Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

W tej szkole nie ma ocen

Uczniowie dostają recenzje, nie stopnie, a nauczyciele stawiają na zaufanie i sprawczość. O modelu edukacji, który wywraca tradycyjne myślenie, opowiada wicedyrektor Lubelskiej Szkoły Realnej Dorota Zielińska-Dryl.
W tej szkole nie ma ocen

Autor: nadesłane

Jak powstała idea stworzenia takiej szkoły w naszym mieście? 

Szkołę Realną stworzyło kilkanaście osób – w różny sposób związanych albo niezwiązanych z edukacją. W naszych szeregach są biznesmeni, nauczyciele, prawnicy, ludzie zajmujący się przeróżnymi dziedzinami. Łączyło nas jedno: poznaliśmy się kiedyś w szkole podstawowej naszych dzieci, które były uczone z pasją, w wspaniałej atmosferze. Wiele z nich brało też udział w Odysei Umysłu – to jest taka olimpiada kreatywności. Widzieliśmy, że kiedy daje się dzieciom szansę i wolność, one mogą naprawdę wszystko i potrafią „przenosić góry” – dosłownie i w przenośni. Chcieliśmy stworzyć szkołę, w której będą się czuły tak dobrze, jak podczas Odysei.

Ja natomiast od wielu lat zajmowałam się ocenianiem kształtującym i jako nauczyciel czułam, że dobrze byłoby, gdyby w naszej szkole nie było ocen liczbowych, abyśmy po prostu rozmawiali z uczniami o tym, co jest dobrze, co jest do poprawy, nad czym warto popracować. 

I chyba tym najbardziej wyróżnia się Szkoła Realna na tle innych placówek oświatowych. 

Tak, nie mamy ocen, tylko piszemy recenzje. Uczniowie dostają informację zwrotną: „to potrafisz”, „nad tym powinieneś pracować”, „tym zajmę się z tobą, bo wiem, że masz trudności”. Wydaje mi się, że dzięki temu uczniowie robią nawet więcej. Na przykład w tym tygodniu, patrząc na realizację projektów kończących omawianie „Zbrodni i kary”, byłam zachwycona. Dzieciaki, które nie mają ocen, a przez trzy tygodnie pracują nad projektem, potrafią zrobić fenomenalne rzeczy. Tego nie mieści kategoria żadnej oceny, nawet „celującej”.

Nasi uczniowie często mówią, że tym, co najbardziej nas wyróżnia, są relacje. Rzeczywiście mocno emocjonalnie angażujemy się w ich problemy, jesteśmy dla nich bardzo otwarci. Uważamy, że tylko prawdziwy i życzliwy dialog przynosi efekty. 

Mówi się dużo o przeładowanych planach zajęć. Tutaj do programu dochodzą nowe przedmioty, spotkania z różnymi osobami. Da się to pogodzić? 

Mamy problem z planem wynikający z tego, że od drugiej klasy liceum uczniowie mogą dowolnie wybierać rozszerzenia. I te rozszerzenia mogą być bardzo różnorodne – ktoś może jednocześnie rozszerzać fizykę i filozofię, albo historię sztuki i matematykę. Dzięki temu robią to, co lubią, i przygotowują się do matury z przedmiotów, które naprawdę ich interesują.

Dodatkowo w ramach specjalizacji mamy różne kursy, które uczniowie mogą wybierać. Nie jestem osobą najbardziej kompetentną, żeby szczegółowo o nich opowiadać, ale mamy m.in. pisanie kreatywne z panem Wrońskim, kurs kulinarny w jednej z lubelskich restauracji, kursy pierwszej pomocy, logiki, druku 3D, sztucznej inteligencji, dubbingu czy retoryki. Każdy uczeń przechodzi obowiązkowo dwa takie kursy. To trochę specyfika Szkoły Realnej – ona ma przygotowywać do realnego życia, rozwijać sprawczość, pokazywać, że świat jest otwarty.

Stąd nasz plan jest kolorowy i porozrzucany – ale to wynik tego, że chcemy dać uczniom możliwość rozwijania tego, co ich interesuje. Absolutnie nie profilujemy od pierwszej klasy. Wśród naszych założycieli jest psycholożka, która zawsze mówiła, że pierwsza klasa to jeszcze nie jest moment, by dzieci jednoznacznie wybierały profil; to przychodzi później.

Sprawdza się taki system? Jak z perspektywy lat pani to ocenia?

Jeśli chodzi o dane statystyczne, wyniki matur są naprawdę wysokie. Ale jest coś jeszcze, czego nie da się policzyć: widzimy, że nasi uczniowie to mądrzy, dobrzy ludzie, tacy pomocni. Dużą rolę przykładamy do tego, by wychodzili poza szkolne ławki – pomagali innym, realizowali projekty, spotykali ciekawych ludzi. I oni rzeczywiście angażują się w różne inicjatywy.

Nie zmagacie się z problemami wychowawczymi?

Czasem się zdarzają, oczywiście. Staramy się je rozwiązywać na bieżąco. 

A jeśli chodzi o ich dalszy rozwój – zawodowy, naukowy – widać potem, że uczniowie dobrze sobie radzą? Że łatwo wchodzą w dorosłość?

Myślę, że tak. Obserwujemy ich prywatnie. Teraz umawiamy się też z absolwentami na wspólne dekorowanie pierniczków, więc będziemy mieć taki bezpośredni feedback, jak im się żyje. Wydaje mi się, że naprawdę wspaniale wchodzą w dorosłość. Są empatyczni, relacyjni, sprawczy. Mimo że niektórzy mają stypendia naukowe, mówią, że „nie uczą się dla ocen” i że brakuje im tego, że ktoś powie: „to umiesz”, albo „tu musisz jeszcze popracować”. Jedna z naszych absolwentek przyszła ostatnio i powiedziała: „Wie pani co, dostałam na studiach tróję za esej, ale nikt mi nie powiedział, co zrobiłam źle. A tu zawsze wiedziałam”.

Myślę, że ten system się sprawdza – dla uczniów, ale też dla nas, nauczycieli. Jesteśmy po prostu szczęśliwsi, bo możemy się realizować. Dla niektórych to powołanie, dla innych zawód, ale widzimy, że nasza praca daje efekty.

 

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Komentarze

ALARM 24

Masz dla nas temat?

Daj nam znać pod numerem:

+48 691 770 010

Kliknij i poinformuj nas!

Reklama

CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO?

Reklama
Reklama
Reklama