Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Zidane, Maradona i Boniek wychowani pod Świdnikiem

Za najdroższy okaz zapłacił 600 euro. W swojej hodowli miał m.in. Zidana, Maradonę i Bońka. Te nazwy nie są przypadkowe. Gołębie to niemal całe życie Edwarda Pranagala z Franciszkowa pod Świdnikiem.
Hodowlą gołębi zajmuje się już 33 lata. Dla młodszych kolegów jest prawdziwym guru. W jego domu regały uginają się od pucharów. Ma ich około trzystu. Część zdobył jeszcze w czasie kariery sportowej, ścigając się na motocyklach, jako jeździec Avii oraz fabryczny WSK Świdnik. Ale już wtedy inwestował w swoją drugą pasję.

– Diety, jakie dostawałem za start w zawodach przeznaczałem na zakup gołębi – opowiada Edward Pranagal. I to właśnie z konkursów lotów gołębi pocztowych pochodzi zdecydowana większość trofeów. – Najcenniejszy puchar mam za mistrzostwo okręgu Lublin, w którym jest około 1,5 tys. hodowców.

Mordercze loty

W ciągu roku imprez, na których Pranagal startuje ze swoimi gołębiami jest sporo.

– Mamy 14 lotów gołębi starych i cztery młodych. Młode idą do 350 km, a stare do 750 km. To jest morderczy lot. Taki mieliśmy ostatnio. Upał 35 stopni. 12 godzin w powietrzu, bez picia, bez jedzenia. Dużo gołębi z niego nie wróciło. Ale to jest wkalkulowane. Dzięki temu sprawdza się też materiał genetyczny.

Pan Edward nie jest już nawet w stanie powiedzieć ile sztuk ma w gołębniku.

– Na pewno pocztowych do lotu miałem 117. Po lotach zostało mi około 90. Do tego niecałe 70 młodych. Są jeszcze rozpłodowe. W sumie będzie tego ze 200 sztuk. Który jest najbardziej wartościowy? Miałem taką samiczkę, ale teraz nie wróciła mi z lotu. Jak gołąb jest na wolności to zawsze ktoś może go złapać. Dużo ginie też pod kołami samochodów – opowiada Pranagal.

Roboty nie brakuje

Na doglądanie gołębi hodowca spod Świdnika poświęca dziennie około 4-5 godzin. Jego zdaniem to i tak zdecydowanie za mało. Bo roboty jest dużo. Choć jest na emeryturze, to na brak zajęć nie narzeka. Na szczęście może liczyć na pomoc żony. Hodowlą coraz mocniej zaczyna interesować się także jego wnuczka.

– Latam metodą wdowieństwa. Samce i samiczki się nie widzą. Dopiero po skończonym locie mają czas dla siebie. Na dobrą sprawę, każdym gołębiem trzeba by się zajmować indywidualnie. Przede wszystkim jednak trzeba mieć gołębie dobrej rasy, znać się na tym, mieć wiedzę. Bo ja jestem wszystkim w gołębniku: lekarzem, pielęgniarzem, sprzątaczem i trenerem – śmieje się nasz rozmówca.

Wychował Bońka
Jak rozwijała się hodowla we Franciszkowie?

– Pierwsze gołębie, jeszcze w latach 80-tych, dostałem z Kazimierzy Wielkiej. Jak wracałem z rajdów to po drodze kupowałem gazety na temat hodowli, a to jajka, a to młode. I testowałem. Miałem towar z całej Polski – mówi pan Edward.

Najlepsze sztuki dostawały od właściciela charakterystyczne nazwy. Tak narodził się Boniek. – Bo przychodził pierwszy i wszystko wygrywał, tak jak Zbigniew Boniek w tym samym czasie na piłkarskich mistrzostwach Europy. Jego brata z tego samego powodu nazwałem Maradona.

Przez długi czas pan Edward nie nadawał imion gołębiom, bo – jak twierdzi – nie zasługiwały na to.

– Dopiero w 2004 roku pojawił się Zidane, bo był tak dobry, jak francuski piłkarz na mistrzostwach Europy. Teraz czekam na samiczkę, która nazwę Justyna, na cześć Justyny Kowalczyk.

Nawiązanie do piłkarskich gwiazd nie jest przypadkiem. Futbol również zajmuje ważne miejsce w domu Pranagalów. Syn pana Edwarda, Paweł, przez wiele lat grał w Avii Świdnik, a nawet w ekstraklasowym Bełchatowie.

Koszty się zwrócą

Z samej hodowli wyżyć raczej się nie da. Co najwyżej zwrócą się włożone koszty. Pranagal dał za najdroższego gołębia 600 euro. Ale zna hodowcę, który zapłacił za wyjątkowy okaz 37 tys. euro. – Ale jemu te pieniądze szybko się zwrócą, bo dostał wybitnego gołębia – podkreśla pan Edward.

Polska jest teraz mocno postrzegana w lotach gołębi pocztowych. Lepiej od Belgii, Holandii, czy Niemiec.

– Mamy bardzo dużo hodowców. Ktoś, kto się tylko tym interesuje jest w stanie zarobić na tym sporcie. Teraz jest taki turniej z nagrodą główną 145 000 zł. Bo to nie tylko pasja, ale i rywalizacja. Zresztą większość hodowców to byli sportowcy – zauważa Pranagal.

Marzenie o olimpijczyku

Marzeniem hodowcy z Franciszkowa jest teraz wychować olimpijczyka, takiego drugiego Zidana.

– Zdobyłem mistrzostwo Polski, mistrzostwo regionu miałem mnóstwo razy, byłem też mistrzem okręgu i sekcji w różnych kategoriach. Olimpijczyk to byłoby ukoronowanie mojej pracy z gołębiami. Z roczniaków, które mam, już są kandydatki. Ale muszą utrzymać formę, bo tu liczą się wyniki z dwóch lat. Może coś z tego będzie, choć mamy trudny teren do wychowania olimpijczyka, bo oddział świdnicki jest bardzo rozrzucony.

Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama