Jan Skiba z Kuryłówki był oglądaczem zwłok. Miał przydomek „Skiba oglądacz”, używany nadal w stosunku do jego potomków i stosowany dla rozróżnienia kilku gałęzi Skibów mieszkających w Kuryłówce.
Taką historię ma niemal każda wieś, bo tam właśnie oglądacze zwłok pracowali. Zwykle gmina podzielona była na dwa, trzy obwody i każdy z tych obwodów miał swojego oglądacza zwłok. Było to ważne, by był miejscowy. W świetle przepisów miał maksymalnie 24 godziny, by dotrzeć w miejsce gdzie zwłoki leżały i je służbowo obejrzeć.
W zbiorach Biblioteki Narodowej w Warszawie zachowały się trzy instrukcje dla osób, która pełniły tę funkcję. Wszystkie pochodzą z lat 30. ubiegłego wieku.
Z wszelką ścisłością będę się starał sprawdzić
Międzywojenny, urzędowy oglądacz zwłok działał na podstawie Ustawy o chowaniu zmarłych, która obowiązywała od 1932 i obligowała wszystkie gminy Rzeczpospolitej do wprowadzenia na swoim terenie stwierdzania zgonu i jego przyczyny w każdym przypadku śmierci. W tym czasie w Polsce zaczął obowiązywać nowoczesny system rejestracji zgonów.
W przypadku miejscowości gdzie był lekarz i w promieniu 4 km robił to on. W innych: oglądacz zwłok.
Mogła nim być osoba, która przeszła przeszkolenie w zakresie stwierdzenia zgonu i jego przyczyny. Musiała uzyskać świadectwo (wydawane przez powiatową władzę administracji ogólnej), które upoważniało do wykonywanie tych czynności. Kandydaci na oglądaczy składali ślubowanie. Na końcu najstarszej z zachowanych w BN „Instrukcji dla oglądaczy zwłok” jest tekst roty przysięgi. Pod nim miejsce na podpis oglądacza.
To gminy miały fundusz na opłacanie oglądaczy, szkolenie i organizację ich pracy. W lubelskim Archiwum Państwowym zachowała się kopia pisma, które w kwietniu 1938 roku Starostwo Powiatowe Tomaszowskie za pośrednictwem Wydziału Pracy, Opieki i Zdrowia w Lublinie wysyłało do Warszawy do Ministerstwa Opieki Społecznej. To prośba o przesłanie 20 druków zaświadczeń upoważniających do pełnienia czynności oglądaczy zwłok przez osoby, które przeszły kurs. W powiecie chełmskim poradzono sobie z koniecznością obecności oglądaczy zatrudniając na tych stanowiskach głównie felczerów. W tym samym czasie powiat lubartowski informował władze wojewódzkie, że w każdej gminie zaangażował już po 2 oglądaczy i każdy z nich ma swój obwód. O ich ustanowieniu poinformowani zostali sołtysi oraz ludność. Zdarzało się, że to właśnie sołtys był oglądaczem.
Czy w ostatnich chwilach życia nie zaszedł jaki karygodny czyn
Obowiązki oglądacza i konieczność jego pracy tłumaczy jedna z przedwojennych instrukcji, w której czytamy: Oględziny pośmiertne mają na celu: stwierdzić śmierć rzeczywistą, a mianowicie, czy była naturalną czy gwałtowną (zabójstwo lub samobójstwo) oraz wyśledzić choroby zakaźne.
Ma on wydać kartę pozwolenia na pochowanie ciała po rzeczywiście dokonanych oględzinach. (…) Oglądacz powinien oglądnąć całe ciało, odsłaniając je w sposób przyzwoity i przeglądnąć miejsce na którem ciało złożone zostało, lub za życia leżało. Tak postępujący oglądacz może łatwo przyjść na ślad nienaturalnej śmierci ku czemu zresztą posłużyć mogą znaki obrażenia ciała, plamy krwawe na bieliźnie lub pościeli, ślady wymiocin lub też inne znamiona, po których nie trudno mu będzie powziąć podejrzenie na śmierć gwałtowną.
