Koleją interesuje się od najmłodszych lat. – Już w wieku przedszkolnym wyciągałem ojca na wycieczki po Dworcu Centralnym w Warszawie. Podczas wakacji plaża, góry czy jeziora były tylko tłem dla mojej pasji. Nie wiem, dlaczego kolej, bo w moja rodzina nie ma z nią żadnych związków. Jeden znajomy ojca będący kolejarzem, to zdecydowanie zbyt mało – opowiada Aleksander Kurstak, kolekcjoner biletów z Warszawy.
Poszukiwane bilety Edmondsona
Bilety kolejowe były i są niejako naturalnym uzupełnieniem tej pasji. Tak jak koneserzy płócien czy zegarów, tak i Aleksander Kurstak szuka biletowych białych kruków. – Najbardziej interesujące bilety, to te systemu Edmondsona, wymyślone w 1839 roku w Wielkiej Brytanii. Wielu jeszcze je pamięta, bo są to najczęściej tekturki czy kartoniki. Obecnie coraz bardziej zapominane. Gdy wchodziły do użycia były rewolucją, która zmieniła oblicze kolei, umożliwiając sprawne obsłużenie błyskawicznie rosnącej liczby podróżnych. Zamiast żmudnego wypisywania każdego biletu i liczenia taryfy – wydanie prostokątnej tekturki z wydrukowaną już na niej trasą, ceną, zniżką, rodzajem pociągu i pozostawienie konieczności pisania biletów wyłącznie w przypadku długich i nietypowych relacji – opowiada Aleksander Kurstak.
W Austrii oraz Niemczech, później również w Polsce, tekturki, w zależności od klasy wagonu, były w różnych kolorach. Żółte oznaczały pierwszą klasę, zielone drugą, beżowe trzecią, szare: czwarta. Jeśli pociąg był pośpieszny, to na bilecie był czerwony pasek.
Koniec 4 klasy
Do Polski bilety Edmondsona trafiły w latach 60. XIX wieku.
– Najpierw na tereny niemieckie. Najstarszy bilet w mojej kolekcji pochodzi z 1876, niedługo później austriackie, wreszcie pod koniec XIX wieku na obszar zaboru rosyjskiego, gdzie stosowano zupełnie inną kolorystykę. W latach trzydziestych znikła 4 klasa w pociągach i razem z nią bilety na szarych tekturach, w 1956 zlikwidowano z kolei pierwszą klasę, bo po II wojnie światowej w całej Europie zachowało się bardzo mało wagonów w standardzie 1 klasy. W związku z czym wagony klasy drugiej stały się klasą pierwszą, trzeciej: drugą. Znikły wówczas bilety w kolorze żółtym – opowiada Kurstak.
Kariera tekturowego kartonika kończy się w lat osiemdziesiątych XX wieku. Koleje zaczęły upowszechniać komputerowe systemy sprzedaży biletów. Ostatecznie tekturki zniknęły 1 stycznia 2004 roku, co było bezpośrednio spowodowane wymogami fiskalnymi.
Potężna kolekcja
– Już w II połowie lat 80. zmuszałem rodziców, aby oddawali mi wszelkie bilety z podróży pociągami. Stanowią one do dziś część mojej kolekcji, liczącej w sumie około 15 000 pozycji. Z czego unikatowych egzemplarzy jest około 9500 z niemal 2000 różnych stacji i przystanków w Polsce. Kolekcjonowanie zaczęło się w 1991 roku, gdy wyjechałem z babcią na letnisko do Barchowa (wschodnie Mazowsze), przysłowiową dziurę zabitą dechami, gdzie poza przystankiem kolejowym na bardzo ruchliwej linii z Białegostoku do Warszawy niewiele było atrakcji, żeby powiedzieć, że nie było ich wcale – opowiada nasz selekcjoner. Tam zaczęło się prawdziwe zbieranie biletów kartonowych. Były na peronie, w kasie, różniące się stacją wydania, stacją docelową, wzorem. – To w sąsiednim Łochowie, dokąd jeździłem na wycieczki rowerowe, jako dwunastolatek po raz pierwszy kupiłem bilet, którego wcale nie miałem zamiaru wykorzystać. Zamiast lodów.
Boczny tor
W czasie studiów pan Aleksander, siłą rzeczy, swoją pasję odstawił na boczny tor. Jednak gen kolekcjonera ze zdwojoną siłą dał o sobie znać.
– Rozpoczęło się jeżdżenie po małych stacjach znikających w błyskawicznym tempie. Tam jeszcze były bilety kartonowe. Zaczęło się poszukiwanie po giełdach staroci. Szybko okazało się, że temat jest na tyle niszowy, że mało kto w ogóle zdaje sobie sprawę z jego istnienia. Zniknięcie ostatnich kas i definitywne przejście tych biletów do historii zainspirowało mnie do poszukiwania nowych sposobów na zdobycie tekturek – snuje swoją opowieść Aleksander Kurstak.
Od niemal sześciu lat, gdy tylko pozwalają na to możliwości czasowe i finansowe, wsiada w samochód i odwiedza dziesiątki miejscowości na trasach kolejowych, niekiedy już od lat nieistniejących.
Bilet to historia
– Wieszam ogłoszenia i poszukuję biletów, stanowiących dla mnie swego rodzaju dokument, wspomnienie o kolei, po której często nie ma już nawet śladu. Ludzie, którzy zgłaszają się do mnie, często opowiadają niezwykłe historie związane z biletami, niejednokrotnie zachowanymi przez przypadek w starym płaszczu czy w pudełku po dziadku. Często był to bilet z podróży na studia czy do wojska, który kilkanaście albo kilkadziesiąt lat temu zmieniał ludzkie życie – dodaje Aleksander Kurstak. Bilety to nie tylko tekturowy kartonik, to także zapis naszej skomplikowanej historii. Niekiedy udaje mu się zdobyć bilet jeszcze sprzed wojny. – Staram się te historie zapisywać i pamiętać, wszak kolej to nie tylko stal i węgiel, ale przede wszystkim, oczywiście, ludzie: pasażerowie, kolejarze, spedytorzy.
Ciekawy temat
Województwo lubelskie jest dla Aleksandra Kurstaka ciekawym obszarem eksploracji, choć ma rzadką sieć linii kolejowych.
– Lubelskie to duże wyzwanie ze względu na wiele stacji, gdzie poszukuję biletów, jak również historię. Kolejami w waszym województwie, poza Polakami, zarządzali Rosjanie, Niemcy i Austriacy. To tutaj znajdowała się ostatnia linia kolejowa, którą Polska utraciła w wyniku wymiany terytoriów z ZSRR w latach 50. minionego wieku. Macie też dość rozbudowaną sieć kolei wąskotorowych. Liczę, że ciągle w zakamarkach starych budynków, kieszeniach zapomnianych płaszczy znajduje się jeszcze wiele bardzo ciekawych biletów...
Pomóż kolekcjonerowi
Jeżeli znalazłeś stary bilet kolejowy, to zachowaj go dla historii i skontaktuj się z Aleksandrem Kurstakiem, który na każdy sygnał czeka pod numerem telefonu komórkowego 605 093 530
Kolekcjoner biletów kolejowych. Aleksander Kurstak ma 15 tys. pozycji
Aleksander Kurstak ma 33 lata i niecodzienną pasję. Zbiera bilety kolejowe. A szczególnym sentymentem darzy województwo lubelskie.
- 03.08.2012 14:24

Reklama













Komentarze