– Jestem zaskoczona. Nie sądziłam, że druga strona po tylu latach spierania się w sądzie, nagle zrezygnuje – komentuje Krystyna Zaręba. – Na mocy ugody działka wróciła do swoich pierwotnych granic, które obowiązywały, gdy ją kupiliśmy. Cieszę się. Ale też szkoda, że osoby, które odpowiadają za nasze problemy, nie poniosą konsekwencji. Ja jednak nie mam siły już na dalszą walkę w sądzie.
O kłopotach rodziny po raz pierwszy pisaliśmy kilka lat temu. Krystyna Zaręba i jej syn w 2009 r. kupili niewielką działkę w Maszkach, niedaleko Nałęczowa. Chcieli tam uruchomić pensjonat. Nigdy jednak tych planów nie zrealizowali. Zostali z długami.
Jak twierdzą, wszystko przez intrygę przygotowaną przez sędzię z Lublina. Prawniczka i jej mąż także mieli w Maszkach nieruchomość. Z nieoficjalnych informacji wynikało, że planowali kupić tam więcej działek, ale transakcja Zarębów skomplikowała im plany.
Teren, na którym rodzina chciała otworzyć pensjonat, graniczy z działką należącą do zmarłej w 1991 r. starszej kobiety. Dopiero kiedy w Maszkach pojawili się Zarębowie, na jaw wyszedł testament, który starsza pani miała podyktować na łożu śmierci. Przekazała w nim swoją działkę sąsiadce – Jadwidze S. Ta doprowadziła w sądzie do przesunięcia granic odziedziczonej nieruchomości w stronę działki Zarębów. To zablokowało budowę pensjonatu.
Z ustaleń Krystyny Zaręby wynikało, że to sędzia Ż. i jej mąż namówili Jadwigę S. do przejęcia ziemi po staruszce. Potem mieli odkupić nieruchomość.
– Tak się umówiliśmy. Słowo coś znaczy – przyznała później Jadwiga S.
Sprawa trafiła do sądu, który przez lata nie mógł rozstrzygnąć, czy doszło do fałszerstwa. Jeden z biegłych ocenił, że testament spisano ok. 10 lat po śmierci staruszki. Podczas procesu potwierdziła to również Elżbieta W., która miała sporządzić dokument.
– Napisałam ten testament u siebie w domu. Sąsiadka, sędzia (tu pada nazwisko - red.) mnie o to poprosiła. Miała kartkę z gotową treścią i mi dyktowała. Powiedziała, że nic mnie złego za to nie czeka – przekonywała Elżbieta W. – Powiedziała, że to przysługa. Potem w sądzie kazała mi potwierdzić to, co napisałam. Świadomie skłamałam.
W efekcie działka po staruszce formalnie przeszła w ręce Jadwigi S. zamiast do Skarbu Państwa. – Później Krystyna Zaręba uświadomiła mi, co zrobiłam. Mąż sędzi nie zgadzał się na budowę pensjonatu. Protestował – przyznała Elżbieta W.
Zablokowanie budowy wpędziło Zarębów w poważne długi. Rodzina sporo bowiem zainwestowała w projekt i przygotowanie inwestycji. Przepadła również unijna dotacja na uruchomienie pensjonatu. Nowe granice działki uniemożliwiały jakąkolwiek budowę.
– W ugodzie sąd przyjął granice ustalone przed laty przez gminnego geodetę. To bezstronna osoba. Od początku należało przyjąć jego ustalenia – dodaje Krystyna Zaręba.
Nie wie jeszcze co zrobi z nieruchomością. Ugoda jest już prawomocna.
– Jestem zaskoczona. Nie sądziłam, że druga strona po tylu latach spierania się w sądzie, nagle zrezygnuje – komentuje Krystyna Zaręba. – Na mocy ugody działka wróciła do swoich pierwotnych granic, które obowiązywały, gdy ją kupiliśmy. Cieszę się. Ale też szkoda, że osoby, które odpowiadają za nasze problemy, nie poniosą konsekwencji. Ja jednak nie mam siły już na dalszą walkę w sądzie.
O kłopotach rodziny po raz pierwszy pisaliśmy kilka lat temu. Krystyna Zaręba i jej syn w 2009 r. kupili niewielką działkę w Maszkach, niedaleko Nałęczowa. Chcieli tam uruchomić pensjonat. Nigdy jednak tych planów nie zrealizowali. Zostali z długami.













Komentarze