Reklama
Teatr Provisorium \"Lód”. Recenzja spektaklu
4 godziny z Opryńskim! Lekko nie było. To trudny, fascynujący, przegadany, porywający, nużący, wstrząsający teatr.
- 15.10.2013 13:58

Na pierwszej części był komplet. Po pierwszej aktorzy stracili jedną trzecią sali. Część poszła do domu, część została w kawiarni. To znak, że najnowszy spektakl Janusza Opryńskiego \"Lód” jest zwyczajnie za długi.
To trudny spektakl, z którego reżyser wyszedł obronną ręką. Trudny, bo trudna i skomplikowana jest powieść Jacka Dukaja \"Lód”.
W 1908 r. w środkowej Syberii, na skutek uderzenia meteorytu z nieznanego materiału ziemię spowija lód, dochodzi do aktywności brył lodu, nazywanymi Lute. Potężne mrozy docierają do Warszawy, w roku 1924 warszawski matematyk Benedykt Gierosławski udaje się w podróż Koleją Transsyberyjską, żeby odszukać zaginionego ojca, Filipa, który potrafi porozumiewać się z Lutymi.
Reżyser zabiera nas w podróż po meandrach tekstu, dysput i monologów, przedziera się przez ponad 1000 stron prozy Dukaja, żeby stworzyć spektakl na podobieństwo \"Czarodziejskiej Góry” Tomasza Mana. I zaproponować nam wyprawę do wnętrza siebie. Od serca do serca, często skutego lodem.
\"Lód” to fascynujący spektakl. Fascynujący, bo zmusza do przedzierania się przez setki słów, analizy metaforycznych obrazów, pokonywania dłużyzn, sekundowania Januszowi Opryńskiemu w fascynacji prozą Dukaja, podążania za jego interpretacją i towarzyszenia głównemu bohaterowi rozmowie z Piłsudskim, Rasputinem, Ojcem, Bogiem i Rosjanami, którzy najchętniej używają pięści, żeby uderzyć Polaka w twarz i wdeptać go w ziemię.
\"Lód” to przegadany spektakl, tak jak przegadana jest powieść Dukaja. Być może w czytaniu można się nią delektować, na scenie to przegadanie drażni i prowokuje do wyjścia. W rezultacie dłużyzn rwie się dynamika i napięcie, a spektakl rozłamuje się na dwie części. A może dwa, a nawet więcej spektakli? W dodatku przegadanie odbija się na pracy aktorów, którzy mylą się zbyt często.
\"Lód” to porywający teatr. Z dwoma obłędnie pięknymi scenami o niespełnieniu. Na finał części pierwszej o niespełnionej miłości. Oraz o pragnieniu życia sięgającym aż po śmierć. Na finał drugiej o poszukiwaniu kontaktu z ojcem, którego nie da się odnaleźć. Bo nie da się cofnąć do czasu dzieciństwa i nadrobić straconych chwil z ojcem. Próby nadrobienia spełzną na niczym. W finale najnowszego spektaklu Janusza Opryńskiego znajdziemy odwołania do \"Wielkiej Improwizacji” i scen ze spektaklu Jerzego Grotowskiego \"Apocalypsis cum figuris”, w których Opryński pyta o podróż w kierunku Boga.
\"Lód” to nużący spektakl, który drażni, denerwuje, prowokuje do buntu i wyjścia. Ale kto się przełamie i zostanie, nie będzie żałował. Wybierze sobie kilka scen i zabierze pod powiekami do domu. Wtedy te sceny zaczną pracować. A może nawet topić lód i chłód codziennego znużenia życiem. Wtedy zaczyna się za teatrem Janusza Opryńskiego tęsknić.
Choć dla tych, co wyszli, najnowszy spektakl okazał się zbyt nużący, dla zdecydowanej większości świadków zmierzenia się Janusza Opryńskiego z \"Lodem” – przedstawienie było doświadczeniem wstrząsającym, być może nawet zmieniającym życie, a nie tylko poglądy.
Reklama













Komentarze