Mogliby współobywatele ponieść szkodę na zdrowiu
Czytając treść ustawy z 1932 i rozporządzenia z 1933 roku można odnieść wrażenie, że to dopiero wówczas oglądacze pojawili się w naszych wsiach i gminach. Nic bardziej mylnego.
Po pierwsze: najstarsza dostępna nam „Instrukcja” pochodzi z 1931 roku i ukazała się nakładem Lekarza Powiatowego w Wadowicach. Po drugie: nawet lektura dawnych gazet pokazuje, że to o wiele starsze zajęcie.
W lipcu 1916 roku „Ziemia Lubelska” zamieściła obwieszczenie o rozkazie C i K Generalnego Gubernjum, w związku z którym Magistrat wzywał wszystkich zamieszkałych w obrębie miasta Lublina lekarzy i oglądaczy zwłok, aptekarzy, akuszerki, felczerów, fryzjerów. Chodziło o to, by przedstawiciele tych profesji zgłosili się wg harmonogramu do Ratusza i zostali wciągnięci do spisu. Oglądacze mieli przynieść oprócz metryki urodzenia, paszportu lub legitymacji także „świadectwo zamianowania”.
Jeszcze starszy ślad prowadzi do historii wsi i folwarków z terenu zaboru austriackiego. Najprawdopodobniej pomysł na obecność i zadania oglądaczy najpierw pojawił się właśnie tam. Władze gubernialne próbowały zaradzić epidemiom i fatalnym warunkom sanitarnym. Najpierw pojawiły się zarządzenia regulujące pochówki i transport zwłok. W 1806 roku wprowadzono obowiązkowe oglądanie zmarłych przez zaprzysiężonych tzw. oglądaczy zwłok. Tak było na przykład w galicyjskiej wsi Lgota, gdzie pod groźbą kary nie wolno było nikogo pochować, zanim oglądacz nie orzekł, że śmierć nastąpiła w sposób naturalny. Dzięki temu szybko lokalizowano źródła groźnych chorób i wykrywano zgony, gdzie zachodziło podejrzenie morderstwa.
Rok później władze wprowadziły kolejny ważny przepis. Musiało upłynąć 48 godzin między śmiercią człowieka a jego pogrzebem. Dzięki temu wyeliminowano przypadki pochowania kogoś w letargu.
Czy ciało osoby przezemnie oglądane rzeczywiście jest nieżywe
Oto fragment „Instrukcji” dotyczący osób pozornie zmarłych:
„Podejrzenie o pozorną śmierć jest uzasadnione, jeżeli po przytrzymaniu pod nosem ostrej, wonnej istoty, jak chrzanu, octu wyskoku gorczycznego, amoniaku pojawi się najlżejsze drgnięcie powiek, albo ust, lub też, jeżeli wystąpi, choćby przelotne zarumienię policzków, jeżeli się źrenica zwęża za zbliżeniem do oka płomienia świecy, lub gdy się płomień poruszy za zbliżeniem świecy do ust; jeżeli wreszcie woda w naczyniu na klatce piersiowej ustawiona poruszy się na swej powierzchni.
Przy ostatnich doświadczeniach powinien w otoczeniu zwłok panować zupełny spokój. (…) Oglądacz powinien pamiętać, że śmierć pozorna zdarzać się może u topielców, u zmarzniętych, u obwieszonych, uduszonych, od pioruna albo udaru wewnętrznego rażonych, po gwałtownych wyruszeniach umysłowych”.
W czasie kursów oglądacze musieli być szkoleni jak mają się zachować, gdy osoba pozornie zmarła dawała oznaki życia. „Instrukcja” powołuje się bowiem na wskazówki „o sposobach ratowania pozornie zmarłych, tudzież w nagłem niebezpieczeństwie życia zostających”. Równocześnie należało posłać po lekarza.
Karygodne zaniedbanie, związek mające z jej śmiercią
Czekając na przybycie fachowej pomocy oglądacz powinien zachowywać się z grubsza tak, jak dziś ratownicy udzielający pierwszej pomocy: usuwanie przeszkód w oddychaniu, sztuczne oddychanie, rytmiczne uciskanie klatki piersiowej, ogrzewania ciała.
Obcymi dziś metodami było nabryzgiwanie zimną wodą twarzy i piersi, wstrząsanie ciałem, podstawianie pod nos amoniaku lub octu.
Autorzy „Instrukcji” przestrzegali przed brutalnymi metodami przywracania pozornie zmarłej osoby do życia. Odradzano silne wstrząsanie ciałem, wlewanie octu lub amoniaku do ust czy napuszczania gorącego laku na piersi.
Porównanie tekstu „Instrukcji” z 1931 roku z tymi które ukazały się w 1935 czy 1939 pokazuje ciekawą zamianę cywilizacyjną. Do listy wypadków, które powinny zwrócić uwagę oglądającego, bo pomimo upłynięcia pewnego czasu od zgonu nie wystąpiły znamiona śmierci jest… porażenie prądem elektrycznym. Autor tekstu podkreślił, że w takich razach po dłuższym stosowaniu środków ratowniczych udaje się czasami rażonego przywrócić do życia.
Pod koniec lat 30. ubiegłego wieku zmieniają się też dane na podstawie których oglądacz zwłok może podejrzewać śmierć gwałtowną - zabójstwo, samobójstwo czy nieszczęśliwy wypadek. Oglądacze byli w nowszych „Instrukcjach” uczulani na zapach, jaki wydzielały zwłoki: alkoholu, gorzkich migdałów (trucizna), eteru.
Dziś na tej liście najbardziej zwraca uwagę obecność eteru, kojarzonego raczej z dawną służbą zdrowia, a nie przyczyną nagłej śmierci na przedwojennej polskiej wsi. Nic bardziej mylnego. Eteru polscy chłopi używali mnóstwo.
Pojawiającej się choroby na gminnej
„Aż oto i do nas zawędrował dziwny sposób narkotyzowania się - przy pomocy eteru. Epidemia nałogu szerzy się szczególnie w powiecie biłgorajskim” - pisał w grudnia 1924 roku dziennikarz „Expressu Lubelskiego” relacjonując policyjne działania. W Soli mundurowi zrewidowali dom Resi i Chaskiela G. gdzie znaleźli flaszki po wódce i eterze oraz butelkę pełną eteru, którym potajemnie handlowano. Dwa dni później we wsi Jamieńszczyzna policjanci spotkali na drodze Leona S. znarkotyzowanego eterem. Tak trafili do Teodora G. który eterem częstował i Ryfki W. od której Teodor G. eter etylowy kupił. Obie sprawy skierowano do sądu.
Eter był na przedwojennej wsi zamiennikiem wódki. Pito go na tańcach, weselach, stypach. Początkowo wykorzystywany w salach operacyjnych jako środek znieczulający, szybko trafił na rynek produkowany przez rozwijający się przemysł farmaceutyczny. W Polsce stał się nielegalny dopiero w 1923 roku. Ale nadal był używany, a chłopi byli jego najliczniejszymi konsumentami. Jeszcze w latach 30. ubiegłego wieku oskarżeni o handel byli zdziwieni, że uczestniczyli w nielegalnym procederze. Ówczesna Straż Graniczna wyliczała, że zatrzymuje setki przemytników eteru rocznie.
Przetrwały do naszych czasów wyniki przedwojennych badań, z których wynika, że ponad połowa zapytanych dzieci znała smak i zapach eteru. Relacjonowały, że stosuje się go jako domowy środek przeciwbólowy. I odurzający.
O wszystkich tych wypadkach doniosę właściwej władzy
Najważniejszym dokumentem, który zostawał po pracy oglądacz zwłok była karta zgonu. Obszerny dokument różniący się od tego który w takiej samej sytuacji wypełniał lekarz. „Lekarska” odmiana miała część, którą dało się zakleić. W ten sposób chroniono tajemnicę lekarską.
Oglądacz wypełniał rubryki w części I przeznaczonej dla zarządu cmentarza i II dla powiatowej władzy administracji ogólnej (lekarza powiatowego). Dla zarządu: oprócz danych osoby zmarłej podawał adres miejsca zgonu i przyczynę. Lekarz powiatowy był informowany oprócz tego o charakterze śmierci gwałtownej (samobójstwo, zabójstwo, wypadek i jakiego rodzaju).
Pozostałe rubryki na karcie wypełniali urzędnicy w gminie.
Wprowadzenie w życie takich kart zgonu zbiegało się w czasie z wprowadzeniem w naszym kraju nowoczesnego systemu rejestracji zgonów. Fachowo zwanej ewidencją ruchu naturalnego. Wcześniej była ona niekompletna: świecka działała na terenie zaboru pruskiego, ta w województwach centralnych i u nas należała do parafii wyznaniowych. Automatycznie nie trafiali do niej wyznawcy religii nieuznawanych.
Współcześni demografowie zajmujący się problemem umieralności i rekonstrukcją danych narzekają na rzetelność informacji. Prawidłowo było w miastach ponad 100 tysięcznych, takich jak Lublin. Na wsiach około 2/3 kart zgonu wypełniali oglądacze zwłok. Zdaniem fachowców miało to negatywny wpływ na jakość danych. Problemem była choćby klasyfikacja chorób.
Ostatnia choroba zmarłej osoby
W myśl „Instrukcji” z 1931 roku oglądacz z chorób zakaźnych miał do wyboru: ospę, błonicę (dyfterję), tyfus brzuszny i plamisty, gorączkę powrotną, cholerę azjatycką, czerwonką (desynterję), dławiec (krup), płonicę (szkarlatynę), krztusiec (koklusz) i gorączkę połogową.
W 1939 roku lista zakaźna wyglądała tak: dur (tyfus) brzuszny, dur (tyfus) plamisty, czerwonka (dyzenteria), płonica (szkarlatyna), błonica (dyfteryt), grypa (influenza), róża, krztusiec (koklusz), zimnica (malaria, febra), ospa, wąglik (karbunkuł), wścieklizna (wodowstręt).
Szacuje się, że oglądacze pracowali w terenie jeszcze po II wojnie światowej, w późnych latach 40. Ale, jak oceniają statystycy, dane o umieralności zebrane na terenach miejskich i wiejskich są ze sobą nieporównywalne do 1964 roku. Formalnie funkcja oglądacza niknęła w 1959 roku, gdy zaczęły w PRL obowiązywać przepisy wprowadzające nowy typ kart zgonu. Mogli je wypełniać wyłącznie lekarze, pielęgniarki lub wiejskie położne. O oglądaczach zwłok nie ma tam słowa.
Instrukcje, które ich obowiązywały trafiły do archiwów i bibliotek. Teraz można je także wyłowić w internetowej sieci... Oglądacz powinien przyzwoicie i po ludzku postępować wobec rodzin zmarłych osób, których uczucia ma szanować, a spostrzeżone stosunki rodzinne przemilczeniem pokryć…
Tytuł i śródtytuły w tekście to wyimki z roty przysięgi dla oglądaczy zwłok z „Instrukcji” z 1931 roku. Pisownia oryginału
Korzystałam z „Metamorfozy społeczne. Margines społeczny Drugiej Rzeczypospolitej”, Agnieszka Fihel „Umieralność w/g pojedynczych przyczyn zgonu. rekonstrukcja danych dla Polski”, pozwww.naszalgota.wordpress.com/dzieje sołectwa
Jan Skiba z Kuryłówki był oglądaczem zwłok. Miał przydomek „Skiba oglądacz”, używany nadal w stosunku do jego potomków i stosowany dla rozróżnienia kilku gałęzi Skibów mieszkających w Kuryłówce.
Taką historię ma niemal każda wieś, bo tam właśnie oglądacze zwłok pracowali. Zwykle gmina podzielona była na dwa, trzy obwody i każdy z tych obwodów miał swojego oglądacza zwłok. Było to ważne, by był miejscowy. W świetle przepisów miał maksymalnie 24 godziny, by dotrzeć w miejsce gdzie zwłoki leżały i je służbowo obejrzeć.
W zbiorach Biblioteki Narodowej w Warszawie zachowały się trzy instrukcje dla osób, która pełniły tę funkcję. Wszystkie pochodzą z lat 30. ubiegłego wieku.














Komentarze