- Chodziło nam o zadośćuczynienie, niekoniecznie pieniężne, za usługę seksualną i brutalne traktowanie - zeznał jeden z oskarżonych o szantażowanie prawicowego posła Piotra Sz. Polityk miał nie zapłacić jego znajomej za seks.
(jsz)
03.04.2014 13:02
Proces trzech osób, oskarżonych o szantażowanie parlamentarzysty, rozpoczął się w czwartek w lubelskim sądzie. Na ławie oskarżonych zasiedli Szczepan P. (recydywista), Przemysław S. (były pracownik agencji detektywistycznej) i Magdalena I. (absolwentka prawa KUL, była stażystka w Urzędzie Marszałkowskim, obecnie recepcjonistka).
Zdaniem prokuratury cała trójka miała szantażować posła Piotra Sz. (nie zgodził się na podanie nazwiska), grożąc mu opublikowaniem kompromitujących nagrań.
Na ten pomysł miała wpaść Magdalena I. Z zeznań jednego z jej kompanów, Przemysława S., wynika, że kobieta poznała posła za pośrednictwem jednego z portali internetowych. Piotr Sz. nie podał swoich prawdziwych danych. Miał za to zorganizować intymne spotkanie z dziewczyną nad Zalewem Zemborzyckim. Nie zapłacił jej jednak 200 zł za seks.
Magdalena I. nie wiedziała, kim w rzeczywistości jest jej dłużnik. Rozpoznała posła w telewizji, kiedy maszerował na czele pochodu sympatyków TV Trwam.
Pikantne SMS-y i hotel
Przemysław S. zeznał w prokuraturze (przed sądem odmówił składania wyjaśnień), że kobieta chciała spotkać się z posłem, by odzyskać pieniądze. Para miała wymieniać między sobą pikantne SMS-y. Wreszcie w grudniu 2012 roku, tuż przed Bożym Narodzeniem, polityk umówił się z Magdaleną I. w hotelu Luxor w Lublinie.
- Chciał, żeby przyjechała na spotkanie w szpilkach i miniówce - zeznał Przemysław S.
Kiedy polityk spotykał się z dziewczyną w hotelowym pokoju, ona i jej kompani wszystko nagrywali. Później Przemysław S. i Szczepan P. nagrali i sfotografowali, jak para opuszcza hotel.
Chwilę później oskarżeni skontaktowali się z posłem. Spotkali się w Lublinie i rozmawiali o tym, ile polityk ma zapłacić, by odzyskać kompromitujące go nagrania. Stanęło na 3 tys. zł, ale poseł jeszcze tej samej nocy zgłosił sprawę policjantom. Szantażyści zostali zatrzymani.
Jeden się przyznał
Szczepan P. przed sądem przyznał się do winy. Chciał dobrowolnie poddać się karze roku i trzech miesięcy więzienia w zawieszeniu. Prokurator nie przystał jednak na tę propozycję.
Magdalena I. nie przyznała się do winy. Przemysław S. nie przeczył, że brał udział w całym zdarzeniu, ale nie przyznał się do przestępstwa.
- Wystarczyło mi, że mu dokuczyłem i zepsułem święta. Nie chciałem pieniędzy. Chodziło raczej o zadośćuczynienie, niekoniecznie pieniężne, za usługę seksualną i brutalne traktowanie - wyjaśniał podczas przesłuchania w prokuraturze.
Poseł chciał utajnić proces
Sam poseł Piotr Sz. nie stawił się w sądzie. Jeszcze przed rozpoczęciem procesu domagał się całkowitego wyłączenia jawności postępowania. W swoim wniosku przekonywał, że padł ofiarą medialnej nagonki, a jego małżeństwo jest w kryzysie. Sędzia Beata Górna-Gielara uznała jednak, że Piotr Sz. musi się liczyć z ograniczeniami w ochronie swojej prywatności. Jest bowiem osobą publiczną.
- Całkowite wyłączenie jawności godziłoby w prawo obywateli do oceny przedstawicieli władzy - wyjaśniła sędzia Górna-Gielara.
Sąd uznał również, że skoro to Piotr Sz. sam zawiadomił o szantażu, to jego postawę należy szerzej rozpropagować. W rezultacie utajniono tylko intymne szczegóły sprawy. Niejawne pozostały niemal wszystkie wyjaśnienia Magdaleny I.
Były poseł Solidarnej Polski ma zeznawać na kolejnej rozprawie, którą zaplanowano na 13 maja.
Komentarze