Zwycięstwo zawodnika Agrosu Zamość Pawła Fajdka na Łużnikach w Moskwie nie było wielką sensacją. Styl, w jakim tego dokonał, już tak. Odległość 81,97 m, o ponad półtora metra lepsza niż wynik drugiego w klasyfikacji Węgra Kristiana Parsa, musiała budzić respekt. A jeśli dodać do tego, że dokonał tego najmłodszy zawodnik w całej stawce, bardzo łatwo odpowiedzieć sobie na pytanie, do kogo będzie należała przyszłość rzutu młotem na świecie.
Po naukę do Londynu
24-latek z Żarowa pierwszy raz wśród faworytów dużej imprezy wymieniany był rok temu, przed Igrzyskami Olimpijskimi w Londynie. Nie był wtedy znany szerszej publiczności, ale wyniki przez niego osiągane, sugerowały, że może utrzeć nosa bardziej doświadczonym przeciwnikom.
Przed wylotem do Londynu Fajdek udzielił nam wywiadu. – Nie czuję żadnej tremy. Ogólnie uważam, że nie ma się czego obawiać. Jadę po to, żeby walczyć o podium. Jestem spokojny i czekam po prostu na rozpoczęcie zawodów – zapewniał wówczas.
Niestety, stres przyszedł w najmniej odpowiednim momencie, tuż przed startem. Fajdek rzucał daleko, ale spalił wszystkie swoje trzy próby i nie awansował do finału. Mimo sportowej porażki, na IO nauczył się bardzo wiele, zebrał cenne doświadczenie. W ciągu kilku następnych miesięcy ustabilizował technikę i oczyścił głowę.
Wiosną skręcił staw skokowy, a później w kuchni przeciął sobie palec. Przez kilka tygodni nie mógł rzucać, ale nadrabiał to innymi ćwiczeniami. Sezon zaczął później niż najwięksi rywale, ale przed Uniwersjadą w Kazaniu i tak uznawany był za wielkiego faworyta. Tym razem nie zawiódł, choć przeciwnicy, Słowak Marcel Lomnicky i Rosjanin Siegiej Litwinow, postawili poprzeczkę zaskakująco wysoko. Ten ostatni dorzucił nawet do 78 m, wysuwając się na pozycję lidera. Fajdek nic sobie jednak z tego nie zrobił. Potężnie rozbujał młot i posłał go ponad 80 m, odbierając konkurentom chęć do dalszej rywalizacji.
Znakomitym występem rozbudził nadzieje, że na najważniejszej imprezie sezonu, mistrzostwach świata w Moskwie, pójdzie mu równie dobrze. Choć rywale byli bez porównania silniejsi, bo i najmocniejszy w tym roku Pars i mistrz olimpijski z Aten, znakomity weteran Koji Mirofushi, Fajdek chciał rozegrać zawody tak samo, jak w Kazaniu. Jeden nokautujący cios i koniec.
Chyba jednak nawet on sam nie spodziewał się, że w Moskwie pośle rywali na deski już w pierwszej rundzie. Kilka zamachów, rzut, lot. Odległość – 81,97 m. Mimo że konkurs dopiero się rozpoczął, przeciwnicy jeden po drugim zaczęli podchodzić i gratulować nowemu mistrzowi świata. W ten sposób Rosja stała się podwójnie szczęśliwa dla sportowca Agrosu Zamość.
– Jak zobaczyłem rezultat, na sto procent wiedziałem, że jest to medal i będzie rywalom bardzo ciężko się otrząsnąć. Pierwsza kolejka z takim mocnym rezultatem miażdży psychikę. Było to zresztą widać. Nie zamierzałem jednak od razu uzyskiwać takiego wyniku. Tak wyszło. Była okazja, poczułem bardzo dobrze sprzęt, przyspieszyłem ostatnie dwa obroty i poleciało – zapewnia mistrz świata.
Być mistrzem jak Szymon
Fajdek zaczynał karierę w klubie Zielony Dąb Żarów, gdzie trenował do 2007 roku. W czwartej klasie szkoły podstawowej wypatrzyli go Zygmunt Worsa i Jolanta Kumor.
– Doskonale pamiętam rok 2000, kiedy Szymon Ziółkowski stawał na najwyższym stopniu olimpijskiego podium w Sydney. Miałem wówczas 11 lat, ale właśnie wtedy w Żarowie, skąd pochodzę, zaczęła się cała historia rzutu młotem. Po mistrzostwach świata w Edmonton (złoto Ziółkowskiego – 2001 rok), kiedy Szymon wraz z trenerem Czesławem Cybulskim jeździł po Polsce, odwiedził także moją gminę. Wtedy wszystko się zaczęło – wspomina młociarz.
W rodzimym klubie długo miejsca jednak nie zagrzał. Musiał odejść, bo w gminie nie chcieli mu przyznać 200 zł stypendium, a klub nie miał pieniędzy. Tak trafił do Agrosu.
– Pamiętam jakby to było dziś. W 2007 roku w Zamościu odbywały się mistrzostwa polski Ludowych Zespołów Sportowych. W Agrosie był taki miotacz Bartek Błachowski, który kolegował się z Pawłem. Obaj zgadali się, że może by tak Paweł przeniósł się do naszego klubu. I przyszedł do nas taki młody chłopak, wtedy jeszcze zupełnie nikomu nie znany, z trenerką Jolantą Kumor. Nie bardzo wyobrażałem sobie, jak to ma wyglądać, ale ona powiedziała, że zajmie się treningiem, żeby tylko klub się nim zaopiekował. Zgodziliśmy się, a dziś, cóż, możemy się tylko cieszyć – wspomina Konrad Firek, prezes zamojskiego klubu.
Od kwietnia 2010 roku Fajdek ćwiczy w Poznaniu z trenerem Cybulskim, wychowawcą m.in. Kamili Skolimowskiej, Anity Włodarczyk i Ziółkowskiego. Wcześniej był związany z Krzysztofem Kaliszewskim, z którym trenował w Warszawie, ale... – Pan Kaliszewski koncentrował się wtedy na Szymonie. Czułem się pozostawiony z boku. Nie było postępów, musiałem coś zmienić – wyjaśnia świeżo upieczony mistrz.
Dziś wie, że choć współpraca z legendą polskiego młota czasem jest ciężka, nic lepszego nie mogło go spotkać w sportowym życiu. To przecież pod czujnym okiem Cybulskiego zaczął odnosić pierwsze sukcesy i stanął na najwyższym podium mistrzostw świata.
Woda sodowa nie uderzy
Mistrz pozostaje normalnym człowiekiem. – W tej chwili myślę tylko o tym, by wrócić do hotelu, napić się, zjeść coś i pójść spać. Jestem bardzo zmęczony – mówił bezpośrednio po zwycięskich zawodach na Łużnikach, a pytany o hobby dodał: – Oglądam filmy, gram w koszykówkę poza sezonem, spotykam się ze znajomymi.
Bliscy twierdzą, że sława i pieniądze nie przewrócą mu w głowie. – Jestem z niego bardzo dumny, ale on pracował na to 12 lat. To ciężka praca, wyrzeczenia… – przypomniał ojciec zawodnika, Waldemar, na antenie TVN24. – Znam Pawła już dość długo. Pamiętam go jeszcze jako takiego małego, nieśmiałego chłopczyka w okularach. Nie widujemy się często, ale jestem pewna, że sodówka mu nie grozi. Już wcześniej odnosił przecież sukcesy, ale pozostał tym samym facetem – zapewnia nas jego klubowa koleżanka Katarzyna Kita, również młociarka.
Fajdek już wie, na co przeznaczy część kwoty z 60 tys. dolarów nagrody, jaką dostanie za złoty medal. – Nie mam pojęcia ile zarobiłem. Nawet nie sprawdziłem jakie to są stawki. 60 tysięcy dolarów? Całkiem przyjemna kwota. W końcu może kupię sobie samochód, by nie jeździć pociągami. Biorąc pod uwagę fakt, w jakich okolicznościach musieliśmy jechać na obóz do Spały i wrócić z niego, w 35-stopniowym upale bez klimatyzacji, to na pewno zainwestuję w auto.
Znokautował ich młotem. Pawła Fajdka droga na szczyt
Choć konkurs dopiero się rozpoczął, po rzucie Pawła Fajdka przeciwnicy zaczęli podchodzić i gratulować nowemu mistrzowi świata.
- 16.08.2013 14:38
Reklama













Komentarze