• Na początku tego roku jeszcze szukał pan sponsorów, a dziś promuje już pan swoją książkę \"Ring wolny” o znakomitym lubelskim pięściarzu Stanisławie Zalewskim. Kto lub co pomogło panu wydać tę książkę?
– Oczywiście, istniała obawa, czy uda się zgromadzić budżet niezbędny do wydania tej publikacji. Zainteresowanie wsparciem mojej inicjatywy było znikome, a bez pomocy grona ludzi dobrej woli książka pewnie do dziś leżałaby w biurku. Proces tworzenia i wydania książki to swoisty trzyrundowy pojedynek bokserski w wadze ciężkiej...
Pan Stasio podkreślał, że siłą człowieka i sportowca nie jest siła fizyczna, ale głowa i wytrwałość. To, że udało się zrealizować odwieczne marzenie Stanisława Zalewskiego, w dużej mierze zawdzięczam rodzinie i całemu gronu osób, które w różnej formie pomogły mi z zawodowego obowiązku lub zwykłej ludzkiej życzliwości. Tak jak obecnie pomaga mi Andrzej Stachura, właściciel klubu Paco, który czynnie włączył się w organizację mojego wieczoru autorskiego.
• Dlaczego na bohatera swojej drugiej książki wybrał pan akurat Stanisława Zalewskiego?
– Bohater książki to współtwórca największych sukcesów polskiego sportu w dziedzinie pięściarstwa w okresie powojennym. Stanisław Zalewski to jedna z ciekawszych postaci nie tylko lubelskiego sportu. Wybitna osobowość, niezwykle ważna dla powojennej historii życia społecznego w Lublinie. Moim zdaniem, to najlepszy ambasador sportu na Lubelszczyźnie. Człowiek, który kochał boks i ludzi. Kilkadziesiąt lat godnie promował miasto, sport, Polskę. Służył sportowcom wielu dyscyplin. Teraz przyszedł czas na rewanż. Warto poznać historię pana Stasia, który, mam wrażenie, nie był należycie doceniony, a cieszył się w owym czasie ogromną sympatią. Był człowiekiem gołębiego serca, z perspektywy lat wyraźnie widać, ile miał w sobie bezinteresownego dobra, ciepła i zwykłej ludzkiej mądrości. Pan Stasio dzielił się ze mną wiedzą z imprez, historii i kulis sportu. Dawał świadectwo godnego życia, zasługującego na upamiętnienie, szczególnie wśród ludzi sportu i społeczności naszego miasta. To zresztą temat rzeka...
• Jest coś, co was łączy?
– Po pierwsze: wielka pasja do sportu. Podstawą jest pamięć i szacunek do tradycji. Ponadto, Stanisław Zalewski pieczołowicie kolekcjonował pamiątki, trofea i dokumenty. Traktował je z największym pietyzmem. Ja również mam do nich ogromny szacunek. Kolejna sprawa: o zbawiennym wpływie pana Stasia na psychikę sportowców krążyły legendy. Przez kilka lat doświadczałem tego, własnej skórze. Podczas jego masaży pracowały nie tylko jego ręce. To było masowanie ciała, duszy i swoisty dowcip rozładowujący stres…Wielokrotnie powtarzał: \"Ciężki trening i pana Stasia masaże, do zwycięstwa idą w parze”. Należał do tego typu ludzi, którzy swoją postawą, sposobem bycia, a nade wszystko charyzmą potrafił związać, jednoczyć ze sobą innych. Tego się nie zapomina i to jest ludziom potrzebne. Jako zawodnik, trener, wychowawca, terapeuta, dobry duch był w kolejnych etapach swojego bogaty życia był wzorem szlachetnego postępowania. Ugruntowało mnie to w przekonaniu, że jesteśmy winni pielęgnować jego pamięć i utrwalić ślady kilkudziesięcioletniej działalności w ruchu sportowym.
• Jak zareagowało środowisko sportowe na tę publikację?
– Na razie nie zauważam odzewu tak zwanego środowiska. Dotychczasowy stosunek władz bokserskich władz krajowych i okręgowych nie napawa mnie optymizmem... Tu czuję zawód. I to jest smutna prawda. Książka jednak dopiero trafia do czytelników. Poza kurtuazyjnym uznaniem w oczach minister sportu Joanny Muchy, która napisała przedmowę, rzeczywistość jest brutalna. Może naiwnie, ale wierzę, że książka będzie dostrzeżona i promowana przez miasto, czy władze sportowe. Na razie, cieszę się, że wieloletnia praca i zbiory pana Stasia nie poszły na marne. Środowisko sportowe często zapomina o historii, o wrażliwości, przyjaźni, empatii, subtelnych odcieniach ludzkich emocji, szukając jedynie własnego spełnienia. Niestety, realizm zabija humanizm, a pan Stasio był człowiekiem wyjątkowo gorącego serca.
• Unikatowe fotografie to jeden z wielkich atutów książki. Jak je pan zdobył?
– To duży sukces, ponieważ większość z ponad 300 archiwalnych fotografii i dokumentów po raz pierwszy ujrzy światło dzienne. Lekko nie było, bowiem nie wszyscy chcą dzielić się oficjalnie posiadanymi materiałami. Bogaty materiał ilustracyjny ukazuje pana Stasia nie tylko jako zawodnika, trenera, wychowawcę, terapeutę, ale i jako zwykłego człowieka. Kibice mogą obejrzeć nieistniejące sportowe areny i przedwojennych zawodników. Chyba najcenniejsze zbiory uzyskałem z Muzeum Lubelskiego w Lublinie i od rodziny Stanisława Zalewskiego.
• Z jakich innych źródeł pan korzystał?
– Innym źródłem były materiały, które zostawił pan Stasio oraz zdjęcia od jego kolegów czy wychowanków. Publikacja nie stanowi klasycznej biografii, lecz jest zapisem zwykłego dialogu z bohaterem, który bazuje na jego wypowiedziach z prasy, radia, telewizji, a także na osobistej korespondencji. Starałem się przedstawić i zobrazować w miarę dokładnie najważniejsze momenty jego życia. Przeglądałem źródła archiwalne, dokumenty, zdjęcia, zapiski, listy, kroniki, prasę. Książkę pisałem przez około dwa lata. Gdyby udało się zebrać wszystkie materiały, to powstałby drugi tom lub encyklopedia nie tylko lubelskiego sportu.
• Jak pan sądzi, co powiedziałby Stanisław Zalewski po lekturze pana książki?
– Nie mnie to oceniać, ale myślę sobie, że chyba po kilkudziesięciu latach spełniło się największe z marzeń Stanisława Zalewskiego. To miłe uczucie, że mam w tym swój udział. Coś, co jeszcze niedawno wydawało się tak trudne i mało realne – stało się rzeczywistością! Wyszedłem z założenia, że głównym kryterium są fakty, pokazanie, jak naprawdę było, a nie przypodobanie się komuś, co jest dzisiaj tak częste. Potknięcia mogą się zdarzyć. W tej książce też są potknięcia, ale całość jest pisana z sercem, pasją i życzliwością. To dowód mojej pamięci o wyjątkowym człowieku, który – mam nadzieję – na długo zostanie w naszej pamięci.
Maciej Maj: Spełniłem marzenie pana Stasia
Rozmowa z Maciejem Majem, autorem książki \"Ring wolny”
- 21.06.2013 15:50

Reklama













Komentarze