Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Zabytki motoryzacji uzależniają. Skąd się bierze miłość do starych aut?

Wtorkowe popołudnie przez dworem Chrzanowskich w Lublinie przypomina powrót do przeszłości. Przed wejściem stoi przedwojenna „dekawka”, a na parkingu lśni w słońcu kilka youngtimerów, w tym porsche 924 z lat 70. minionego wieku.
Zabytki motoryzacji uzależniają. Skąd się bierze miłość do starych aut?

Paweł Rożen, świeżo upieczony notariusz, z zamiłowania automobilista, wirusem motoryzacji z historią zaraził się, jak każdy w rodzinie.

- Motoryzacja zawsze była obecna w naszym domu. Na spacerze często zatrzymywaliśmy się na ulicy przy ciekawszych egzemplarzach samochodów. Tato tłumaczył mi, jaki to model, co kryje pod maską, jaki jest jego rodowód. I tak się zaczęło. Na 18 urodziny, przed maturą, kupił mi skodę octavię z 1964 roku, do renowacji - opowiada Paweł Rożen. - Auto było w niezłym stanie, ale niestety nie starczyło mi cierpliwości. „Oktawka” poszła do ludzi, czego do dziś żałuję.

Inżynier, a jednak prawnik

Po maturze nasz bohater wybrał Politechnikę Warszawską.

- Ponieważ miłość do zabytkowych samochodów była ogromna, wstąpiłem na Wydział Samochodów i Maszyn Roboczych, matecznik najsłynniejszych polskich inżynierów. Po dwóch latach doszedłem do wniosku, że to jednak nie jest to. Wziąłem dziekankę i poszedłem na prawo. W konsekwencji okazało się to idealnym wyborem, bo zacząłem się specjalizować w przepisach prawnych związanych z pojazdami zabytkowymi. Mam nadzieję, że w tym roku uda mi się rozpocząć studia doktoranckie na UJ właśnie z tej dziedziny - opowiada nasz bohater.

Paweł Rożen z ramienia PZM jest aktywnym członkiem komisji prawnej Międzynarodowej Federacji Pojazdów Zabytkowych (Fédération Internationale des Véhicules Anciens - FIVA). Komisja bierze czynny udział w tworzeniu unijnych przepisów dotyczących pojazdów zabytkowych. Jest także szefem Działu Prawnego w miesięczniku Classicauto.

Pierwszy był „przemytnik”

Paweł Rożen jest nie tylko teoretykiem, ale także posiadaczem dwóch pojazdów, oldtimerów.

- W trakcie studiów prawniczych, trochę ze środków własnych, trochę przy pomocy rodziców, kupiłem swojego pierwszego klasyka. Był to mercedes 115 w kolorze aquablau, błękitny. Jako niedoświadczony kolekcjoner trafiłem na auto mocno zmęczone i solidnie przerobione. Okazało się, że mój mercedes musiał służyć do przemytu alkoholu zza wschodniej granicy. Miał szerokie progi, gdzie można było ukryć worki z alkoholem. Przy rozbieraniu znalazłem paczkę papierosów w przewodzie wentylacyjnym. W sumie auto było bardzo zmęczone. Według mnie przejechało dobrze ponad milion kilometrów, ale jeździł, nie psuł się - dodaje nasz rozmówca.

Kolejnym autem do kolekcji było BMW E21 323 z 1981 roku, w topowej wersji. - Za tym autem chodziłem prawie 3 lata. Było to rarytas kupiony w polskim salonie, jako prezent dla żony. Niestety, musiałem go sprzedać - opowiada Rożen.

Z garażu na tor

Po BMW w garażu pana Pawła stanął mercedes 115 z 1970 roku, z benzynowym motorem i niewielkim przebiegiem. - Teraz ma 137 tysięcy kilometrów. Auto trafiło do Polski z Niemiec, jako prezent dla córki pewnego bogatego gościa spod Warszawy. Mercedesa mam do dzisiaj, ale rzadko nim jeżdżę z braku czasu.

Potem nasz bohater kupił swoje pierwsze porsche 924. - Niestety był to mocno zmęczone auto. Szybko się go pozbyłem. Bakcyl Porsche jednak już pozostał. Kolejne, prawdziwą perełkę, znalazłem w Kraśniku. Porsche przez 10 lat przestało w garażu. Wystarczyła polerka lakieru i kilka drobnych napraw, aby wyjechać nim na tor. Moją „porszawką” rocznik 1978 regularnie ścigam się zawodach Classicauto Cup. To jest jazda z „grubej rury”, nie oszczędzam samochodu i z reguły staję na podium.

Pierwsze auto uzależnia

Pierwszy krok do świata klasyków motoryzacji wcale nie jest drogi.

- Przede wszystkim to trzeba chcieć. Wiek pojazdu zabytkowego w Polsce to 25 lat. Na rynku takich pojazdów jest sporo. Pierwszy wydatek to kwota rzędu 3-4 tysięcy złotych i sporo ciężkiej pracy i pasji - wyjaśnia Paweł Rożen. - Pierwszy wybór, to w zasadzie kupno sentymentów. Działa to przeważnie na kanwie schematu „mój tato, dziadek miał taki samochód”. W moim przypadku był to mercedes 115. Ale także wiem, że kiedyś kupię skodę octavię, aby dokończyć projekt z wczesnej młodości - mówi Paweł Rożen.

Pierwsze auto uzależnia. Potem pasjonat powoli wsiąka w środowisko zabytków, zapadając na ogół na dolegliwość zwaną zbieractwem. Plakietki, części zamienne, tabliczki, szperanie po giełdach, w internecie - wszystko może się kiedyś przydać.

Jednak i ten rynek zaczyna w Polsce być profesjonalny. - Już odbyły się dwie pierwsze, pojedyncze aukcje pojazdów zabytkowych zorganizowane przez Dom Aukcyjny Ardoor. Niebawem odbędzie się pierwsza duża aukcja, na którą będzie wystawionych 80 zabytkowych pojazdów i motocykli - dodaje Paweł Rożen.

Ceny idą w górę

Rynek pojazdów zabytkowych w Polsce rozwija się bardzo dynamicznie. Krajowi kolekcjonerzy posiadają ok. 50 tys. samochodów, a ich liczba cały czas rośnie. Wraz z rozwojem tego rynku przybywa firm, które zarabiają na kolekcjonerskiej pasji Polaków.

Dla kolekcjonerów potencjalne zyski nie są jednak głównym celem.

- Rynek samochodów klasycznych ciągle rośnie, ponieważ te samochody różnią się od samochodów współczesnych - mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes dr Piotr Majewski, ekspert Wyższej Szkoły Bankowej w Toruniu.

Kolekcjonowanie starych pojazdów nie musi być drogie. Na tym rynku stosuje się podział na youngtimery i oldtimery. Te pierwsze na ogół kosztują nieco mniej. Zalicza się do nich pojazdy 20-, góra 30-letnie, które niekiedy można kupić nawet za kilka tysięcy złotych. Górnej granicy praktycznie wyznaczyć się nie da, bowiem egzemplarze najdroższych zabytków motoryzacji kosztują dziś dziesiątki milionów dolarów, a ich ceny cały czas idą w górę.

Pasja i lokata

W zeszłym roku za Ferrari 250 GTO z 1962 roku zapłacono na aukcji ponad 38 mln dolarów. To rekordowa suma, jaką wydano na zabytkowy samochód, jednak w garażach kolekcjonerów znajdują się pojazdy, za które niewiele mniej płacono 5 czy 10 lat temu i jak długo nie trafią na rynek, tak nie sposób oszacować, ile będą za nie skłonni zapłacić kolejni inwestorzy.

Szacuje się, że w Europie jest ponad 1,5 mln zabytkowych samochodów, a dynamika wzrostu jest dwucyfrowa. W branży samochodów zabytkowych pracuje bardzo wielu ludzi, którzy je naprawiają lub nimi handlują. Ta usługowa część rynku powoli tworzy się też w Polsce.

- Mamy cały przemysł dotyczący napraw, renowacji i utrzymywania aut w dobrej kondycji. Samochody zabytkowe nie są już produkowane, w związku z tym mogą występować problemy ze zdobyciem części zamiennych. Niektóre technologie, w których one były wykonane, wyszły już z użycia i jest problem z odnalezieniem fachowców, którzy mogliby to wykonać - mówi dr Piotr Majewski.

- Stare auto to także doskonała lokata kapitału, pod warunkiem, że jest doskonale odnowione. W bankach już funkcjonują doradcy, którzy pomagają majętnym klientom w wyborze pojazdu, jako intratnej lokaty kapitału - dodaje Paweł Rożen. - Jednak zawsze pasjonat odróżni snoba. W zabytkach nie chodzi o pieniądze, ale emocje.

(Newseria Biznes)

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama