Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Okienko transferowe: Miliony, kiełbasa i worek piłek

Robert Lewandowski już wkrótce może zostać najdroższym Polakiem w historii piłki nożnej. Parol na wychowanka Varsovii zagięły największe światowe tuzy.
Okienko transferowe: Miliony, kiełbasa i worek piłek
Robert Lewandowski (MM Poznań)
94 000 000 euro jakie w 2011 roku Real Madryt zapłacił Manchesterowi United za Portugalczyka Cristiano Ronaldo pozostaje transferowym rekordem wszechczasów. Robert Lewandowski może nie wyśrubuje tego osiągnięcia, ale jeśli tego lata opuści Borussię Dortmund, z pewnością ustanowi transferowy rekord Polski, do tej pory dzierżony przez Jerzego Dudka, który w 2001 roku przeniósł się z Feyenoordu Rotteram do Liverpoolu za 6 500 000 euro.

Rusza wielka machina

1 lipca otworzy się okienko transferowe, a dysponująca potężnymi zasobami machina finansowa pójdzie w ruch. Między klubami będą krążyły setki milionów euro. Tak naprawdę kluczowe ustalenia zapadają jednak już teraz. A działacze zespołów utrzymujących się z wychowywania piłkarskiego narybku zacierają ręce, bo najmożniejsi zamiast oszczędzać, zamierzają popuścić pasa.

Fani na całym świecie żyją transferami piłkarskich gwiazd. Tego lata najbardziej rozpalą ich informacje o Cristiano Ronaldo, Waynie Rooney\'u, Radamelu Falcao, Zlatanie Ibrahimoviciu i… Robercie Lewandowskim. Tak, to nie pomyłka. Polski zawodnik chyba po raz pierwszy w historii znalazł się wśród najgorętszych towarów na transferowym rynku.

Ile kosztuje gwiazda?

Cztery bramki strzelone wielkiemu Realowi Madryt mają swoją wymowę. Specjaliści szacują, że dzisiaj napastnik reprezentacji Polski wart jest przynajmniej 40 000 000 euro. Oczywiście tego lata nikt za niego tyle nie zapłaci, bo za rok wygasa jego kontrakt z Borussią Dortmund. Jeżeli w Nadrenii Północnej-Westfalii chcą zarobić na nim chociaż parę centów, muszą zrobić to tego lata. Szacuje się, że sprzedając Lewandowskiego, Borussia może liczyć na dochód rzędu 20-25 mln euro.

Prezes Hans-Joachim Watzke zapowiada, że Polak wcale nie musi opuścić klubu latem, ale mało kto wierzy w jego słowa. Dortmundczycy mimo wspaniałych wyników nie zaliczają się póki co do budżetowej elity i dokładnie oglądają każde euro, zanim rzucą je na stół. Dodatkowa gotówka da im możliwość przedterminowej spłaty zadłużenia, będącego pokutą za stare grzechy rozpusty finansowej. A jeśli zostanie zainwestowana, pozwoli sprowadzić wartościowego następcę Lewandowskiego, takiego jak na przykład Edin Dżeko z Manchesteru City.

Robert na pewno odejdzie

Pewny co do przyszłości najlepszego polskiego napastnika jest trener Leszek Ojrzyński, który prowadził go w Zniczu Pruszków.

– Robert nie zostanie w Borussii. Jeszcze przez rok ma ważny kontrakt, ale biorąc pod uwagę wielkie zainteresowanie jak teraz mu towarzyszy, w nowym sezonie będzie grał w Bayernie Monachium albo w Anglii – mówi obecny szkoleniowiec Korony Kielce.

Swego czasu Znicz Ojrzyńskiego, z Lewandowskim w składzie, gościł nawet w Lublinie. Przy Al. Zygmuntowskich przegrał z Motorem 0:1. Robert wówczas bramki nie strzelił, ale w całych rozgrywkach trafił 21 razy i został najskuteczniejszym strzelcem. Później powtórzył ten sukces również w ekstraklasie.

– To był zawsze grzeczny, ułożony chłopak i wiedział, czego chce. Przychodził do trzecioligowego Znicza z trzecioligowych rezerw Legii Warszawa po kontuzji mięśnia dwugłowego, ale szybko się odbudował. Mówiąc szczerze, nie spodziewałem się, że \"Lewy” zajdzie tak daleko, ale tego chyba się nikt nie spodziewał! To jednak nie przypadek, bo to naprawdę bardzo pracowity i inteligentny chłopak, akurat w tym czasie gdy był w Zniczu, to zdawał maturę i podjął studia. Od tamtego czasu wciąż się rozwija – zapewnia Ojrzyński.

Czasem było pod górkę

Lewandowski jednak nie zawsze miał łatwo. Gdy miał 16 lat zmarł mu ojciec. W Legii Warszawa pochopnie skreślili go, gdy doznał kontuzji. W pierwszym sezonie w Dortmundzie przegrywał rywalizację z Lucasem Barriosem. Zamiast w ataku grał na pozycji ofensywnego pomocnika, której wówczas bardzo nie lubił. Po kilku pierwszych meczach w Borussii bez gola, niemieccy dziennikarze zaczęli przekręcać jego nazwisko na \"Lewandoofski”. (doof – durny).

Dziś nikt nie śmie już szydzić. Lewandowski stał się jedną z największych gwiazd Bundesligi. Sezon po sezonie strzelił 22 i 24 gole w lidze. W tegorocznych rozgrywkach niemieckiej ekstraklasy był drugi zarówno w klasyfikacji najskuteczniejszych strzelców, jak i kanadyjskiej, gdzie liczone są nie tylko trafienia, ale też asysty. To pokazuje, jak bardzo uniwersalnym piłkarzem się stał.

Cztery gole strzelone Realowi sprawiły, że nawet najwięksi niedowiarkowie zaczęli wierzyć, że w Polsce też może urodzić się gwiazdor piłki nożnej. Ale strzelecki popis przeciwko \"Królewskim” wcale nie musi być wisienką na torcie. Przed Lewandowskim przecież finał Ligi Mistrzów, wielki mecz z wielkim Bayernem Monachium, któremu Robert strzelił już kilka ważnych goli i z którym według spekulacji prasowych już kilkakrotnie miał podpisać kontrakt.

Kucharski zarobi krocie

Menedżer Lewandowskiego, Cezary Kucharski, też nie może narzekać. Bez względu na to, gdzie trafi jego podopieczny, dochody z prowadzonej przez niego CK Sport Managment z pewnością wzrosną. Już w zeszłym roku było to 2,09 mln zł. Podobnymi zarobkami nie może pochwalić się żaden inny polski menedżer.

Pochodzący z Łukowa Kucharski na swoje pieniądze ciężko zapracował. W swoim zawodzie jest po prostu zabójczo skuteczny. Dla swoich podopiecznych jest nie tylko menedżerem, ale często też przyjacielem. Doradza im, jak regenerować siły, co jeść i w co inwestować, żeby po zakończeniu kariery nie musieć martwić się o pieniądze.

Lewy tak naprawdę dopiero teraz rozpocznie poważne inwestycje. Do tej pory mógł tylko z zazdrością spoglądać na klubowych kolegów. W Borussii zarabiał \"zaledwie” 1,4 mln euro rocznie. Bez względu na to gdzie przejdzie, będzie mógł liczyć na wielokrotność tej kwoty. Chętnych, żeby uczynić go jednym z najlepiej zarabiających piłkarzy świata, nie brakuje.

Uścisk dłoni Pereza

W kontekście Lewandowskiego wymieniane są największe zespoły na Starym Kontynencie. Kilka godzin przed meczem z Realem pojawiła się nawet informacja, że Polak podpisał już wstępny kontrakt z Bayernem. W zespole z Bawarii nie czułby się obco, bo po zakończeniu sezonu przeniesie się tam jego klubowy kolega Mario Goetze.

Na razie nie ma jednak żadnej oficjalnej informacji na temat przyszłości wicekróla strzelców Bundesligi. Dlatego w spekulacjach prasowych przewijają się również inne wielkie kluby. Mówi się o Manchesterze United, Manchesterze City, Chelsea Londyn, Arsenalu Londyn, Juventusie Turyn, FC Barcelona czy Realu Madryt.

Zdaniem Jerzego Dudka, to właśnie do ekipy \"Królewskich” powinien przenieść się najlepszy obecnie polski piłkarz. – Po meczu Borussia – Real, \"Lewy” musi trafić do Realu! Pokazał ze jest gotowy zrobić kolejny krok w przód, będzie lepszy niż Karim i \"Pipa” (Benzema i Higuain – red.). Niech skarbnik Realu szuka euro! – napisał na Facebooku były bramkarz hiszpańskiego klubu.

Podobnego zdania jest też Florentino Perez. Hiszpański dziennik \"AS” donosi, że prezes Realu po rewanżowym meczu na Santiago Bernabeu spotkał się z Watzke i obaj długo rozmawiali na temat transferu polskiej perełki. Wcześniej Perez miał udać się do szatni niemieckiego zespołu, przywitać się z Lewandowskim i zamienić z nim kilka słów.

Barcelona też go chce

Co ciekawe, polskiego napastnika chętnie widzieliby u siebie również fani Barcelony, odwiecznego rywala Realu. W sondażu zorganizowanym przez internetowe wydanie dziennika \"Mundo Deportivo” na Lewandowskiego zagłosowało aż 28 procent kibiców (więcej zwolenników miał tylko Brazylijczyk Neymar - 45 procent). Za Polakiem znalazły się takie gwiazdy jak Sergio Aguero, Radamel Falcao czy Wayne Rooney. Głosowało na nich odpowiednio 7, 5 i 4 proc. kibiców.

Sam Lewandowski nie ukrywa, że chętnie spróbowałby sił w Anglii. Co prawda szanse na transfer do Manchesteru United zmalały po tym, jak Sir Alex Fergusson odszedł na emeryturę, ale jeżeli nowym trenerem Chelsea zostanie Jose Mourinho, \"Lewy” może trafić na Stamford Bridge. Według informacji zagranicznych mediów \"Mou” miał wysłać SMS-a do Polaka, w którym poinformował go, jaki klub obejmie w przyszłym sezonie i zaprosił, żeby przeniósł się tam razem z nim.

Faworytem do ściągnięcia Lewandowskiego pozostaje jednak Bayern Monachium. O transferze Polaka do Bawarczyków mówi się od kilku dobrych miesięcy. Dwukrotnie pojawiały się nawet informacje, że Polak podpisał już wstępną umowę z nowym mistrzem Niemiec, ale potwierdzenia, jak nie było, tak nie ma.

Kolejka chętnych po Falcao

Sam Lewandowski zachowuje spokój. – Na razie jestem zawodnikiem Borussii Dortmund i skupiam się na tym, żeby wypełnić kontrakt najlepiej, jak potrafię. Mam nadzieję, że strzelę jeszcze kilka ważnych bramek dla mojego klubu. O ewentualnym transferze będę myślał dopiero po zakończeniu sezonu. Ale jeśli zostanę w Borussii, też nie będę robił z tego powodu tragedii – powiedział nam po jednym ze spotkań reprezentacji Polski.

Lewandowski to nie jedyna gwiazda, wokół której jest obecnie sporo szumu. Wiele mówi się też o ewentualnym powrocie nieszczęśliwego w Realu Cristiano Ronaldo na Old Trafford oraz o poszukiwaniach nowego pracodawcy przez Wayne\'a Rooney\'a.

Lider reprezentacji Anglii od lat jest skonfliktowany z Davidem Moyesem, który przed laty prowadził go w Evertonie i nie wyobraża sobie współpracy z tym menedżerem. Chrapkę na Rooney\'a mają wszystkie czołowe angielskie zespoły: Chelsea, Manchester City, Tottenham i Arsenal Londyn. Nie można wykluczyć też, że skuszą go petrodolary szejków z Paris Saint German.

Francuzi – ci z AS Monaco – chętnie widzieliby u siebie też Radamela Falcao. Tyle, że Kolumbijczyk niechętnie spogląda na perspektywę transferu do beniaminka francuskiej Ligue1. Wolałby trafić do Premier League. Za chyba najlepszego obecnie środkowego napastnika świata trzeba dziś zapłacić jednak niebagatelną kwotę 60 000 000 euro. Jedynym angielskim klubem, który lekką ręką może wyłożyć takie pieniądze na stół jest głodny sukcesów Manchester City, który w minionym sezonie przegrał wszystko, co było do przegrania. Nie można wykluczyć też scenariusza, w którym Falcao trafi do Chelsea, a w odwrotną stronę, oprócz gotówki, powędruje również Fernando Torres.

Walijczyk na rozdrożu

Tak to już jest, że największą wartość na rynku transferowym osiągają skuteczni napastnicy. Bohaterem tegorocznego okienka może równie dobrze stać się jednak pomocnik. Uznawany za jednego z najlepszych piłkarzy na świecie Gareth Bale z Tottenhamu nie ukrywa rozgoryczenia po tym, jak jego klubu po raz kolejny zabraknie w Lidze Mistrzów. Zespół, który zdecydujecie się go zatrudnić, będzie musiał głęboko sięgnąć do kieszeni. Kto wie, być może nawet głębiej niż w przypadku Falcao.
Tegoroczne okienko transferowe może być bardzo ważne także dla kilku innych polskich piłkarzy. Z lektury zagranicznej prasy można dowiedzieć się, że Juventus Turyn chętnie pozyskałby Łukasza Piszczka, na którego chrapkę mają też Real oraz Chelsea, a Liverpool nie rezygnuje ze starań o Jakuba Błaszczykowskiego.

Młodzież musi się ogrywać

Trudno się jednak spodziewać, żeby Borussia, która osłabiła się już odejściem Mario Goetze do Bayernu i prawdopodobnie straci też Lewandowskiego, zdecydowała się na sprzedaż kolejnego podstawowego zawodnika.

Inaczej sprawy mają się jeśli chodzi o nasz młody narybek z Serie A. Rafał Wolski w Fiorentinie i Bartosz Salamon w Milanie nie mogą liczyć na regularne występy. Mówi się, że obaj mogą w przyszłym sezonie zostać wypożyczeni do słabszych zespołów, na przykład Torino, w którym mogliby liczyć na wsparcie bardziej doświadczonego Kamila Glika. Oczywiście, o ile ten po bardzo dobrym sezonie, nie zmieni klubu na mocniejszy.

Za 30 piłek

Gdy bohaterami transferów są gwiazdy, zazwyczaj w ślad za nimi podążają wielkie pieniądze. Im słabsi piłkarze i biedniejsze kluby, tym pieniądze są mniejsze. Zdarza się też czasem, że środkiem płatności nie jest gotówka, a na przykład sprzęt sportowy. Działacze Zagłębia Lubin do dziś plują sobie w brodę, że oddali Andrzeja Niedzielana do Górnika Zabrze za 30 piłek. Popularny \"Wtorek” na Śląsku złapał wiatr w żagle, nastrzelał sporo goli i przeniósł się do Groclinu, gdzie szło mu równie dobrze. W efekcie za okrągły milion euro trafił do holenderskiego NEC Nijmegen.

Jeszcze ciekawszy pomysł na kupno zawodnika mieli niegdyś działacze rumuńskiego czwartoligowca Regal Horia. W 2006 roku bardzo chcieli sprowadzić do siebie Mariusa Cioarę z UT Arad, a że nie mieli pieniędzy zaoferowali za niego… 15 kg kiełbasy.

Cioara zachował się jednak nie w porządku. Kilka dni później spakował się i wyjechał do pracy na farmie w Hiszpanii. Regal Horia, który został bez piłkarza i kiełbasy, domagał się od Arad zwrotu środka płatniczego, czyli… wędliny. W odpowiedzi działacze usłyszeli, że ta została już zjedzona.

A jak u nas?

Ciekawie, choć może nie aż tak, jak w Rumunii jest również na rynku transferowym w naszym regionie. Mówi się, że jedyne kluby w województwie, jakie stać na płacenie za piłkarzy to GKS Bogdanka i Wisła Puławy. To jednak mocno przesadzone stwierdzenie, bo jedyna przewaga Łęcznej i Puław nad resztą klubów to porządne obiekty, przyzwoite warunki do treningu i wypłacane regularnie pensje. Na transfery gotówkowe nie stać nikogo. Jednocześnie jednak żaden klub nie chce oddawać swoich piłkarzy za darmo i często dochodzi do absurdalnych sytuacji.

– Obowiązkowy ryczałt za piłkarza, który trafia do trzeciej ligi to 1200 zł. Gdy sprzedawaliśmy Bartosza Tomczuka, zażyczyliśmy sobie 1500 zł i trochę piłek, żeby chłopcy mieli czym trenować. Działacze Lublinianki-Wieniawy stwierdzili jednak, ze to zbyt wysokie warunki – śmieje się Sławomir Kozłowski, szkoleniowiec Cisów Nałęczów, występujących w lubelskiej klasie okręgowej. – Na szczęście w Radzyniu Podlaskim nie byli równie skąpi. Przystali na nasze warunki i Bartosz trafił do Orląt. Mają z niego spory pożytek.

I jeszcze jedna historia: – Sprzedałem kiedyś Michała Gamlę do Wisły Kraków za 100 tys. zł. Zapłacili mi 5 tys. zaliczki, a resztę miałem dostać, jak Michał podpisze zawodowy kontrakt – opowiada Kozłowski. – Chłopak grał w młodzieżowej kadrze Polski i doznał poważnej kontuzji. Działacze Wisły wystosowali pismo, w którym napisali, że zawodnik nie rokuje na przyszłość i nie zamierzają za niego płacić. Wygrałem sprawę w sądzie pierwszej instancji, ale w drugiej przegrałem. W uzasadnieniu usłyszałem, że Gamla z powodu kontuzji nie będzie mógł grać zawodowo w piłkę. Tymczasem dziś jest zawodnikiem GKS Bogdanka!

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama