Po premierze spektaklu \"Ala ma sen”. Recenzja
Najnowszy spektakl Pawła Passiniego to kolekcja multimedialnych ilustracji do \"Alicji w krainie czarów” z piękną toaletką w roli głównej.
- 03.11.2013 15:55

Spod kalejdoskopu obrazów, projekcji, tricków i sztuczek wyziera martwota i pustka. Oraz bezradność reżysera, który w pasji tworzenia swojej wersji Alicji w nowej sali Centrum Kultury dopuścił się przerostu formy nad treścią, nadmiernie epatując publiczność interaktywnymi cudami z komputera. I głęboko skrył przesłanie spektaklu.
Jeden z najgłębszych sekretów życia polega na tym, że tylko to wszystko, co robimy dla innych, jest tym, co naprawdę warto robić – napisał Lewis Carroll, autor książki o małej wędrowniczce, która wyrusza w zaświaty w poszukiwaniu coraz to bardziej ekstremalnych przygód. – Czy nie mógłby pan mnie poinformować, którędy powinnam pójść? – mówiła Alicja. – To zależy w dużej mierze od tego, dokąd pragnęłabyś zajść – odparł Kot-Dziwak. – Właściwie wszystko mi jedno. – W takim razie również wszystko jedno, którędy pójdziesz. – Chciałabym tylko dostać się dokądś – dodała Alicja w formie wyjaśnienia – Ach, na pewno tam się dostaniesz, jeśli tylko będziesz szła dość długo.
Paweł Passini, reżyser o niezwykłej wyobraźni scenicznej podążył za Alicją, na żywo komentując w trakcie spektaklu jej losy. Jego melodyjny głos w połączeniu ze świetną, transową muzyką prowadził widzów przez kolejne sceny, obrazy i senne przestrzenie wyczarowane przez komputery i projektory.
Powstała kolekcja zapierających dech w piersiach, filmowych obrazów, w których świat ziemski mieszał się z niebieskim, roje gwiazd tańczyły na interaktywnej podłodze, a monologi aktorów nabierały nowych znaczeń. Ale po kolejnych minutach komputerowych tricków chciałoby się prosić reżysera o więcej dyskrecji w epatowaniu widzów cudami interaktywnej techniki, która tylko na krótką metę pozwala trwać widzom w zachwyceniu spektaklem.
W połowie spektaklu warto zamknąć oczy, wyłączyć multimedialne projekcje i zasłuchać się w komentarze Passiniego, który bierze widza za rękę i prowadzi go senną ścieżką na drugą stronę lustra. – Po drugiej stronie lustra jest kraina czarów. Co noc odkrywasz w niej wciąż nowe ścieżki. I coraz więcej słów umiesz poskładać z liter sennego abecadła. Kiedyś spotkamy się po drugiej stronie i wtedy wszystko mi opowiesz. I nie będziemy się mogli nagadać. Do rana – pisze w przedmowie do spektaklu.
Po jakiej stronie się spotkamy? Dzień premiery mówi wszystko. Reżyser precyzyjnie wybrał datę: Dzień Zaduszny, który jest dniem modlitw za dusze zmarłych. Po drugiej stronie lustra rozpościera się kraina, której tak bardzo się boimy. Ze strachem patrzymy na upływający czas. W najpiękniejszej scenie spektaklu aktorzy próbują stopą zatrzymać wskazówki swoich zegarów. – Nie ma co się szarpać – tłumaczy melodyjnym głosem Passini.
Wszystko zmierza w swoim kierunku. Na drugą stronę lustra. Tam czeka na Ciebie zaczarowany świat. A odchodzenie wcale nie boli. No bo jeżeli po drugiej stronie też będziemy mogli mieć laptopa, iPhona i ebook z \"Alicją w krainie czarów”, to czego tu się bać.
Reklama













Komentarze