Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Jak były radny chciał wrobić wicemarszałka Grabczuka

Przedsiębiorca i były radny Chełma mógł zakończyć karierę wicemarszałka województwa. Próbował wrobić Krzysztofa Grabczuka w korupcję. Kłamał, bo chciał szybciej wyjść z aresztu.
Jak były radny chciał wrobić wicemarszałka Grabczuka
(Jacek Świerczyński)
– Ja sobie taki ciąg zdarzeń ułożyłem. Uważałem, że aby wyjść, muszą być mocne dowody – mówił Lucjan J., przyparty do muru przez prokuratora i agentów CBA. Wcześniej wielokrotnie przekonywał śledczych, że wręczył obecnemu wicemarszałkowi województwa 65 000 zł łapówki. Sądził, że dzięki fałszywym oskarżeniom będzie mógł opuścić areszt. Trafił tam za płatną protekcję i powoływanie się na wpływy w policji.

Spokój za 50 tysięcy

Kłopoty zaczęły się w maju ubiegłego roku, od Sebastiana K. z Chełma (wcześniej posługiwał się innym nazwiskiem). Mężczyzna obraca się w środowisku przemytników. Ma na koncie wyrok. Może wrócić za kratki w związku z rozbojem. Starał się tego uniknąć. Poprosił więc o pomoc Lucjana J., który miał chwalić się znajomościami w policji. Dzięki pomocy kolegów mundurze mógłby po-móc dotrzeć do prokuratora i zapobiec aresztowaniu K.

Lucjan J. za pomoc w zatuszowaniu sprawy miał zażyczyć sobie 50 tys. zł. Panowie się nie dogadali. W maju Sebastian K. opowiedział całą historię w CBA. Pod koniec miesiąca agenci zatrzymali Lucjana J. Usłyszał on zarzuty płatnej protekcji i powoływania się na wpływy w policji. 46-latek został tymczasowo aresztowany.

Lucjan J. układa plan

Po kilku tygodniach za kratkami J. przypomina sobie o spotkaniu z wiosny 2009 roku. Krzysztof Grabczuk, jako marszałek województwa, zachęcał wówczas przedsiębiorców z Chełma do walki o dotacje z Unii Europejskiej. Lucjan J. opowiada śledczym, że podczas spotkania poprosił Grabczuka o pomoc przy pozyskaniu dotacji dla firmy reklamowej JT Media. Marszałek miał wskazać biuro, które skutecznie pisze unijne wnioski. Ich selekcja w podległej Grabczukowi Lubelskiej Agencji Wspierania Przedsiębiorczości miała być tylko formalnością. Według Lucjana J., Grabczuk w zamian za pomoc zażyczył sobie \"zwyczajowych 20 procent” z dotacji.

Zmiana biegów

Początkowo opowieść Lucjana J. wydaje się wiarygodna. Firma JT Media dostała bowiem ponad 300 tys. zł dotacji. Lucjan J. działał, jako jej pełnomocnik i przyznał, że wypłacił z firmowego konta 140 tysięcy złotych. Z tej puli 65 tys. miało trafić do Grabczuka. Reszta do Jerzego T., współwłaściciela spółki JT Media.

Lucjan J. dokładnie opisał okoliczności wręczenia łapówki. Miało do tego dojść 11 marca 2011 roku w Chełmie. Lucjan J. umówił się z marszałkiem na wieczorne spotkanie, na parkingu przed klubem zapaśniczym Gryf. Grabczuk podjechał służbową skodą superb, a J. wsiadł do środka. Marszałek nakazał mu gestem, by nic nie mówił. Lucjan J. wyciągnął się z kieszeni płaszcza plik banknotów i położył obok dźwigni zmiany biegów. Później obaj panowie wyszli z samochodu i spacerowali po parku.

To wersja Lucjana J. Wystarczyła, by załatwić mu wyjście z aresztu za kaucją. Prokuratura Generalna zdecydowała, że sprawą Grabczuka zajmą się śledczy z Rzeszowa.

Plan się sypie

Śledczy próbują zweryfikować opowieści Lucjana J. Początkowo wszystko układa się w całość. Na podstawie danych od operatorów telefonicznych ustalono, że w dniu wręczenia łapówki Lucjan J. dzwonił do Grabczuka. Tego samego dnia wieczorem wicemarszałek był w Chełmie. Agenci CBA potwierdzili również, że w kieszeni płaszcza Lucjana J. bez problemu mieści się 65 tys. zł. Nie wiadomo jednak, co stało się z resztą ze 140 tys. zł, które J. wypłacił z banku.

Ona sam zapewnia, że pieniądze przekazał swojemu wspólnikowi, Jerzemu T. Ten jednak wszystkiego się wyparł. Śledczy jednak nie rezygnują i przyciskają T. W listopadzie przedsiębiorca nie wytrzymuje i przyznaje, że otrzymał od Lucjana J. całe 140 tys. zł. Pieniądze ukrył m.in. na rachunkach rodziców. W tej sytuacji nie może być mowy o 65 tys. zł dla wicemarszałka.

Lucjan J. był przekonany, że Jerzy T. nie przyzna się do otrzymania jakichkolwiek pieniędzy. Nawet kiedy jego wspólnik sypie, J. idzie w zaparte. Podtrzymuje swoją wersję i próbuje zdyskredytować dawnego kompana.

Załamuje się dopiero 6 grudnia 2012 roku. Nie ma wyjścia. Śledczy dysponują bowiem wyciągami z bankowych kont. Potwierdzają one, że całe 140 tys. zł trafiło do Jerzego T.

Zdolność do manipulowania

– Zeznawałem tak, bo tego samego dnia wypłacałem duże pieniądze i widziałem się z Grabczukiem – tłumaczy śledczym Lucjan J.
Wszystko układało mu się więc w logiczną całość. Plan się nie powiódł, bo Jerzy T. przyznał się, że wziął wszystkie pieniądze. W lutym prokurator umorzył śledztwo w sprawie łapówki dla Grabczuka.

– Lucjan J. ma dużą zdolność do manipulowania faktami, by osiągnąć zamierzony cel – pisze w uzasadnieniu. Zdaniem prokuratora, \"mogło to doprowadzić do nieuzasadnionego oskarżenia innej osoby o bardzo poważne przestępstwo”.

Wszystko po to, by opuścić areszt. Lucjan J. będzie odpowiadał za fałszywe zeznania i pomówienie wicemarszałka. Do sądu wpłynął już akt oskarżenia.

O włos od trzęsienia ziemi

– Te wydarzenia, które toczyły się poza mną, są wręcz niewiarygodne. Są jak dobrze napisany scenariusz do dobrego kryminału – mówił na zwołanej w ubiegłym tygodniu konferencji prasowej wicemarszałek Krzysztof Grabczuk (PO). Podkreślał: – Nie wierzę, że Lucjan J. mógł sam to wymyślić. Tu było zbyt dobre planowanie, zbyt dużo szczegółów. Wciąż stawiam pytania, kto za tym stoi. Cieszę się, że znalazł się prokurator, który rzetelnie zbadał sprawę i udowodnił, że oskarżenia są wyssane z palca. To był nie tylko atak na moją osobę. Co by się działo gdyby prasa dowiedziała się o sprawie podczas postępowania? Byłoby małe trzęsienie ziemi. Jestem wicemarszałkiem i wiceprzewodniczącym zarządu regionalnej PO, mam rodzinę – wyliczał Grabczuk. Mówił, że musiałby odejść ze stanowisk do czasu wyjaśnienia sprawy. – Jestem w czepku urodzony.

Wicemarszałek apelował o zmianę przepisów – żeby za bezpodstawne oskarżenia groziła bezwzględna kara.

– W Polsce mamy jeden z najniższych wskaźników zaufania społecznego. Politycy uciekają od przedsiębiorców. Boją się, że będą oskarżeni. Taki historie jak moja rujnują relacje między ludźmi. Czy to oznacza, że nie można się z nikim spotykać, a wszelkie sprawy załatwiać przez sekretarki? Trzeba to zmienić, jeśli chcemy osiągnąć sukces i rozwijać kraj – mówił Grabczuk i przewidywał, że przed wyborami i w związku z podziałem nowych funduszy unijnych, będzie więcej takich oskarżeń wobec funkcjonariuszy publicznych.

Kim jest J.?

Czarny charakter tej historii nie pierwszy raz ma kłopoty z prawem. Cofnijmy się o 10 lat. Lucjan J. jest radnym miejskim z Chełma (startował z komitetu wyborczego Kocham Chełm, był członkiem PiS), przewodniczącym rady nadzorczej Chełmskiego Klubu Sportowego \"Chełmianka” oraz menedżerem nowej hali sportowej pobudowanej w tym mieście. I właśnie ta ostatnia funkcja sprawiła, że zainteresowała się nim policja.

Żeby zostać menedżerem Lucjan J. dołączył do dokumentów osobowych kopię świadectwa dojrzałości z Zaocznego Technikum Elektronicznym w Lublinie. Oryginał, jak wymagają tego przepisy, nigdy do kadr MOSiR nie wpłynął. Szybko okazało się, że radny zaliczył tylko trzy semestry w ZTE, a dokument jest nieudolnie podrobiony. Jak by tego było mało, kadrowa z MOSiR opowiedziała jak Lucjan J. zażądał od niej pomocy w wymianie kwestionariusza osobowego i szkolnego świadectwa. W przypadku odmowy współpracy miał jej grozić zwolnieniem. Lucjan J. tłumaczył, że padł ofiarą spisku. Przekonywał: nigdy nie mówiłem, że mam średnie wykształcenie. Przerwałem naukę w lubelskim technikum, a dokumenty ktoś spreparował.

Sąd Rejonowy w Chełmie skazał Lucjana J. w 2006 roku na dwa lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć lat oraz 2400 zł grzywny. Jego apelacja została odrzucona. Dzień po wyroku radny złożył mandat. Po aferze ze świadectwem dojrzałości Lucjan J. poszedł w biznes. Z akt ostatniej sprawy wynika, że teraz jest bezrobotny i utrzymuje go żona.

Świąteczne życzenia

Grabczuk rozważa czy pozwać Lucjana J. z powództwa cywilnego. Do tej pory dziwi się jego postępowaniu. – To wszystko działo się w 2012 roku. Przysyłał mi życzenia na Boże Narodzenie, ja mu odpowiedziałem, nie wiedziałem o jego zeznaniach. Potem przyszły życzenia na Wielkanoc...

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama