidą.

• Jak pan został szpiegiem?
– W moim przypadku to rodzinne: ojciec był szpiegiem i to on mi zaproponował taką karierę. Ale w czasach PRL-u odbywało się to tak samo, jak w każdym innym państwie. Służby same wypatrywały odpowiednio utalentowanych ludzi na ostatnich latach studiów albo w innych służbach. Wybierano najlepszych i dostawali propozycję.

• Pan przez wiele lat działał …. A potem, jako jeden z dwóch agentów, nie przeszedł weryfikacji po upadku PRL.
– I nie żałuję tej negatywnej weryfikacji. Gdyby nie ona, pewnie zostałbym generałem jak wielu moich kolegów i nie mógłbym brać udziału w takich operacjach.

• Tymczasem swoją książkę zaczyna pan od operacji sprzedaży broni IRA zrealizowanej wspólnie z wywiadem brytyjskim na początku lat 90. Jak pan wrócił do zawodu?
– Ktoś taki jak ja był potrzebny i polskie służby same się do mnie zwróciły. A wiem też, że Brytyjczycy dobrze mnie znali z poprzedniego okresu.
• Amerykanie też, w końcu działał pan w ich kraju. To nie miało wpływu na późniejsze kontakty?
– Po 11 września to nie miało najmniejszego znaczenia, a i wcześniej nie było ono specjalnie duże. Wielu moich kolegów działało w wywiadzie PRL-owkim, a potem świetnie współpracowali z Amerykanami. Zresztą ja doskonale znam opinię Amerykanów na swój temat. Jest zupełnie inna niż ta, wyrażona w słynnym raporcie Macierewicza.

• A to on był powodem powstania tej książki?
– Tak. Rok po raporcie wystąpiłem w programie \"Teraz My” żeby przedstawić swoją wersję. Ale taki program ma krótki żywot, dlatego postanowiłem napisać książkę. Po tym raporcie polska zdolność werbunkowa drastycznie spadła. Priorytetem każdego agenta jest bezpieczeństwo. Na drugim miejscu jest bezpieczeństwo, a na trzecim bezpieczeństwo. Dopiero potem są pieniądze, przysługi, itd. A tu publikuje się szczegółowy raport ze wszystkimi informacjami; łącznie z tym, ile ja miałem źródeł w Afganistanie. Jego angielską wersję zamieszcza się w Internecie. Rozdawano go też w Brukseli szefom służb natowskich… Zagraniczne służby nie musiały już szukać żadnych informacji, a polski wywiad miał niezwykle utrudnione zadanie.

• Udało się odbudować jego pozycje w Afganistanie?
– Nie mam pojęcia i nie chcę spekulować.

• A pan wiele rzeczy pominął w swojej książce?
– Nie pisałem o takich sprawach, które mogłyby ujawnić pewne osoby… I nie napisałem o jednej rozmowie, którą miałem w Afganistanie. To był zbrodniarz, którego złapali ludzie Massuda i skazali na śmierć. Rozmawiałem z nim przez kilka godzin, ale nie chciałem czytelnika epatować brutalnością i tymi wszystkimi okropieństwami. To byłoby nieetyczne, a dla samej historii przeze mnie opisanej niepotrzebne.

• A napisze pan kolejną książkę?
– Tak, bo pisanie jest wciągające. Ale jest zbyt wcześnie, by mówić o czym.
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama